czwartek, 21 sierpnia 2014

Marynaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! + KONKURS


 
 
 
 
 
Autor: Eva Mejuto
Tłumaczenie: Beata Haniec
Ilustracje: Mafalda Milhoes
Tytuł: Maryna
Seria: OQO
Wydawnictwo: Tako
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 24
Ocena: 10/10

 

Po prostu szaleję za Wydawnictwem Tako. Wiem, że każda ich książka będzie hitem u mnie w domu. Już z wielką niecierpliwością czekam z córką na nowego Antonino. Oszaleć można z niecierpliwości, bo aż dwa tytuły na jeden raz. Toż to gratka dla fanów tego mini ludka o wielgachnym sercu. Dziś chciałabym Wam przedstawić kolejną książkę z serii OQO, czyli Marynę. Co najbardziej zachwyca mnie w tej serii? Przede wszystkim prostota przesłania, nie ma tutaj żadnego wydumania, jest wesoło, czasem smutno ale wszystko zawsze dobrze się kończy. Chociaż nie wiem, co będzie dalej.
 
 
 
 

 

Maryna to kobieta, która pewnego dnia postanowiła, że nie będzie robiła wszystkiego sama. Mieszkała ze swoim mężem Maciejem poza miastem i każdego dnia ona ciężko pracowała, sprzątała, gotowała, a mężuś próżnował i lenił się okropnie. Normanie jakby z życia wzięte. Pewnego dnia tuż po przebudzeniu Maciej poprosił Marynę, by upiekła chleb. Tylko jak Maryna miała upiec chleb skoro nie miała w domu ani grama mąki? Maciej więc pognał co sił po mąkę. A Maryna w tym czasie… czytała sobie książki. Spryciara, wiedziała jak wykorzystać każdą wolna chwilę. Potem wysłała męża po wodę, by w czasie jego nieobecności posiedzieć przed komputerem. Tak, przed komputerem, dobrze przeczytaliście. W końcu Maryna była nowoczesną kobietą. I tak wysyłała tego biednego i głodnego Macieja po drożdże, sól. I już prawie miała się zabrać za ugniatanie ciasta na chleb, ale było zbyt późno i powiedziała, że jest zmęczona i musi iść spać. I tak chleb stał się przyczynkiem wielkich zmian. I od tego dnia w pracy i odpoczynku zawsze są razem!
 
 
 

 

Małżeństwo to nieustające kompromisy i przede wszystkim podział obowiązków. Każdemu przecież należy się odpoczynek od codziennych spraw. Całe szczęście, że Maciej i Maryna doszli do porozumienia. W tej opowieści zachwycają mnie ilustracje. Po prostu majstersztyk. Chociaż kiedy mój mąż zobaczył ziewającą Marynę i jej szeroka paszczę, to trochę się przestraszył. Dla mnie ilustracje wyglądają jakby były ulepione z gliny, trochę malowane akwarelami. Momentami wydaje się, że postaci zaraz wyjdą ze stron książki. Polecam dla wszystkich wielbicieli serii OQO.
 
KSIĄŻKA DO WYGRANIA W KONKURSIE.
 
 
Tak jak we wstępie napisałam, ogłaszam konkurs. Co zrobić, żeby wygrać?
 
1.Trzeba śledzić mojego bloga, zaglądać i oczekiwać na nowe recenzje. Przez najbliższe tygodnie będę prezentowała książki i niektóre z nich wezmą udział w konkursie. Wtedy pod recenzją będzie informacja: książka do wygrania w konkursie. Wtedy Wy przystępujecie do działania i jeśli chcielibyście wygrać właśnie tę książkę, to zostawiacie pod danym postem komentarz.
2. Konkurs trwa od dziś do 14 września 2014. Po tym czasie w ciągu tygodnia wybiorę zwycięzców.
3. Możecie zgłaszać się pod każdą książką konkursową, więc Wasze szanse na wygraną są wielkie. Może uda się Wam zgarnąć nawet 10 książek?
4. Dodatkowo co jakiś czas będę publikowała mini stosiki książek do zgarnięcia. Wtedy wystarczy tylko napisać pod postem, jaką książkę chcielibyście wygrać.
5. Ilość książek do wygrania nie jest jeszcze dokładnie znana, bo ciągle coś dokładam. Zapewniam Was, że jest ich sporo.
6. Do konkursu możecie przystąpić w każdym momencie. Zwycięzców wybiorę drogą losowania.
7. Będzie mi miło jeli będziecie obserwatorami mojego bloga i fanpega na FB i jeśli poinformujecie o konkursie jak największą ilość osób.
8. Wystarczy, że zamieścicie na swoim blogu banerek

9. Jeśli macie jakieś pytania, to proszę pisać na e-mail: uam20@wp.pl

POWODZENIA

wtorek, 19 sierpnia 2014

Jaaaaaa znowu liczby!!!







 
Autor: Bardos Magali
Ilustracje: Bardos Magali
Tytuł: Liczę do 100
Wydawnictwo: Babaryba
Liczba stron: 100

 

 

Jejku, jejunciu kiedy widzę cyfry to drżę i po prostu panikuję, więc przez jakiś czas nawet bałam się zajrzeć do tej książki. No wiem, że to głupie, w końcu dorosła jestem. Przynajmniej mój dowód osobisty to potwierdza. Niestety liczby i wszystko co jest z nimi związane po prostu mnie przeraża. I mam to już od najmłodszych lat. Aż strach pomyśleć, że teraz w pracy nawet przez moje ręce przechodzą jakieś faktury. Oby tylko mój pracodawca nie dowiedział się o mojej fobii, bo tak to trzeba nazwać. Co za zbieg okoliczności, że książka pod przerażającym tytułem Liczę do stu ma STO stron! Jako małe dziecko liczyć jako tako lubiłam, gorzej wyglądała sytuacja, kiedy trzeba było coś z tymi liczbami zrobić: dodać, pomnożyć albo, nie daj Boże, podzielić. Teraz kiedy mam dzieci i jestem matką, wiem że przede mną momenty, w których będę musiała zmierzyć się z tą matematyką. Póki co nauka mojej córce idzie opornie. O dziwo, lepiej liczy po czesku (zboczenie zawodowe) niż po polsku. Zawsze po liczbie trzy, mówi osiem albo dzisiętnaście. No cóż sukcesem pedagogicznym nie mogę się pochwalić.
 
 









 

 

Wydawnictwo Babaryba darzę dużym sentymentem, więc doszłam do wniosku, że może książka wcale nie będzie taka zła. Na rynku pełno jest badziewnych i tandetnych książeczek, które twierdzą, że są pomocne w nauce liczenia.  Ale ile małe dziecko może liczyć piesków, kotków czy jabłuszek. Policzyć i zaznaczyć w kółeczko odpowiednią odpowiedź. Przecież można oszaleć! Tutaj oprócz zlicznia różnych ciast, drzew, wagonów, figur geometrycznych, guzików czy ślimaków mamy ciekawą historię misiów, które z lasu trafiły do miasta. I po kolei śledzimy ich dalsze losy i przygody. No i liczymy. Wszystko zaczyna się niewinnie, tak do dwudziestu daję radę potem się gubię. Z każdą stroną przybywa przedmiotów, w pewnym momencie czujemy się wręcz zawaleni tą ilością. Jednak nie ma co się poddawać. Obrazy i liczby tworzą znakomitą historię, która wciąga. Zresztą sami zobaczcie te ilustracje, po prostu magia.

 

Książkę kupicie TU.

piątek, 8 sierpnia 2014

Na skraj skrajów










Autor: Judith Schalansky
Ilustracje: Judith Schalansky
Tłumaczenie: Tomasz Ososiński
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Liczba stron: 144

Pewnego dnia wracam do domu z pracy nieco później niż zwykle, a mój mąż siedzi rozwalony na fotelu i czyta i coś tam mówi do siebie pod nosem. Wymachuje mi jakąś książką pod nosem, coś pokazuje. Rozumiem jedynie pojedyncze słowa: linia brzegowa, wyspa, rzeka, szerokość geograficzna… Krzątam się po mieszkaniu i sprzątam zabawki, zbieram kubki i talerze. Też mruczę pod nosem jakieś brzydkie słowa. Całe szczęście, że mężowi udało się położyć dzieci spać. Tak, zdecydowanie jest to cud, żeby dwójka dzieci spała w tym samym czasie. Chyba, że zbliża się armagedon, który całą siłą uderzy właśnie we mnie? Po paru minutach mąż zdziwiony, że mnie widzi, że już wróciłam oświadcza:
-Wiesz, chyba zostanę tym podróżnikiem. Kupimy ten dom w lesie, który tak bardzo nam się podoba. Ja będę podróżował i pisał książki, a Ty będzie nadal tłumaczyć.
- Dobra. Ale najpierw umyj podłogę w kuchni.

Korzystam z okazji i siadam na fotelu. Biorę do ręki książkę, którą czytał mąż i po kilku chwilach przepadam. Po prostu znikam wśród wód oceanów. Czuję wodę pod stopami. Staram się być cicho i nasłuchuję. Boję się otworzyć oczy. Wyłapuję znajome dźwięki, głosy. Nagle czuje chłód, jest chyba -50 stopni, a ja jadę w jakimś zaprzęgu przed siebie. Powoli otwieram oczy i widzę, że jestem dość dobrze zaopatrzona w niedźwiedzie mięso. Całe szczęście, że zadbałam o dobre jedzonko, bo inaczej mogłabym zginąć wśród tych lodowych gór, które mnie otaczają. Nie wiem gdzie jestem i dokąd zmierzam. Wszędzie jest biało, nie ma nigdzie kwiatów, nie widzę żadnych zwierząt. Nic. Biała karta. Wyspa Rudolfa.






Przenoszę się na wybrzeża oceanu atlantyckiego i zmierzam dalej. Pewnie z podniesioną głową odkrywam lądy, które same mnie do siebie przyciągają, jakby skrywały w sobie jakąś tajemnicę. Może po to tu jestem, żeby je odkrywać? Nagle czuję na nosie lekkie łaskotanie. O! coś spadło z nieba. Nie jest to deszcz, ani śnieg. Podnoszę oczy ku niebu i wszędzie widzę popiół. No tak, w końcu otaczają mnie 44 rdzawe kratery. Jak tu brzydko pachnie. Ku mojemu zdziwieniu nikt tu nie mieszka na stałe. Kable, kolory z wystrzelonych bomb, pociski, rozświetlone niebo. To tutaj zaczyna się wojna o niebo. Wyspa Wniebowstąpienia.

Uciekam stad szybko. Byle jak najdalej. Biegnę przed siebie, a popiół całkowicie zasłania mi świat. Potykam się i wpadam do oceanu. Płynę jak szalona, by po morderczej walce usiąść na lądzie. Wątpię, czy mogę ten ląd nazwać stałym. Może za chwilę zniknie zalany przez wody? Może nawet nie istnieje na żadnej mapie? Może w ogóle go nie ma? Ale ja jestem. Siedzę i łapczywie łapię powietrze. Rozglądam się dookoła, ale nie mogę niczego dojrzeć. Jest tu ciemno, wszystko okryte mrokiem. Skraj skrajów. Zimno i mglisto. To tutaj znajduje się koniec świata. Na pewno. Wiem to. Wyspa Thule.

A myślałam, że w końcu trafie do fantastycznego i romantycznego miejsca. A słysze jedynie jakieś dziwne ujadanie. Nie są to psy, ani ryby, ani koty. Otwieram oczy, po raz kolejny tego dnia, i widzę setki czarno-białych pingwinów. Jejku, nigdy nie widziała tulu pingwinów na raz. Podchodzę do nich, lekko dotykam, a potem siadam wśród traw i obserwuję, jak składają swojej jaja w gęstwinie. Podziwiam ich wygląd, uśmiecham się, by za chwilę podskoczyć niczym szaleniec. Coś chciało mnie ugryźć w palec. O nie! To szczur! Muszę uciekać. Nie chcę tu zostawać. Żegnajcie pingwiny i do zobaczenia za rok. Wyspa Św. Pawła.







Przez wyspę Amsterdam jedynie przechodzę. Ale szybko z niej zmykam, gdyż mężczyźni tu mieszkający jakoś dziwnie się na mnie patrzą. W końcu zawitałam na ląd, w którym żyją jedynie sami mężczyźni. Nie mam ochoty ich poznać, nawet w imię nauki.




Za chwilę przenoszę się na wyspę maleńką, maluteńką niczym dywanik łazienkowy. To tutaj przebywali niewolnicy, którzy uciekli z francuskich statków. Są wolni, jednak ich wolność jest ograniczona do kilometra kwadratowego. Niewolnicy chęci przetrwania. Teraz patrzę na wygaszone ognisko i myślę, że wcale nie chcę takiej wolności i samotności. Wyspa Tromelin.

Wciąż pod stopami czuje wodę… Ale to nie są wody oceanu.


 Mąż przewrócił wiadro z wodą.

To nie jest koniec podróży, to dopiero początek.


Kocham Dwie Siostry!!!

środa, 6 sierpnia 2014

Zapowiedzi

Kochani,

Zapomniałam zupełnie poinformować Was,że szykuję małe zmiany. Takie maleńkie,maciupeńkie ale zawsze coś.
Niestety nie zmienię wyglądu bloga, choć bardzo bym chciała, ale nie potrafię tego zrobić. Cud,że udaje mi się pisać posty!!!
Wracając do tematu niespodzianki. Otóż, na blogu będą pojawiać się recenzje książek dla dzieci. Wiem,że nie jest to zaskakujące, ale będzie to literatura dziecięca pisana po... czesku. W kolejce m.in. książka o pszczołach,książka obrazkowa o szalonych głowach, a także książka o ... sikaniu. U nas ostatnio sikanie to modny temat, wiecie te bajki o sikających wróżkach. Ehhh...

niedziela, 3 sierpnia 2014

Wyjaśnienia

Jeśli ktoś przypadkiem zastanawia się, co się ze mną dzieje, to oświadczam, że żyję i mam się dobrze.
Niestety urlop macierzyński dobiegł końca i żałuję, że nie mogłam wziąć rocznego...Cóż, tak bywa. Sami wiecie jak trudno wrócić do pracy i na nowo się zorganizować, wszystko zaplanować. Ale oświadczam, że czytamy, chociaż może troszkę mniej, ale coraz częściej mówimy bajki "buzią" o dzikach, o wilkach, sikających wróżkach i strasznym panu Koparęce.Pomiędzy pracę i kurs z języka czeskiego, który prowadzę do późnych godzin staram się nie zwariować i piszę recenzję, które niebawem pojawią się na blogu.

A te upały to już przesadzają!

Pozdrawiam
Buziaki