wtorek, 3 stycznia 2012

Sen to czy jawa?


Autor: Różni
Tytuł: Kraina wierszy
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 148


Postanowiłam ją odnaleźć. W końcu musi istnieć naprawdę. Serce, dusza i moja wyobraźnia mówią, że mam rację. Wierzę. Wyruszam bladym świtem, kiedy jeszcze na polach unosi się delikatna mgła. Słońce powoli budzi się do życia i napełnia mnie nową energią, dodaje sił. Idę powoli leśną ścieżką i jestem zawiedziona, bo wszystko wygląda zupełnie normalnie. Drzewa, liście, trawa, ptaki, wiewiórki… Po kilku słonecznych minutach nadal znajduję się w lesie, lecz zamiast sosen i dębów wokół rosną wielkie litery alfabetu. Widzę piękne i brzuchate B, proste i dystyngowane A, czarodziejskie Ę, radosne U. Tak, zbliżam się do upragnionej Krainy wierszy. Czuję lekkie zdenerwowanie i podniecenie jednocześnie. A co jeśli mnie nie wpuszczą do Krainy? Muszę się tam dostać. Zaczęłam iść coraz szybciej, w końcu zaczęłam biec, by jak najszybciej znaleźć się przed książkową bramą otwierającą drogę do Krainy. Nie musiałam biec długo, więc nie byłam zmęczona. Nagle moim oczom ukazała się brama i …czy to możliwe? była otwarta i zapraszała mnie do wejścia. Weszłam nie zastanawiając się długo.

Jak tylko przekroczyłam próg, od razu z lewej strony zobaczyłam rozbrykaną Małpę w kąpieli, biegała jak szalona. A obok niej stał i przyglądał się tym fikom Murzynek Bambo, który wcale nie mieszka w Afryce. Mieszka w Krainie wierszy. Szłam powolutku, by móc zobaczyć wszystkie cudowne obrazy. Nade mną słyszałam śpiew Słowika, który koił moją duszę. Na ścieżce tuż za zakrętem spotkałam Grzesia, który niósł worek piasku. Nawet nie próbowałam mu powiedzieć, że w tym worku jest dziura. Postanowiłam wziąć sobie małą garść piasku, tak na pamiątkę. Na leśnej polanie zobaczyłam Kaczkę Dziwaczkę, z kokardą na samym czubku. Wyglądała zabawnie. Uśmiechnęłam się do niej i poszłam dalej. Moim oczom ukazała się maleńka gospoda. Postanowiłam tam zajrzeć, ale tylko przez okno, żeby nikogo nie przestraszyć. Przy stole zobaczyłam Muchy samochwały, jejku jak one się przekrzykiwały. Nabijały się z pająków. Postanowiłam nie słuchać dalej tych przechwalanek i udałam się w dalszą podróż. Bajka to czy nie, ale moim oczom ukazały się maleńkie Krasnoludki. Jednak to prawda, że one istnieją wszędzie. Szłam dalej podśpiewując: My jesteśmy krasnoludki hop-sa-sa, hop-sa-sa. I gdy tak śpiew płynął z mojego wnętrza usłyszałam czyjś śmiech. No, tak pewnie zbliżam się do domku Królewny Śmieszki, która nie może przestać się śmiać. Wolę jednak ją ominąć, bo jeszcze zacznę się śmiać i nie będę mogła tego zatrzymać. Aż tu nagle drogą mknie Straż pożarna. I wszystko zaczyna dziać się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy znajduje się znów w zwykłym lesie.


Nad moim uchem dzwoni budzik. Przeciągam się leniwie na łóżku i wciąż myślę o swoim wspaniałym śnie. Och, szkoda, że to był tylko sen. Powoli podnoszę się z łóżka a z moich dłoni wysypuje się złoty piasek….



PS. Wplećmy trochę poezji do naszej prozy życia.

1 komentarz:

  1. Hordubal rewelacyjnie to napisałaś! Bardzo mi się podoba ta oryginalna recenzja:) Czytałam te wiersze i rzeczywiście są świetne i ponadczasowe:)

    OdpowiedzUsuń