sobota, 22 grudnia 2012

Życzenia




Gdyby przyszli do Ciebie wtedy
w świętą noc
kiedy świeciła jedna czytelna gwiazda
dzisiejsi chrześcijanie
zwłaszcza ci co uważają że trzeba wszystko mieć
żeby nie przestać być
może chcieliby przykryć Cię wełnianą kołdrą
porozwieszać Ci firanki w stajni
sprawić świętemu Józefowi rękawiczki
te najcieplejsze z jednym palcem
obmyślać centralne ogrzewanie
bardziej wpływowi pisaliby do Urzędu Kwaterunkowego
o mieszkanie dla Ciebie z wygodami
żebyś nie mieszkał kątem
nieufni doszukiwaliby się w podskakującym ośle
kucyka trojańskiego z podejrzanym sumieniem
najodważniejsi zaczęliby protestować powołując się
na Deklarację Praw Człowieka i Obywatela
i wszystkie dekrety o wolności wyznań
poeci ubraliby Betlejem w liryczne dekoracje
malarze smarowaliby złotym pędzlem
bo inaczej nie wypada
w najlepszym wypadku modliliby się do Ciebie
jak do dziecka milionera
złożonego umyślnie na sianie
a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami
ze zmarzniętą mamusią przy policzku

że nie chcesz takiego Bożego Narodzenia
że jesteś nagą tajemnicą
że oddajesz wszystko

wszystko możesz oddać
że właśnie będąc tylko oddawaniem
jesteś Bogiem

piątek, 21 grudnia 2012

Z cyklu: co komu kupić?

Damska torebka. Te dwa słowa sprawiają, że przez moja głową przebiegają myśli, tak różnorodne, że nie jestem ich w stanie zatrzymać. Każda z nas, kobiet, wie doskonale, że damska torebka to istna skarbnica wszelkich możliwych przedmiotów. Znajdziemy w niej długopisy, stare paragony (już nie będę nikomu wytykać, jak bardzo stare), pomadki, perfumy, notesy, gazety, rajstopy, kosmetyki, szczotkę do włosów, klucze, listy, chusteczki higieniczne, telefon, czapkę, rękawiczki, wodę niegazowaną, drugie śniadanie. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Pewnie każda z Was cos jeszcze dołożyłaby do torebki. Ja na przykład zawsze w torebce noszę książki .Ostatnimi czasy typowo dziecięce. O! widzę jak z mojej torebki wystaje właśnie Cecylka Knedelek, która przygotowuje się do świąt Bożego Narodzenia.

Stwierdzam, że jestem głupia. Bo kto normalny dyga każdego dnia wielką torebkę na ramieniu, w której większość przedmiotów jest niepotrzebna? Biedny ród kobiecy. Dobrze już kończę pisanie o zawartości kobiecych torebek, bo każda z nas doskonale wie, że jest to prostu wór bez dna. Chciałabym Was jednak zapytać, gdzie zawsze trzymacie torebkę? W domu nie ma pewnie żadnego problemu. Zawsze znajdzie się jakieś miejsce na szafce w przedpokoju czy na wieszaku. Jednak kiedy idziemy do restauracji, kawiarnii, to gdzie wtedy ląduje Wasza torebka? Zawsze chcemy ją mieć blisko siebie, więc albo trzymamy ja na kolanach, kładziemy na podłodze albo (jeśli jest mała) przewieszamy przez ramię, kładziemy na stoliku albo wieszamy na oparciu krzesła. Jednak nie zawsze są to dobre rozwiązania. Na podłodze torebka może się pobrudzić, a na krześle nie zawsze taka torebka chce wisieć. Chciałabym się Wam pochwalić pewnymi zawieszkami, które sprawią, że zawsze znajdziecie miejsce na Wasze torebki.

Zawieszki na torebkę otrzymałam ze sklepu Koszyk prezentów , o którym pisałam Wam już wcześniej. W swoim asortymencie mają duży wybór zawieszek na torebkę. Powiem szczerze, że z początku nie byłam do nich przekonana. Jednak od kiedy mam je ze sobą, to moja torebka juz nie leży na podłodze. W pracy wszystkie kobiety zachwycają się tym drobnym, ale jakże przydatnym, drobiazgiem. Trafiła do mnie zawieszka firmy Kimska, model nocne niebo, pochodzący z kolekcji Klejnoty. Jej zastosowanie jest banalnie proste. Wyjmujemy zawieszkę i kładziemy ją na stole i na haczyku zawieszamy torebkę. Moje drogie myślicie pewnie, że Waszej torebki taka malutka zawieszka nie utrzyma? Otóż, mylicie się. Zawieszki firmy Kimska potrafią utrzymać ciężar do 10 kg. Sprawdziłam na swojej torebce, więc jest to informacja przebadana i potwierdzona. Dobra dość pisaniny, zobaczcie kilka zdjęć:







I jak? Podoba Wam się taki pomysł? Ja jestem zachwycona i nie mogę przestać się dziwić, że taki drobiazg, tak może ułatwić życie. Druga zawieszka, którą otrzymałam posiada ciekawy, oryginalny wzór motylków. Zobaczcie, jakie urocze:






Obie zapakowane są w malutki welurowy woreczek, a te z firmy Kimska dodatkowo zapakowane są w małe eleganckie pudełeczko. Sami więc widzicie, że jest to idealny prezent dla kobiety. Moje zawieszki otrzymają dwie szwagierki. Mam nadzieję, że się im spodobają. Zapraszam do sklepu Koszyk prezentówKoszyk prezentów, szukajcie inspiracji. W styczniu na pewno poinformuję Was o nowościach.

wtorek, 18 grudnia 2012

Witaj,królewno Lenko



Autor: Aneta Krella-Moch
Tytuł: Królewna Lenka i awantura o skarb.
Wydawnictwo: Skrzat
Liczba stron: 20

Królewna Lenka jest zupełnie zwyczajną królewną. Jak każda dziewczynka czasem marudzi, płacze, złości się, śmieje się, biega, skacze… Robi mnóstwo rzeczy, które wcale takie królewskie nie są. Lenka ma także na swoim królewskim biurku wspaniały skarb, który może nie wygląda jak skarb, bo się nie świeci, ale dla niej bardzo wiele znaczy. A co się stanie jeśli do jej skarbu dostanie się młodszy braciszek? Awantura murowana. Zapraszam do czytania.

Królewna Lenka przechowuje na biurku zielona teczkę, w której znajdują się prawdziwe skarby, czyli jej kolorowe rysunki. Na jednym jest królewna z malutkim braciszkiem i rodzicami, na innym sękate drzewo, po którym skaczą niebieskie małpki. Ale jej ulubionym obrazkiem jest ten z kotem Kleofasem. Niestety malutki braciszek królewny, od kiedy odkrył, że nóżki służą do chodzenia i biegania, to potrafił bardzo szybko się przemieszczać i czasem znikał z oczu opiekunki. Któregoś razu uciekł opiekunce i wpadł do pokoju Lenki. Możecie się domyślać, że królewicz musiał dotknąć wszystkich przedmiotów i sprawdzić, co się z nimi stanie kiedy się je podrzuci i upadną na podłogę. Niestety dorwał się także do teczki z rysunkami. I gdyby je rozrzucił po pokoju, to nie byłoby jeszcze tragedii, ale królewicz wpadł na lepszy pomysł. Wyrzucał wszystkie rysunki po kolei prze okienko. Co na to królewna? Oczywiście bardzo się zezłościła i nakrzyczała na braciszka. jednak wcale nie czuła się z tym dobrze. Jak więc poradziła sobie ze złością i smutkiem? Przeczytajcie.

Kolejna już książeczka z serii o królewnie Lence, w której poruszane są tematy bliskie dzieciom. Jak radzić sobie ze złością, czy jak poradzić sobie kiedy pojawia się młodsze rodzeństwo. Oprócz rozmów z rodzicami bardzo ważna jest przyjaźń, która wyjaśnia, pociesza, daje odpowiedzi na trudne pytania. Warto

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Baśnie w najlepszym wykonaniu


Autor: Jakub Wilhelm Grimm
Tytuł: Baśnie
Ilustracje: Suren Vardanian
Wydawnictwo: Skrzat
Liczba stron: 208

Baśnie braci Grimm od najmłodszych lat po prostu mnie przerażały. Oczywiście nie wszystkie. Jednak zawsze wokół tych historii czułam wielką tajemnicę. Teraz jednak jestem dorosła i wiem, że na tych baśniach nauczyłam się zupełnie inaczej odczuwać. Ukazywanie dziecku świata tylko w jasnych barwach i chronienie go przed ciemnymi stronami rzeczywistości, na dłuższą metę nie ma sensu. Przecież każde dziecko odczuwa czasem złość, jest smutne, zagubione, czegoś się boi, wstydzi się, nie akceptuje siebie. Rodzice uważają, że na poznanie tej gorszej strony świata, jeszcze przyjdzie czas. Musimy jednak pamiętać, że całe zło tkwi w nas, to my jesteśmy egoistyczni, agresywni. To wynika z naszych lęków i frustracji. Dziecko też odczuwa negatywne uczucia. Im szybciej nauczymy się je akceptować, tym lepiej dla naszego dziecka. Czytajmy więc naszym dzieciom baśnie, bo one pozwolą im zrozumieć siebie i świat.

Nie chciałabym Wam streszczać baśni, które pewnie każdy z Was doskonale zna i pamięta. W tej pięknie wydanej książce znajdziecie baśnie najbardziej popularne. Marzy mi się zbiór wszystkich 200 baśni braci Grimm, o 600 legendach nawet nie chcę myśleć. To byłaby gratka dla czytelnika. Pomyślcie tylko, jaka to by była wielka księga! Kto nie zna Kopciuszka, Jasia i Małgosi, Bajki o złotym ptaku, Czerwonego Kapturka, Królewny Śnieżki, Śpiącej królewny czy Żabiego króla? Czy ktoś taki się znajdzie? W każdym z nas chyba tkwią gdzieś głęboko te historie. Może nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Bardzo żałuję, że tak mało informacji można znaleźć o samych autorach. Wiemy jedynie, że byli XIX-wiecznymi językowcami, którzy zajmowali się badaniem języka niemieckiego. Interesował ich językowy aspekt opowieści, formy gramatyczne, wychodzące z użycia wyrazy, które chcieli zachować dla przyszłych pokoleń. Nawet nie wiedzieli, że tworzą teksty niezwykłe, szczególne i ponadczasowe. Znane i lubiane na całym świecie. A wiemy, że o taką sławę nie jest łatwo w dzisiejszym świecie. Baśnie, w których tkwi siła naszej wyobraźni, bo tylko dzięki niej odkryjemy ich prawdzie znaczenia i przenośnie.

Baśń to elementarz, z którego dziecko uczy się czytać we własnym umyśle, elementarz napisany w języku obrazów. Jest to jedyny język, dzięki któremu możemy rozumieć siebie i innych, zanim dojrzejemy intelektualnie.

Czytajmy więc baśnie, towarzyszmy naszym dzieciom w ich dojrzewaniu. Obserwujmy ich emocje i uczucia. Na koniec chciałabym tylko powiedzieć, że szata graficzna jest wspaniała. Nie ma tutaj kolorowych ilustracji, wręcz przeciwnie. Rysunki, które są jakby nakreślone naprędce ołówkiem. Sprawiają, że świat baśni staje się bardziej zamglony, tajemniczy, a jednocześnie bardzo rzeczywisty. Jest to jedno z piękniejszych współczesnych wydań. Polecam na dni szare, słoneczne, na niedzielę, na chorobę i na smutki.

sobota, 15 grudnia 2012

Z cyklu: co komu kupić?

W tym roku wyjątkowo szybko wyrobiłam się z zakupem prezentów dla rodziny. Ba! Mam nawet prezent dla teściowej. Jestem wdzięczna swojej fantazji i sprytowi. Nie wiem, czy pisałam, ale niedawno zakupiłam sobie maszynę do szycia. Chociaż szyć ani trochę nie potrafię, mam jednak nadzieje się nauczyć pod okiem teściowej. Uwielbiam wszelkiego rodzaju ręczne robótki, wyszywanki, dzierganki, przytulaczki, podusie, zawieszki, szmaciane lale i misie.

Od razu chciałabym Was odesłać na stronę galerii Decoretta, w której znajdziecie cudowne przedmioty, które pozwolą stworzyć Wam niesamowity klimat w mieszkaniu. Bo właśnie wszelkiego rodzaju drobiazgi sprawiają, że każde pomieszczenie sprawia wrażenie bardziej przytulnego, oryginalnego i takiego bardziej naszego. W galerii Pani Olgi znajdziecie przepiękne poduszki, ptaszki, zakładki do książek, zawieszki, serduszka. Wszystko niezwykle starannie i dokładnie wykonane. Nie mogę przestać się zachwycać nad dbałością o szczegóły. Artystka ma niezwykłe pomysły, które krok po kroku realizuje. Widać w nich serce, które wkłada w ich przygotowanie i niezwykła wrażliwość i fantazję. Do mojego domu trafiły dwie zawieszki w kształcie serca. Na środku mają wyszyte imiona. Nasze serce zawiesiliśmy na klamce pokoju Ulki, a drugie wręczyliśmy koleżance. Podzieliliśmy się naszym szczęściem. Sami zobaczcie, bo jest się czym zachwycać:










Zapraszam, więc do sklepu Decoretta, w którym możecie zrealizować swoje małe marzenia. Wyjątkowo córka nie chciała wozić serduszek w wózku. Od razu wiedziała, gdzie mam je zawiesić. I teraz wchodząc do pokoju swój wzrok od razu kieruje na to urocze serducho. Pani Olgo bardzo dziękuję.

piątek, 14 grudnia 2012

Gdzie ten nos wściubiasz?



Autor: Dorota Gellner
Ilustracje: Beata Zdęba
Tytuł: Wścibscy
Wydawnictwo: Bajka
Liczba stron: 36

O tak! Wspaniale móc trzymać w rękach kolejną wspaniale wydaną książkę Wydawnictwa Bajka, które dosłownie rozpieszcza swoich czytelników dbałością o szczegóły i wysoki poziom prezentowanych tekstów. Okładka książki jest po prostu znakomita i doskonale uzupełnia tytuł. Za ramą obrazu stoi człowiek, na kanapie siedzi kolejny z gazeta w ręku, w której ma wycięte miejsce na oczy. I jeszcze tytuł gazety Prosto do ucha po prostu rozkłada na łopatki. Jesteście ciekawi, co słychać u Wścibskich?

Wścibscy są wszędzie, nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Krążą gdzieś w pobliżu, podsłuchują, nos wciskają w nie swoje sprawy, przekręcają wszystko, co usłyszą. Choćby taka wścibska niania, która podgląda świat zza gazety i do tego posiada specjalistyczne lunety. Pewnego razu dojrzała w oddali sąsiada, który wyszedł z dzieckiem na spacer. Ciekawość doprowadziła ją do zguby. Dziecko ugryzło ją w nos. Teraz ma nauczkę, żeby nie wściubiać nosa w nie swoje sprawy. Za to wścibski dziadek technikę podsłuchu miał zgoła inną. Przy śniadaniu z trąbką przy ścianie nasłuchiwał. A tu cisza, nikt nic nie mówił, nie słychać było żadnych dźwięków. W końcu nie wytrzymał i krzyknął, żeby ktoś za ścianą w końcu się obudził. Sąsiedzi się zbudzili i niestety przyłapali dziadka, który uchem dotykał świeżo pomalowanej ściany. No tak, pech.





Jeśli myślcie, że podsłuchiwać mogą tylko ludzie, to się grubo mylicie. Mamy też wścibskiego kota i małą myszkę. Całe to podsłuchiwanie niestety odbiło się na zdrowiu wszystkich wścibskich. Dopadła ich pewna choroba, a jaka zapytacie? Nie powiem. Nie bądźcie tacy wścibscy, przeczytajcie.

Krótkie historyjki okraszone humorem i świetnym ilustracjami, które tworzą z rymowanym tekstem zgrany duet. Każda opowiastka dotyczy jednego z wścibskich, a paru zamieszkało na tych stronach. Niezwykle mądra i pouczająca historia. Mam nadzieję, że nie odnajdziecie w bohaterach samych siebie.

czwartek, 13 grudnia 2012

Ze smakiem



Autorzy: Jola Słomka, Mirek Trymbulak
Tytuł: Atelier smaku. 108 potraw kuchni wegetariańskiej
Wydawnictwo: S&T
Liczba stron: 240

Takich książek nie ma wiele, przynajmniej na polskim rynku wydawniczym. Książek, w których pasja, miłość do gotowania, dobry smak, prostota wykonania wchodzą w dialog z duszą kucharzy-artystów. Jola Słomka i Mirek Trymbulak są projektantami mody, a w wolnych chwilach zajmują się gotowaniem i prowadzeniem programów telewizyjnych (Atelier smaku dla Kuchnia.tv). Aby lepiej zrozumieć siebie i poznać głębszy smak życia, podróżują nie tylko przez różne kultury i sztukę, ale wędrują w głąb siebie, studiując starożytną radża jogę na Uniwersytecie Brahma Kumaris. Jedni powiedzą, że są nawiedzeni, a inni dostrzegą w nich w ich zachowaniu i gotowaniu, swego rodzaju sposób na życie.

Na książkę składają się przepisy zaczerpnięte z programu Atelier smaku . W jednym z cykli prowadzący wybrali się z kamerą do Indii, gdzie przy okazji programu o zbilansowanej diecie, przedstawili widzom, jak wygląda program dożywiania dzieci przy The Global Hospital w Mount Abu w Indiach. Jola i Mirek dochodami ze swoich publikacji wspierają działalność The Janki Foundation, działającej na rzecz programu The Village Outreach. Ich programy i książki mówią nie tylko o gotowaniu, lecz również o sposobie myślenia, o tym co nas otacza, o przyrodzie, o harmonii i smakach, o stylu życia. W książce znajdziecie przepisy na każdą porę roku, oczywiście wegetariańskie, ale również bezcukrowe dla diabetyków oraz przepisy na bezglutenowe wypieki.




Beż wątpienia i całą pewnością mogę powiedzieć, że jest to jedna z lepszych książek kucharskich jakie kiedykolwiek widziałam. Zachwyciła mnie przede wszystkim prostota potraw, bo nie ma tutaj wyszukanych produktów, które ciężko zdobyć. Wystarcza ziemniaki, oliwa, owoce, kasze, ryż i warzywa, by wyczarować potrawy smaczne i sycące. Oczywiście tajemnym składnikiem wszystkich przepisów jest serce i dusza, które wkładamy w wykonanie przysmaków. W kuchni Joli i Mirka żadna część warzywa, owocu nigdy się nie marnuje. Nawet liście rzodkiewki można dodać do ciasta naleśnikowego i usmażyć. Powiem szczerze, że był to jeden z pierwszych przepisów, które wypróbowałam. I musze powiedzieć, że liście rzodkiewki i lekki smak curry sprawiły, że nie mogłam przestać jeść. Jednak hitem okazały się pokrzywowe chipsy z truskawkami i bazylią. Z początku skrzywiłam się z lekką odrazą, jednak musiałam sprawdzić sama, jak to dziwo może smakować. I przyznaję bez bicia, że bardzo mi smakowało. Ciekawa i taka bardzo polska przegryzka. Wśród przepisów odnajdziecie szaszłyki z wędzonym serem i chrzanowym sosie, gołąbki zawijane w liście chrzanu, pasztet z grochu z kurkami, pieczone jabłko z selerem i orzechami, kotlety w zalewie octowej, zupa Brzydowa (o! to dopiero hit), placki z czerwoną kapustą.







Każdy przepis poprzedzony jest krótką anegdotką lub historyjką o danej potrawie lub jej składniku. Już na samy początku jesteśmy wprowadzeni do świata zaskakujących połączeń smakowych, zapachów i obrazów. Polecam.

Książkę Atelier smaku. 108 potraw kuchni wegetariańskiejotrzymałam z księgarni Dobre książki

środa, 12 grudnia 2012

Albercie!


Tytuł: Pospiesz się, Albercie
Autor: Gunilla Bergstrom
Ilustracje: Gunilla Bergstrom
Wydawnictwo: Zakamarki
Liczba stron: 28
Rok wydania: 2012
Wiek: dla dzieci 4-6 lat

Macie ochotę na wspaniałą przygodę? Chcielibyście poznać małego, czteroletniego chłopca? Z czystą przyjemnością chciałabym Was zachęcić do przeczytania tej krótkiej opowieści, która już dawno zyskała sławę i popularność na całym świecie. Na podstawie książek o Albercie powstały liczne spektakle teatralne i filmy animowane. Gunilla Bergstrom pochodzi ze Szwecji i od lat 70-tych napisała i zilustrowała ponad czterdzieści książek, z których większość opowiada o kilkuletnim Albercie i jego tacie. Dzięki Wydawnictwu Zakamarki książki pojawiły się na polskim rynku wydawniczym. Bardzo się cieszę z tego powodu i jednocześnie zachęcam do czytania i upiększania swojego małego świata.

Poranek dla każdego dziecka jest ciężki. Najpierw trzeba wstać, zjeść śniadanie i zrobić po drodze jeszcze mnóstwo innych rzeczy. Albert wstał rano ochoczo i zaczął od ubrania się w ciepły sweter. Z kuchni wciąż wołał go tata na śniadanie. Albert odpowiadał, tak, tylko jeszcze… Musiał ubrać swoją lalkę, a przy okazji znalazł kółko od mercedesa. Nie miał więc wyboru i tylko jeszcze założył koło i zaparkował samochód na półce. Znalazł tam przypadkiem swoją nową książkę o zwierzętach. Nie mógł się powstrzymać i obejrzał stronę z wężami. A z kuchni wciąż słychać było nawoływanie taty. Tato, jeszcze tylko… Albert musiał skleić stronę w swojej książce, a przy tym nieopatrznie zaplątał się w taśmę. Albert już miał schodzić, kiedy przypomniał sobie, że przyniesie tacie gazetę. Udało mu się w końcu dotrzeć na śniadanie. Jeśli tylko chciał potrafił być bardzo szybki. I szybko zjeść kaszkę, odstawić miskę do zlewu, umyć zęby, spakować worek do przedszkola, założyć kurtkę. Punkt siódma był gotowy do wyjścia. Tylko gdzie się podział tata? Jesteście ciekawi, co ważnego zatrzymało tatę? Musicie przeczytać.




Mądra i prosta historia o codziennym życiu małego chłopca. Historia podobna do wielu historii znanych z naszego życia. W Albercie dzieci odnajdą i rozpoznają swoje zachowania i emocje. Ilustracje doskonale oddają treść całej książki i stwarzają specyficzny klimat rodzinnego ciepła. Polecam.

wtorek, 11 grudnia 2012

Z cyklu: co komu kupić?

Ostatnio coraz częściej zamieszam posty z tego cyklu. Mam nadzieję, że znajdujecie w nich jakieś ciekawe pomysły. Dziś chciałabym Was zachęcić, żebyście zerknęli na blog With love Szalona artystka, która wciąż musi tworzyć, szyć, rozdawać radość. Literomaniczka, to jej drugie imię. Jejku, mam nadzieję, że się na mnie obrazi za to porównanie. Literki, które szyje zachwycają kolorami, tak ciepłymi i przytulnymi, że od razu człowiekowi robi się lekko na sercu. Jakość wykonania oczywiście na najwyższym poziomie. Doceniam zawsze dbałość o szczegóły: małe koraliki, wstążeczki, noski, oczka, które tak naprawdę tworzą duszę wszystkich przedmiotów. Możecie się śmiać, ale wszystkie te cudowności mają dla mnie duszę. Widać włożone w nie serce, zapał szalonego artysty i wrażliwość.

Do nas dotarła poduszka- gigant w kształcie sowy. A sowy kochamy miłością nieograniczoną. Juz od dawna jest u nas w domu, ale dopiero teraz udało mi się ja złapać i o niej napisać. Latała jak szalona po całym mieszkaniu. Widocznie sowy są szalonymi ptakami. Musiała się wylatać. Udało mi się ją złapać w obiektyw aparatu, kiedy sobie odpoczywała na szczycie kanapy. Jednak wciąż tęsknie spoglądała w sufit. I marzyła o lataniu...




Zeszła jednak na ziemię i usadowiła się na chwilkę na krzesełku mojej córki.



Nasza szalona sowa została sprowadzona do parteru przez moją córkę, która bez zbędnego gadania wsadziła ją do wózka.



I tak nasza sowa została udomowiona. Teraz już rzadko wybiera się na wędrówki podniebne. Siedzi sobie grzecznie wśród innych poduszek i bacznie nas obserwuje.



Oprócz sowy dotarły do nas także śliczne ptaszki i serduszka, które już porozwieszały się po całym mieszkaniu. Póki, co wiszą na klamce od okna balkonowego.




Zachęcam Was do odwiedzenia strony With Love.Ja się zakochałam. Może znajdziecie coś dla Waszych dzieci?

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Z cyklu: co komu kupić?

Tak jak wcześniej zapowiadałam i obiecałam, że będę prezentować Wam propozycje różnych drobnych prezentów, więc dziś kolejna odsłona. Każdy z nas podczas czytania ksiązki lubi otulić się w ciepły koc. W między czasie podjadamy jakieś łakocie lub jeśli jesteśmy na diecie, to wciągamy świeże marchewki, albo brokuły. Jednak chyba każdy z nas zawsze coś pije. I tutaj pojawiają się różne możliwości. Jedni piją herbatę tylko w kubku inni w małej filiżance, a jeszcze inni w zwykłej szklance. A żeby było jeszcze weselej, to przeważnie tak jest, że każdy z nas ma swój ulubiony kubek, w którym pije tylko kawę, a w innym tylko herbatę. Tak mały dodatek potrafi wprowadzić nas w doskonały nastrój. No przecież nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby wypić kawy z brudnego, bezbarwnego i poobijanego kubka?

Coraz częściej, to w czym podajemy ma tak samo duże znaczenie, jak zawartość. Staram się więc dobierać drobne dodatki do kuchni w kolorach dobrze nastrajających, radosnych, pastelowych. Od dawna jestem zakochana we wszystkich produktach znanej producentki Katie Alice, która, tak jak ja, zakochana jest w stylu shabby chic. Częstym motywem pojawiającym na dekoracjach wykonanych w tym stylu są róże oraz inne kwiaty. Katie Alice swoje pomysły czerpie z wzorów starych tkanin, tapet, a także z natury. Jedna z ciekawszych jej kolekcji jest właśnie kolekcja kwiatowa Cottage Flowers. Wiele ciekawych produktów możecie zakupić w sklepie, który juz wcześniej Wam polecałam Koszyk prezentów.


Wszystkie przedmioty z serii Cottage Flowers wykonane są w ciepłych, pastelowych barwach, składających się głównie z koloru kremowego, delikatnie różowego, pistacjowego. Ozdobione są oczywiście pięknymi motywami kwiatowymi, które doskonale wkomponują się do domu w stylu rustykalnym. Mnie osobiście cała seria bardzo uspokaja i sprawa, że śni danie w takim towarzystwie jest znacznie smaczniejsze. W moim domu pojawiły się dwa komplety. Jeden kubek i talerzyk deserowy Creame Floral możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej.








Nie wiem dlaczego nie sfotografowałam drugiego zestawu. W każdym razie załączam zdjęcia ze strony sklepu, ale tylko tymczasowo.






Przedmioty wykonane są z wysokiej jakości porcelany, które można myć w zmywarkach i używać w mikrofalówce. Co sądzicie o tej serii? Przypadła Wam do gustu? Jeśli macie ochotę przyjrzeć się bliżej całej serii, to zapraszam do sklepu Koszyk prezentów.

Wyniki konkursu

Śnieżny poniedziałek nadszedł.Czemu nie mieszkam na Alasce? Tak bardzo kocham zimę, że chyba tam się przeniosę. Dziś także dzień ogłoszenia wyników. Bardzo serdecznie dziekuję wszystkim za udział. Mam nadzieję, że nadal będziecie zagladać na mojego bloga. Niebawem ogłoszę kolejny konkurs, w którym pula książek do wygrania wynosi już około 30.
Tak jak obiecałam, że jeśli będzie więcej niż 20 komentarzy, to wylosuję jeszcze jedną osobę, która otrzyma książkę niespodziankę.

Niestety nie mam żadnych zdjęć z przebiegu losowania,więc musicie mi zaufać.
Ksiązkę Bałaganotrzymuje:

Mamiczka

a książkę niespodziankę

Małgosia

Gratuluję i proszę zwycięzców o kontakt ze mną uam20@wp.pl w celu podania adresu do wysyłki.

sobota, 8 grudnia 2012

UFO+przypomnienie o konkursie




Tytuł: Ufologia
ISBN 978-83-7167-858-5
EAN 9788371678585
Format: 260 x 310 mm
Oprawa twarda
Objętość: 32 strony
Termin wydania: listopad 2012


Wydawcy nie udało się potwierdzić wiarygodności zawartych w książce doniesień, ponieważ nie znaleziono żadnego pewnego dowodu na to, że obcy faktycznie istnieją. Tym samym nie można potwierdzić ani obalić autentyczności dołączonych do dzieła próbek i przedmiotów pozaziemskiego pochodzenia.

Kiedy przeczytałam notę wydawcy od razu wiedziałam, że nie będzie to zwyczajna książka. Największy problem miałam z jej zakwalifikowaniem do odpowiedniej grupy wiekowej. Doszłam jednak do wniosku, że cała treść jest tak absurdalna, a jednocześnie tak wciągająca, że może ją czytać dziecko w każdym wieku. Jednak każde z nich będzie odbierało ją zupełnie inaczej. Całą książkę czytałam z otwartą buzią i wciąż niedowierzałam, że można było stworzyć taką historię. Ba! oddzielna dziedzinę nauki, czyli ufologię.

Na pytanie czy widziałam kiedykolwiek UFO zawsze odpowiadam twierdząco. Któż z nas w czasach młodości nie widział latających spodków, niezidentyfikowanych znaków na niebie czy tajemniczo połamanych łanów zboża? Żyjemy w epoce przełomowej dla historii nauki, w epoce historycznego lądowania na Księżycu, zatem koleją rzeczy nasze umysły zwracają się ku innym planetom. Wciąż poszukujemy śladów życia pozaziemskiego, ale nadal niewiele wiemy. Jeśli choć trochę wierzycie w obcych i chcielibyście z nimi nawiązać kontakt, to koniecznie musicie zajrzeć do tej książki.

Książka skonstruowana jest trochę na zasadzie podręcznika naukowego. Mamy więc wprowadzenie do nauki, ufologii. Aby zrozumieć obcych musimy się zaznajomić z wszechświatem, w którym żyjemy. Jest to niesamowicie rozległa przestań, w której poszczególne gwiazdy są od siebie oddalone na niewyobrażalne odległości. Bardzo podoba mi się w książce niezwykła lekkość łączenia tego, co rzeczywiste, prawdziwe od tego, co wymyślone, wyssane z palca, niewiarygodne. Mimo wszystko tajemnica wciąż pozostaje, bo czy obcy istnieją, czy nie zależy od naszej wyobraźni i nieograniczonej niczym fantazji globalnej. Na stronach książki możemy prześledzić cały Układ Słoneczny, życie gwiazd, a także wykonać kilka testów logicznych, które pojawiają się każdym rozdziale. Rozdział trzeci opisuje biologię i fizjologię obcych. Dawno tak się nie uśmiałam. Moją uwagę zwróciła informacja o ewolucji gałki ocznej oraz wspaniałe ilustracje przedstawiające: oko ludzkie, oko Reptoklona oraz oko Dziesięcionogiego. Jeśli jednak tych informacji wciąż będzie Wam mało, to zajrzyjcie do rozdziału szóstego, w którym znajdziecie krótki przewodnik po gatunkach obcych. Fantazja ilustratorów nie zna granic.

Chciałabym Was jeszcze ostrzec, że książkę czytacie na własną odpowiedzialność. Po jej przeczytaniu zaczniecie dziwnie patrzeć swoje koty czy psy. Nikt nie wie w jakiej postaci obcy przebywają na naszej planecie. Czytanie tej książki było niesamowitą przygodą, do której serdecznie Was zachęcam

Przypominam o kokursie.
Informacje w poniższym poście.

środa, 5 grudnia 2012

Bałagan+ekspresowy konkurs




Autor: Michał Krygier
Tytuł: Bałagan
Ilustracje: Alicja Wasilka
Wydawnictwo: iKropka
Liczba stron:24

Nie ma na niego mocnych. Choć nawet się staramy nie wiem jak, to on zawsze wraca. Najgorsze, że czasem wraca z posiłkami i opanowuje cały dom. O tak! Bezczelnie włazi do każdej szpary i szuflady. Pojawia się na regale z książkami, w pudle z zabawkami, w lodówce, w szafie, na stole. I kiedy już nam się wydaje, że go przegoniliśmy, już czujemy się zwycięzcami. A on nagle ni stąd ni zowąd pojawia się w zlewie i tak potrafi omotać wszystkie nasze naczynia, że tylko chwila wystarczy, żeby cała ta piramida zamieniła się w pył. Stajemy więc przed zlewem, nalewamy wodę. Jesteśmy uzbrojeni w gąbkę i płyn do naczyń i robimy porządek, przeganiamy go ze zlewu. Po skończonej pracy pozostaje nam tylko satysfakcja i mokra plama na brzuchu. Dosłownie rewelacja. Po takiej ciężkiej pracy należy się odpoczynek. Ale nie, oczom własnym nie wierzymy! W przedpokoju znów pojawia się on i zaczyna rozsiewać swoje macki coraz dalej. I nie pomogą tutaj żadne szczotki, szmatki i magiczne zaklęcia. Możemy jedynie patrzeć, jak opanowuje po kolei całą naszą posiadłość. BAŁAGAN. To o nim mowa pojawia się chyba u każdego z nas.

Autor Bałaganu próbuje nas z nim oswoić. I muszę przyznać, że po przeczytaniu tej wspaniale ilustrowanej książki spojrzał zupełnie z innej strony, na cały ten bałagan. Po co to wielkie sprzątanie, zmywanie, szorowanie, odkurzanie. Może warto zaprzyjaźnić się z bałaganem? A skąd bałagan? Istnieje hipoteza, że przez wyjazdem wykorzystał zamieszanie i wjechał windą na górę. I tak rozgościł się w domu naszego bohatera, bałagan. I nie miał zamiaru opuszczać tego przytulnego miejsca. W każdej rodzinie dzień upływa bardzo zwyczajnie. Wszyscy się bawią, czytają książki, grają w gry. Czas spędzają w salonie, oczywiście z bałaganem, który doskonale potrafi wtopić się w otoczenie. Bawił się z kotem i zawsze pojawiał się tam, gdzie działo się coś ciekawego. Jednak najbardziej uwielbiał spędzać czas w torebce mamy. No tak, kobiece torebki są bardzo przyjemne. Czasem mi się wydaje, że w mojej torebce bałagan jest jej częścią, tak nieodłączną, że kiedy znika choćby na chwilkę, to muszę go potem wywoływać, by wrócił. Och, dom bez bałaganu jest taki nudny.




Dawno nie miałam w rękach tak cudownej książki, która w bardzo zabawny i inteligentny sposób oswoiła bestię, która opanowuje nasze mieszkania. Wcale nie musimy się przejmować bałaganem. Czasem warto się z nim zaprzyjaźnić. Jednak na święta chyba go nie zaproszę. Ilustracje w wykonaniu Alicji Wasilki doskonale odzwierciedlają treść, dodają charakteru tej krótkiej opowieści. Są tak chaotyczne, wszędobylskie, a zarazem przyjazne i otwarte na czytelnika. Polecam bardzo serdecznie.

A teraz niespodzianka. Jeśli chcielibyście przygarnąć jeden egzemplarz Bałaganu do swojego domu, to zgłaszajcie się pod tym postem. Zgłoszenia przyjmuję do niedzieli, a w poniedziałek drogą losowania ogłoszę zwycięzcę. Jeśli liczba zgłoszeń przekroczy 20, to rozlosuję dodatkowe nagrody. Im więcej komentarzy, tym więcej nagrodzonych osób. Proste jak słońce. A póki co, idę sprzątać.

Z cyklu: co komu kupić?

Uwielbiam otulić się ciepły koc i w takim kokonie potrafię przedreptać cały weekend. I nie wynika to z faktu, że jest mi zimno, po prostu lubię być czymś okryta. A kiedy tylko pojawia się śnieżna zima, to wracam z pracy jak najszybciej, by znów otulić się kocem i położyć choć na chwilkę z ksiązką w ręku i nabrać sił przed pracowitym popołudniem. Jednak czym byłoby leniuchowanie bez porządnej poduszki? Wiecie, że mam świra na punkcie wszelkiego rodzaju poduszek. Mam juz ich tyle w domu, że niedługo mąż odstawi mnie z powrotem do mamusi razem z tobołkiem poduszek i książek. Może z łaski ogromnej dołoży do tobołka kawałek suchego chleba.

Dziś chciałabym Wam polecić pewien sklepBORDADO , w którym możecie zakupić m.in. śliczne poszewki na poduszki z haftem komputerowym. Powiem szczerze, że niewiele wiedziałam, czym dokładnie jest haft komputerowy. Wychodziłam z założenia, że skoro wszystko wykonuje maszyna, to tak naprawdę, co może być w tym pięknego. Jakże się myliłam! Przecież pomysł na haft najpierw musi powstać w głowie artysty. Potem ów artysta musi go zaprojektować. A zanim maszyna dokończy dzieło wciąż trzeba coś zmieniać, dobierać, powiększać, dodawać. Cały proces twórczy wcale nie trwa krócej, a efekt końcowy jest naprawdę zaskakujący. U mnie pojawiła się pod koniec jesieni poduszka z pięknym brązowo-żółtym liściem. Sami zobaczcie jak kolory te doskonale się uzupełniają:




Poszewka wykonana jest ze 100% lnu. Z tyłu zapinana jest na zamek, więc włożenie wkładu poduszkowego, to prościzna.Uwielbiam naturalność i prostotę. I na środku bardzo ognisty motyw liścia. A co można robić z taką poduszką? Bardzo dużo.
Poduszka może np. oglądać bajkę z moja córką:




Córki nie widać, bo oczywiście czmychnęła z nadzieją, że może dam jej dotknąć aparat fotograficzny. Złamałam się i dałam. Głaskała go palcem. Ale żeby poduszce nie było smutno, to trzeba ją było posadzić na krzesełku.




Ulcia bardzo się zasmuciła, że poduszka nie potrafi rysować. I geście rozpaczy rozkładała ręce. Ale próbowała upiększyć kredkami poduchę, ale w porę spiorunowałam ją wzrokiem złej matki, matki, która wciąż czegoś zabrania. No nic, muszę z tym żyć. Potem woziłyśmy poduszkę w wózku, żeby mogła pozwiedzać nasze mieszkanko. A właśnie, może ktoś z Was ma jakieś mieszkanko lub domek w okolicy Szczecina do sprzedaży?





Moi drodzy na koniec dnia nasza poduszka ułożyła się obok sówkowej poduszki, o której niebawem Wam napiszę. Moi drodzy, jeśli spodobała Wam się jakaś poszewka w sklepie Bordado i chcielibyście ją mieć u siebie, to zamawiajcie. Jeśli złożycie zamówienie do końca roku i wpiszecie hasło: Aurelia 12, to otrzymacie 10% rabatu na wszystkie produkty. Myślę, że warto. Zachęcam Was serdecznie.

wtorek, 4 grudnia 2012

Twórczo przez cały rok


Autorzy: Sheila Ellison, Judith Gray
Tytuł: 365 dni twórczej zabawy dla dzieci dwuletnich i starszych.
Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 384

Potrzebuję bardzo takich książek, które otwierają przede mną całe mnóstwo możliwości, bo możliwości mam, ale czasem po prostu już mi brakuje pomysłów na wspólną zabawę z dzieckiem. Ostatnio najwięcej czasu spędzamy na rysowaniu, a właściwie to na bazgraniu. Chociaż ostatnio moja szesnastomiesięczna córka nauczyła się rozróżniać trójkąt, koło i kwadrat. Jest to jedyna rzecz, którą potrafię narysować, no z trójkątem czasem mam mały problem. Lubimy także odrysowywać swoje dłonie, jednak kiedy przechodzimy do odrysowywania stóp, to musze córkę rozbierać, bo przecież jak inaczej dokonać tego cudu. No jak? Kiedy więc książka trafiła w moje ręce poczułam przypływ nadziei, że może skończymy z tym ciągłym rozbieraniem, odrysowywaniem i ubieraniem.

Sheila Ellison zyskała uznanie jako międzynarodowy ekspert w sprawach wychowania dzieci, samorozwoju kobiet i tworzenia szczęśliwej rodziny. Występuje w audycjach radiowych i publikuje artykuły w licznych czasopismach. Judith Gray jest natomiast nauczycielką i wykładowcą akademickim, koordynatorką kursów tańca. I te dwie kobiety stworzyły książką pełną inspiracji. Twórcze zabawy SA niezwykle ważne, wspomagają bowiem rozwój osobowości, wyobraźni, uczą radzenia sobie z wyzwaniami. Ta książka zawiera liczne, starannie dobrane, propozycje twórczych zajęć dla małych dzieci. Proponowane w książce zajęcia, dostosowane do dziecięcych możliwości, zostały podzielone na trzynaście kategorii: budowanie, dźwięki, edukacja, gry, ogrodnictwo, potrawy, przyroda, rękodzieło, rodzina, sztuka, środowisko, taniec, zabawy teatralne.

Nie trzeba wyszukanych zabawek i akcesoriów, żeby stworzyć dziecku możliwości rozwoju wyobraźni. Wystarczy zaopatrzyć się w kredki, mazaki, kartki papieru, sznurek, skrawki tkanin, wstążki, korki i kapsle do butelek, klej, stare pudełka tekturowe, stare ubrania, plastikowe rurki do napojów, garnki, płatki śniadaniowe, suszone owoce, zdjęcia rodzinne, karty do gry, doniczki, nasiona i wiele innych przedmiotów, które bez problemu możemy wykorzystać w zabawach z dziećmi. Nie będę opisywała wszystkich propozycji, bo byłoby to bez sensu. W każdym razie dowiecie się jak zrobić wełnianego pieska, kartoflane rzeźby, kulki maślane własnej roboty, mydlany obrazek.

Doskonała pozycja dla wszystkich rodziców. Na jednej stronie znajduje się jedno zdanie. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie zabawy przypadną do gustu Waszych dzieci. Ale wybór jest tak ogromny, że każdy znajdzie coś dla siebie. LINK


Książkę 365 dni twórczej zabawy dla dzieci dwuletnich i starszych otrzymałam z księgarni internetowej dobreksiazki.pl.

niedziela, 2 grudnia 2012

Sztuka obok nas.




Autor: Ruth Tomson
Tytuł: Sztuka. Kreatywne zabawy i gry.
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 80


Jestem oszołomiona. Po prostu zatkało mnie kiedy zajrzałam do tej książki. Dawno nie widziałam tak wielu różnorodnych pomysłów dla dzieci. Nie jest to ksiązka zwykła. Wyzwala w dziecku wodze wyobraźni, które mogą je ponieść nawet na koniec świata. Żałuje tylko, ze moja córka jest za mała, żeby korzystać z tej książki. Ukryłam ją więc głęboko i w odpowiednim czasie wyciągnę, by znów się nią zachwycać i patrzeć, jak córka zatraca się w niej bez reszty.

Na początku warto rozwiązać test, który sprawdzi czy wasze dziecko jest młodym artystą. Książka ta jest skarbnicą wiedzy o sztuce szeroko rozumianej. W książce znajdziecie: dzieła sztuki, takich artystów jak: Vincent van Gogh czy Leonardo da Vinci; zestaw naklejek, szablony, zagadki i gry („połącz kropki”, labirynty, „znajdź różnice”, gry planszowe). Sami widzicie, że wyzwań dla dziecka jest całe mnóstwo. Ta książka na pewno rozwinie twórczy zapał, który drzemie w Waszym dziecku. Na niektórych stronach należy dokończyć rozpoczęte już obrazy. Oprócz tego dowiecie się do jakiego gatunku malarskiego należy dany obraz (pejzaż, portret, abstrakcja). Narysowanie twarzy nie będzie już dla nikogo trudnością. Powiem szczerze, że ja nie ma w ogóle talentu malarskiego. Człowiek, czy świnia zawsze wyglądają jak połączenia trójkątów z kwadratami. A głowa w tym wszystkim jest najgorsza. Nawet nie potrafię powiedzieć, do jakiej figury geometrycznej jest podobna. Jeśli znudzą Was twórcze działania (piszę Was, bo zapewniam, że rodziców też ta książka wciągnie), to możecie zagrać ( lub pyknąć, jak to mawia mój młodszy brat) w grę planszową. Będziecie mogli także stworzyć swój własny obraz z owoców, niczym Arcimboldo. Odrysować własna dłoń i ozdobić ją pięknymi zawijasami. A nawet będziecie mogli przemalować słynny obraz Mony Lisy.

Wybór duży i wszystkie zadania, aż się proszą, żeby je natychmiast wykonać. Dobra zabawa gwarantowana. Cała rodzina może zamienić się w artystów. Polecam.

sobota, 1 grudnia 2012

Czytam z Egmontem






Autorzy: Wojciech Widłak, Rafał Witek
Tytuły: Sekret ponurego zamku. Maja na tropie jaja.
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 34

Chyby wszyscy rodzice są dumni kiedy nasze dziecko zdobywa kolejną umiejętność. Najpierw uczy się podnosić główkę, potem siada, by zaraz potem chodzić i biegać po całym mieszkaniu. Potem skaczemy z radości kiedy dziecko wypowie pierwsze słowa i zdania. Najbardziej jednak nas cieszy, kiedy nasze dziecko nauczy się samodzielnego czytania. Jednak, żeby to się stało, to trzeba dziecko pobudzać do wysiłku, mobilizować, ale nigdy nic na siłę. Na wszystko przyjdzie czas. Ja swoją córkę uczę metodą Domanna i póki co widzę efekty. Wciąż jeszcze jesteśmy na drugim etapie i dużo pracy przed nami.

Wydawnictwo Egmont także wyszło z ciekawą propozycją serii książeczek Czytam sobie. Jest to trzypoziomowy program, który ma wspierać naukę czytania u dzieci w wieku 5-7 lat. Jest to jedna z niewielu publikacji, która stworzona została zgodnie z zaleceniami metodyków. Jednak nie musicie się obawiać, że będą to typowo naukowe teksty, nudne i bezbarwne. Wręcz przeciwnie, dziecko znajdzie tutaj same pozytywne emocje i dużo uśmiechu i satysfakcji.

Poziom pierwszy jest przystosowany dla dzieci, które dopiero uczą się czytać i pomalutku składają słowa w całe zdania. Tekst znajduje się na dole strony, dzięki czemu początkujący czytelnik może łatwo sobie pomagać palcem w składaniu poszczególnych słów. Pamiętam, kiedy byłam mała, to strasznie mnie to denerwowało, że inne dzieci pociągają tym palcem po książce. Teraz wiem, że było im potrzebne i widocznie ta metoda się sprawdziła właśnie u nich. Tekst napisany jest dużą czcionką, która umożliwi płynne czytanie. Strony zawsze są numerowane i można dzięki temu śledzić postępy w czytaniu. W tekście znajdują się także ramki ze słowami do czytania głoskami, które służą do ćwiczenia tej ważnej umiejętności na pierwszym etapie czytania. Na poziomie drugim w ramkach znajdują słowa, które ułatwiają czytanie sylabiczne. Na poziomie pierwszym liczba słów waha się pomiędzy 150 a 200 wyrazami, na drugim poziomie tych słów jest znacznie więcej od 800 do 900.

Wojciech Widłak autor znakomitej serii książeczek o Panu Kuleczce postanowił napisać Sekret ponurego zamku dla najmniejszych czytelników. Historia o pewnym mieście i Ponurej Damie, która wyła na zamku całymi nocami. Całe miasto próbowało się pozbyć zjawy z zamku, lecz nikomu się nie udawało. Dopiero mały Kuba z tajemniczym kuferkiem obiecał, że pozbędzie się zjawy. Czy ta sztuka uda się małemu chłopcu? Musicie przeczytać.
Jeśli uda Wam się przebrnąć przez poziom pierwszy, to zachęcam do sięgnięcia po kolejną książeczkę Maja na tropie jaja. Maja, a dokładnie jaja zrobiły furorę w moim domu. Metoda Domanna się opłaciła i moja córka cały czas pokazuje słowo (nie obrazek!) jaja i potrafi je mówić non stop przez kilka z różną intonacją. Pewnego dnia Maja siedział na ganku i jadła lody i nagle przed nią pojawił się ptak, dokładniej złota papuga. W dodatku papuga potrafiła mówić, więc porosiła Maję o wodę. Okazało się, że papuga uciekła z zoo i w dodatku w tę ciemną i deszczową noc z klatki uciekło jej jajo. Maja postanawia więc wytropić zagubione jajo, czy uda jej się ta sztuka?

Wspaniała seria edukacyjna dla dzieci. Oprócz ciekawych historii napisanych przez znanych i lubianych pisarzy, to jeszcze ilustracje doskonale dopełniają całości. Polecam.

czwartek, 29 listopada 2012

Z cyklu, co komu kupić?

Niedługo nadejdą wyczekiwane święta Bożego Narodzenia. Chciałabym w tym okresie przedświątecznym prezentować na swoim blogu propozycje prezentów. Znajdziecie tutaj podpowiedzi gdzie szukać tych najbardziej oryginalnych i niepowtarzalnych. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy z moli książkowych marzy jedynie o książkach, ale nie chciałabym tutaj niczego Wam polecać, bo każdy doskonale wie, które książki ucieszą go najbardziej. Na początek chciałabym Wam polecić sklep, który doskonale wpisuje się w nadchodzący okres. Już sama nazwa sklepu przyciąga i kusi. Koszyk prezentów,bo tak właśnie nazywa się ten sklep internetowy jest doskonałym miejscem, w którym możecie rozpocząć poszukiwania rzeczy niebanalnych. Kiedy zaczęłam przeglądać stronę nie wiedziałam, na co się zdecydować, bo wybór jest naprawdę imponujący.

Zaintrygowała mnie kolekcja angielskiej firmy Jellycat, dokładnie seria Catseye 2012. Kiedy zobaczyłam te uśmiechnięte mordki, małe mokre noski, to po prostu nie mogłam się opanować. I tak w moim domu pojawiła się spora gromadka nowych zwierzaków. Sami zobaczcie zdjęcia. Poniżej znajdują się teczki na dokumenty w formacie A4. Wszystkie zdjęcia na tych produktach wydają się bardzo rzeczywiste, aż chciałoby się je pogłaskać. Jedyną wadą teczki, jest fakt, że nie jest ona zbyt sztywna. Ale zdecydowanie nadrabia jakością i tymi uroczymi zdjęciami.



Jak każda kobieta mam mnóstwo kosmetyków, z którymi zawsze mam problem, kiedy muszę gdzieś wyjechać. Szukam wtedy po całym domu kosmetyczki, której oczywiście nie znajduję i ostatecznie pakuję się do woreczka foliowego. Jednak od teraz we wszystkich moich podróżach będzie mi towarzyszył mój kot-kosmetyczek. Te oczy po prostu hipnotyzują. Kosmetyczka jest zrobiona ze specjalnego materiału, który zapobiega przemoczeniu w momencie kiedy wyleją nam się jakieś kosmetyki. Dla mnie idealna. Sami zobaczcie.



Jednak czym by była kosmetyczka lub damska torebka bez lustereczka, które powie nam, że jesteśmy piękne. Lusterko z tej samej serii Catseye 2012 jest przede wszystkim bardzo poręczne i zmieści się nawet do kieszeni spodni. Nie jest ono jednak zamykane. Dla jednych może to być wadą, dla mnie jednak jest to duży plus, bo nie muszę walczyć z otwarciem lusterka. Dzięki temu, także jest cieńsze, lżejsze i bardziej poręczne.


Myślicie, że to już wszystko? O nie! Do zestawu dołączył jeszcze do mnie jeden uroczy piesek mops, który zdobi okładkę notesu. W małym, zgrabnym pudełku znajdują się kartki samoprzylepne, na których możemy zapisywać ważne informacje. Pudełeczko jest otwierane, mamy więc pewność, że zapisana kartka nigdzie nam się nie zagubi. A jeśli tylko kartki nam się skończą, możemy uzupełnić je nowymi. I co o tym sądzicie?



Ufff… to by było tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Zapraszam Was serdecznie do sklepu TUTAJi wybierajcie sami. Różnorodność wzorów w całej serii Catseye jest naprawdę imponująca. Jakość wykonania na najwyższym poziomie. Koszyk prezentów jest jednym z niewielu sklepów w Polsce, w którym możecie dostać produkty angielskiej firmy Jellycat. Warto więc zajrzeć i kto wie, może znajdziecie coś dla siebie lub dla swoich bliskich?

środa, 28 listopada 2012

Kaczka dziwaczka




Autor: Jan Brzechwa
Tytuł: Kaczka-dziwaczka
Wydawnictwo: Bajka
Seria: Cacko z dziurką
Liczba stron: 40


Niech duch Brzechwy pobudzi wyobraźnię najmłodszych czytelników!. Kiedy tylko się dowiedziałam o nowej serii Cacko z dziurką, od razu zaczęłam się zastanawiać, czym tym razem szanowne Wydawnictwo nas zaskoczy, bo to że zaskoczy, było jasne i oczywiste. Książka pojawiła się u mnie w domu już jakiś czas temu, ale dopiero teraz dojrzałam, żeby napisać o niej kilka słów.

Najpierw dostałam cios w oczy-okładką. Tak, w oczy. Okładka książki to tak naprawdę dopiero początek, tego co znajduje się w środku. Zapowiedź najwspanialszych wierszy w nowej szacie graficznej. Szalona kaczka wygląda na rzeczywiście szaloną i zdolną do wszystkiego. Tak kaczka spokojnie może pójść do fryzjera po ser, do apteki po mleko, do praczki po znaczki. Phi! Nie myślcie, że to wszystko. Ta kaczka przecież znosi jaja na twardo, na czubku głowy nosi czerwoną kokardę, a czesze się tylko wykałaczką. Uwielbiam u Brzechwy tą lekkość w pisaniu i tworzeniu historii tak komicznych i zabawnych, że chwilami możemy zwątpić, że te wierszyki stworzył dorosły człowiek. Nie bez przyczyny nazywany jest czarodziejem słowa. Posunęłabym się nawet dalej i powiedziała, że jest magikiem słów, które potrafią ożyć na papierowej stronie i jednocześnie zaintrygować czytelnika albo najzwyczajniej na świecie wodzić czytelnika za nos. Panie Brzechwo, a gdzie się znajdują wyspy Bergamuta? Czy to przypadkiem nie jest drugie imię naszej wyobraźni? Tam to dopiero dziwy się dzieją. Mrówka na grzebiecie nosi osła, kura znosi złote jajka, na dębach rosną jabłka, wieloryb nosi okulary, słoń z dwiema trąbami. A słowa: na tapczanie siedzi leń,
nic nie robi cały dzień; od razu przenoszą mnie do czasów podstawówki i konkursów recytatorskich, na których zawsze królowały wiersze Brzechwy. W pewnym momencie nawet powiedziałam sobie dość, nie mogę przecież, tak jak wszyscy recytować ciągle wierszy Brzechwy. I wtedy zaprzyjaźniłam się z Norwidem… ale to już całkiem inna historia. Dzięki tym konkursom znam na pamięć prawie wszystkie jego utwory. I ani trochę mi się nudzą. Bo jak tu się nudzić przy rozmowach gęsi z prosięciem czy wielkim rozgardiaszu na straganie.

W utworach Brzechwy nic nas nie dziwi, wszystko wydaje się być prawdziwe, a przecież wiemy doskonale, że warzywa nie potrafią mówić. Jednak Brzechwa tak podchodzi każdego czytelnika, że najdziwniejsze historie są możliwe i realne. Ilustracje w tym wydaniu są mistrzowskie. Sami musicie się przekonać. Ilustracje trochę jakby szyte nićmi, złożone ze skrawków materiału, filcu, guzików, sznureczków, wstążeczek. Wnoszą powiew świeżości, rozbudzają zmysły. W pewnym momencie bardzo żałowałam, że ilustracje nie są wykonane w 3D, tak bardzo chciałam je dotknąć. Innym razem wydawało mi się, że za chwilę ze strony wyskoczą na mój stół wszystkie żaby z muchą na czele. Na szczęście nic takiego się nie stało, a ja nadal mogę podziwiać to cacko.

niedziela, 25 listopada 2012

Król i mgła




Autor: Maria Ewa Letki
Tytuł: Król i mgła
Ilustracje: Ewa Poklewska-Koziełło
Wydawnictwo: Bajka
Liczba stron: 36

Książka idealnie wpisuje się w nastrój i pogodę za oknem. Ciągła mgła od kilkunastu dni staje się coraz bardziej uciążliwa. Nasza widoczność jest ograniczona, czujemy się trochę niepewnie, czasem nawet niezdarnie. Nasze pole widzenia zdecydowanie się zawęża. I taka gęsta jak mleko mgła zjawiła się nad ranem i otuliła pewne królestwo. Wdarła się dosłownie wszędzie- do domów, do szuflad, garnków, kieszeni. Dosłownie wszystko utonęło we mgle.

Król kiedy tylko się obudził stwierdził, że nie nic nie widzi, nawet własnych rąk. Przesiedział więc cały dzień w łóżku, czekając, aż mgła zniknie. Mieszkańcy musieli robić to, co ich władca. Kiedy on wyprawiał bal, to wszyscy-nawet najbiedniejsi-też zapraszali gości. Jeżeli król jechał na polowanie, poddani też polowali. Gdy szedł na spacer, to całe królestwo spacerowało razem z nim. Dziwny król, prawda? Dla króla mgła nie była żadną wymówką, żeby nie pracować. Kiedy po leniwym poranku i krótkiej drzemce przebudził się z przerażeniem stwierdził, że mgła nie tylko nie odeszła, ale nawet zgęstniała. Król nie miał wyboru i musiał sprawować rządy, bez berła i korony, które zaginęły na polowaniu. Królowa w tej mgle przez przypadek zjadła jabłko z robakiem. Tak się dzieje, jak nie ma przy niej króla i nie słucha jego pouczeń. Królowa była bardzo głodna, ale pokojówka nie mogła jej odnaleźć w tej mgle. A jak bez pouczeń tatusia-króla radziła sobie królewna? Oj, nie było zbyt dobrze. Z samego rana zderzyła się z lustrem. Potem postanowiła poszukać drzwi i nie wiedzieć kiedy znalazła się w pałacowym ogrodzie. I odnalazła w nim swojego pieska, Perełkę. Mgła nie znikała. Otulała coraz bardziej całe królestwo. Wchodziła wszędzie, przesłaniała rzeczywistość. Mgła stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Nadworny meteorolog stwierdził, że ta mgła jest jakaś dziwna, inna niż wszystkie i niewiadomo skąd się wzięła. W królestwie wszystkie zwierzęta pozwalały sobie na wszystko i bawiły się w każdym zakamarku pałacu. Myszy harcowały w kuchni, w jadalni fruwały gawrony, rumaki biegały po ogrodzie. Sytuacja zaczęła powoli wymykać się spod kontroli. Zresztą jak tu coś kontrolować, kiedy nic nie widać?




Do tego momentu wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy, ale kiedy do króla przemówił ludzkim głosem jeleń, to po prostu zdębiałam. Niby normalnie toczyło się życie, a tu nagle takie zaskoczenie. Wiedziałam, że mgła nie jest przypadkowa. Wiedziałam, że wraz z nią nadeszła wielka tajemnica. Już od samego początku król nie wzbudził mojej sympatii. Zarozumiały i jak się później okazało wcale nie taki łaskawy i szlachetny, jak na króla wypada. Nie płacił krawcom, szewcom, mleczarzom, medykom, nauczycielom, kucharzom od kilku miesięcy. A w dodatku był marudą, nic mu nie pasowało. A to kanapka za grubo pokrojona, a to za ciepło, a to za zimno. Jakby tego jeszcze było mało, wszystkim mówił, co mają robić, co i ile jeść, z kim się spotykać. I wtedy już wiedziałam skąd ta mgła. A Wy czy już się domyślacie, jaką rolę miała odegrać mgła? Królowa skorzystała i pod osłoną mgły uciekła z pałacu, od króla. A król wciąż myślał, że mgła nawiedziła jego królestwo, bo wszyscy mieszkańcy oczekiwali pieniędzy.




Cichy płacz gdzieś w głębi lasu obudził królewskie serce i duszę. Jak potoczą się losy królestwa, czy mgła odejdzie?

Pięknie opowiedziana historia, która wciąga czytelnika i pozwala mu trochę po omacku błądzić i szukać przyczyn całego tego zamieszania z mgłą. Czy nieczułe serce króla jest w stanie dojrzeć prawdziwe potrzeby swoich poddanych, królowej i królewny? Mgła, która przesłoniła wszystko, ukazuje króla w całkiem innej sytuacji. Jest zdany na siebie, na swoje zmysły, wrażliwość, dobre serce, które potrafi w ostateczności okazać. Zaślepiony przez władzę, wzrok odzyskał dzięki gęstej mgle, która sprawiła, że zaczął rządzić sercem.

czwartek, 22 listopada 2012

Piaskowy Wilk+błaganie o pomoc




Autor: Asa Lind
Tytuł: Piaskowy Wilk i ćwiczenia z myślenia.
Wydawnictwo: Zakamarki
Liczba stron: 120

Myślenie wcale nie jest takie łatwe. Trzeba każdego dnia myśleć naprawdę o wielu różnych rzeczach. Wciąż trzeba rozmyślać, zastanawiać się, analizować, szukać odpowiedzi i rozwiązań. Dobrze mieć przyjaciela, z którym możemy podzielić się z naszymi myślami. Karusia wykopała na plaży Piaskowego Wilka, który jeszcze przed chwilą śnił najbłękitniejsze sny. Tak zwyczajnie powstał z ziaren piasku. Czy może jedynie pojawił się w jej wyobraźni? Może każdy z nas ma przy sobie takiego Piaskowego Wilka?

Karusia mieszkała z rodzicami w małym domu nad morzem. Jednego dnia hamak zamieniał się w piracki statek, a Karusia była oczywiście jego kapitanem. Okrąg narysowany patykiem na plaży stawał się krajem o dziwnej nazwie Nagłowiestan. Czasami Karusia nie potrafiła zrozumieć otaczającego ją świata. O! taki choćby dzień zakochanych, kiedy rodzice szeptali coś do siebie, obdarzali buziakami i uśmiechami. Jednak wystarczyła krótka rozmowa z Piaskowy Wilkiem, który wyjaśnił jej wszystko. Miłość potrafi zmienić naprawdę wszystko, jest w tym mistrzynią świata. Wystarczy ociupinka miłości, a wszystko staje się jakieś zupełnie inne. Karusia marzyła, jak każde dziecko, o małym króliku. Rodzice jednak uważali, że jest za mała na własne zwierzątko. Toć to istna bzdura! Nie trzeba chyba być wielkim jak słoń, żeby mieć własnego tyci króliczka? Innym razem na plaży Karusia złapała żywy obrazek. Nie miała zielonego pojęcia, co to jest. Dopiero Piaskowy Wilk wyjaśnił jej, że jest to jedno z jego wspomnień. I mimo, że było to jedno z jego najstraszniejszych wspomnień, to chciał je zachować w pamięci. Przecież gdyby zostały mu tylko te radosne, to nie rozumiałby, co znaczy być smutnym.




I tak powoli z każdą przeczytaną stroną poznajemy, czujemy, rozumiemy więcej i pełniej. Piaskowy Wilk jest swego rodzaju symbolem mądrości. Pytania i rozmyślania są dla niego chlebem powszednim. Jednak żeby zrozumieć, co dokładnie mówi trzeba uważnie czytać między wierszami, dociekać, a czasem po prostu na dłużej się zamyślić. Książka genialna w swej prostocie. Słowo jest tutaj głównym bohaterem. Słowo, które nas prowadzi i potrafi oswoić się z rzeczywistością. I nie mówcie mi, że jestem za duża, żeby tak mówić i pisać. Nawet nie próbujcie mi wmówić, że Piaskowy Wilk nie istnieje. Bo nie uwierzę!


Chyba każdy z nas ma takiego Piaskowego Wilka?



PROŚBA:
Jeśli jesteście czujni, to wiecie, że szykuję ogromny,ogromniasty konkurs. W puli do wygrania ponad 30 książek. Chciałabym, żeby wygladało, to profesjonalnie. I stąd moja prośba, czy jest ktoś chętny za kilka miłych słów i czekoladkę, herbatę, zrobić na potrzeby tego konkursy BANEREK? Niestety ja tego nie potrafię,więc jeżeli ktoś mógłby mi pomóc, to proszę piszcie na mojego e-maila: uam20@wp.pl