środa, 27 marca 2013

Szaleństwa wielkanocne! Niespodzianka dla Was!

Wesołych Świąt!


Niedługo kolejne święta Wielkanocne. Choć aura za oknem sugeruje raczej, że to święta Bożego Narodzenia po raz kolejny nas zaskoczą. Niestety zima nie chce nas opuścić. Jednak nie możemy się poddawać! Każdy z nas stara się jakoś odgonić smutki, zasmarkane nosy (z moją chorobą już lepiej), zimowe kurtki i płaszcze, ciepłe rękawiczki, szaliki, czapki, kozaki, kominy i wszystkie dodatkowe warstwy ubrań. Tylko jak tu udawać, że zimy nie ma, kiedy za oknem leży śnieg, a przed moim balkonem stoi rodzina bałwanów? Marchewkowe nosy mają się doskonale w przeciwieństwie do mojego, z którego wciąż coś leci. No, dobra przecież nie będę Wam pisać o swoim nosie!



Dziś mam dla Was specjalną świąteczną niespodziankę, z której mam nadzieję skorzystacie. Już kilka razy pisałam Wam o sklepie Koszyk prezentów, w którym znajdziecie niebanalne i oryginalne przedmioty, które doskonale nadają się na prezenty dla najbliższych. A może znajdziecie tam coś tylko dla siebie? Zachęcam do przejrzenia oferty sklepu. Tym bardziej, że mam dla Was niespodziankę.



Wszyscy, którzy do 15 kwietnia zrobią zakupy w sklepie Koszyk prezentów otrzymają rabat 15% na cały asortyment. Wystarczy jedynie podczas składania zamówienia wpisać w miejsce kod rabatowy- AURELIOWO. Może ktoś chętny?



Co zrobić, żeby czas oczekiwania na święta Wielkanoce nabrał czaru i uroku? Oprócz przygotowania duchowego, wewnętrznej zadumy, warto choć trochę przyozdobić dom drobnymi elementami dekoracyjnymi. Oprócz kwiatów doniczkowych, które stoją u mnie nawet w łazience, postanowiłam zaopatrzyć się w kurkowe motywy. W końcu kura kojarzy się z jajkiem, a jajko z Wielkanocą. I tym sposobem w moim domu zrobiło się dość sielsko i wiejsko. Na stole kuchennym stoi dumnie ceramiczna kura.






W kolorze brązowo- beżowym doskonale pasuje do moich mebli kuchennych. Jest naprawdę spora i urocza. Brązowa kokardka dodaje jej wiejskiego klimatu. Moja córka jak tylko wchodzi do kuchni, to od razu zaczyna swoje ko ko ko ko,duza kura,a tu mała kura. Jestem dumna z córci, która dopiero za dwa miesiące skończy dwa latka, a już potrafi zbudować trzywyrazowe zdanie ( a co! czasem trzeba się pochwalić). Obok tej dużej kury stoi sobie ozdobny talerz, który dosłownie skradł moje serce. Nie dość, że w idealnej kolorystyce, to jeszcze w grochy, którymi lubię się otaczać. A jakby tego było mało, to na środku znajduje się mała kurka. Zobaczcie sami? Czyż nie jest to urocze?






Na talerzu dotychczas leżały małe, czekoladowe jajeczka, ale bardzo szybko się zjadły. A ja myślałam, że dotrwają do świąt. U nas słodycze znikają w zastraszającym tempie, choć córka za słodkościami nie przepada. Zdecydowanie woli kiełbasę. Ten talerz to właściwie półmisek, bo nie jest płaski, ale zupy w nim raczej nie zjecie. No chyba, że pływająca kura na środku wam nie będzie przeszkadzać.



Do kompletu dołączyły też kieliszki na jajka. Idealne pod każdym względem. U mnie posłużyły, jako mini doniczki na rzeżuchę. Zdjęcie z obsianymi kieliszkami zamieszczę później. Póki co pooglądajcie takie zdjęcia:




Drodzy czytelnicy zapraszam Was do  sklepu i korzystajcie z rabatu. Pozdrawiam i macham łapką.

poniedziałek, 25 marca 2013

Bez recenzji

Niestety teraz przyszła na mnie kolej.
Jestem chora.
Moje oczy ledwo się otwierają, z nosa cieknie coś, co wszyscy nazywają katarem, a dla mnie to po prostu smarki.
Boże!!!! Ja mam nawet gorączkę, która dla mnie może okazać się zabójcza.
Jeśli widzicie na termometrze 38 stopni, to pewnie nie robi to na Was wrażenia.
Na mnie robi, gdyż od urodzenia mam obniżoną temaraturę ciała o jeden stopień :) Takie jaja!!!

Recenzje pojawią się niebawem.
Muszę dojść do siebie.
Mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie przez 2-3 dni?

Pozdrawiam zimowo i bałwanowo.

czwartek, 21 marca 2013

Kiedy rosną zęby


Z chorobą córeczki coraz lepiej, ale do tego wszystkiego doszły jeszcze rosnące zęby. Na całe szczęście to już ostatnie dwa i cała szczęka będzie gotowa. A co jest najlepsze na bolące zęby oprócz szczoteczki do zębów, paluchów w buziaku, marchewki pokrojonej w słupki, książek rozweselających? Wpadłam jednak na coś zupełnie innego i musze powiedzieć, że się sprawdza. Ten tajemniczy naprawiacz humoru pochodzi z mojego ulubionego sklepu internetowego Kids republic o którym już wcześniej Wam wspominałam. Można tutaj znaleźć nieziemskie zabawki, książki, otulacze, kocyki, a także wózki. Czyli wszystko co dziecku do szczęścia potrzeba. Odsyłam was więc na stronkę i podziwiajcie i wzdychajcie do tych cudowności. A może coś kupicie?

 Nasz świat wariuje, a producenci (chyba wszyscy) wciąż prześcigają się w pomysłach. Pralki z programami, których pewnie nigdy bym nie użyła, proszki 3w1, które spiorą 67 plam różnego rodzaju, roboty wielofunkcyjne, kuchenki z grillem, telewizory z takimi funkcjami, że lepiej o nich nie wiedzieć. Zawsze wychodziłam z założenia, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Jednak robię wyjątek w tym miejscu dla zabawek, które mogą w czasie zabawy służyć do wielu różnych celów. I taką zabawką są niewątpliwie puzzle trio. Dla mnie są genialne pod każdym względem. Po pierwsze nie są drogie i chyba każdy rodzic raz na jakiś czas może sobie pozwolić na wydanie kilkunastu złotych na swoją pociechę. Puzzle uczą dzieci koncentracji, spostrzegawczości, a w przypadku mojej córki, nawet szybkości. Ba! Układając puzzle uczę córkę kolorów, które doskonale odtwarzają obrazkowo-dziecięcą rzeczywistość.

 


 

Puzzle zapakowane są w kartonowe pudełko z rączką, dzięki czemu możemy je zabrać w każde miejsce. Składają się z 24 elementów, więc śmiało nadają się dla najmłodszych dzieci. Jednak zadanie nie polega na ułożeniu jednego obrazka z tych 24 puzzli, tylko na łączeniu ich w określonej kolejności. Otóż, układając je dowiadujemy się, jak wygląda dzień zwykłego, małego misia. Dziecko uczy się myślenia przyczynowo - skutkowego. Jeśli widzi obrazek z talerzem, to od razu kojarzy, to z jedzeniem i bardzo łatwo odnajdzie misia siedzącego przy stole. Mamy więc osiem odrębnych historyjek po trzy elementy, które pozwalają nam prześledzić dzień misia. A misio jest bardzo aktywny: maluje, bawi się na placu zabaw, sam się kąpie, czyta książkę w łóżeczku.

 
Puzzle dają nam tak naprawdę wiele możliwości. Możemy po prostu tylko je układać, albo zacząć tworzyć historyjkę, której głównym bohaterem jest miś. Dziecko na pewno będzie chętnie wymyślało dalsze losy misia. Moja córka jeszcze może jest na puzzle za mała, ale kiedy zobaczyła kubeczek, to od razy skojarzyła to z herbatą. I zaczęło się, że na śniadanie miś pije herbatę… a potem to matkę już tak fantazja poniosła, że musiał dorysować kilka obrazków. A wiecie jak ja rysuję? Kwadratowa świnia, to szczyt moich możliwości. W każdym razie polecam na marudne dni dla Waszych dzieci. I jeszcze raz zapraszam do sklepu Kids republic.

środa, 20 marca 2013

Zwariowałam?

Zimo odejdź!
 
Niestety i moją córkę dorwało choróbsko, więc drżę o nią i w nocy spać nie mogę. Ale z dnia na dzień jest lepiej. Dziwnie być w domu na zwolnieniu. Powiem szczerze, że nie mogłam sobie miejsca znaleźć na początku.
 
Póki co szaleję w kuchni.
Upiekłam chleb i bułeczki wieloziarniste (na zakwasie, który mam od 5 lat :))
Na obiad przygotowuję tartę z wędzoną makrelą i porem (tak, wiem, że może nie brzmi to zachęcająco, ale w smaku po prostu rewelacja)
O siódmej zero zero miałam już upieczoną drożdżówkę z gruszkami i kruszonką.
 
Z domu pełnego zapachów pozdrawiam wszystkich swoich czytelników.
Jak ktoś ma ochotę na kawkę marcepanową i kawałek ciacha to zapraszam do Szczecina

wtorek, 19 marca 2013

Co by było gdybym...





Autor: Ingelin Angerborn
Tytuł: Gdybym nie powiedziała prawdy
Ilustracje: Magda Chodorkowska
Wydawnictwo: Zakamarki
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 121
Moja ocena: 5/5

 
To już trzecia książka o dziewczynce Tildzie, którą zawsze spotykają niespodziewane przygody. Do tego jak się ma jeszcze bujną wyobraźnię, to kłopoty lub pewne nieporozumienia  są bardzo prawdopodobne. Przygotujcie sobie słodka herbatę z sokiem malinowym, usiądźcie wygodnie w fotelu i dajcie się ponieść wyobraźni i słowom.
Gdybym nie powiedziała prawdy, nic by się nie wydarzyło. Nie utknęłabym na balkonie Axla, nie zapodziałabym Kilimandżaro, nie pomyliłabym łazienek i nie wsadziła łokcia w kupę słonia… ale przede wszystkim nie zdobyłabym głównej nagrody! Sami przyznacie, że historia zaczyna się bardzo interesująco. Choć zdaje sobie sprawę, że brzmi to wszystko dość dziwnie. Tilda myślała, że wszystko tak jej się komplikuje, bo nie zawsze mówiła prawdę. Jeśli raz się skłamie, to trzeba brnąć w dalsze kłamstwa i tak bez końca. Dlatego Tilda postanowiła mówić tylko prawdę. Jednak mówienie prawdy wcale, aż tak bardzo nie pomaga, bo stale coś się naszej bohaterce przytrafia. Tilda wraz z mamą i jej nowym chłopakiem Tomasem, przeprowadziła się do nowego domu. A jak to się stało, że chłopak Tildy, Axel, dowiedział się całej prawdy o jej prawdziwym ojcu? Kiedyś Tildzie powiedziało się przypadkiem, że jej ojciec jest astronautą, a w rzeczywistości był świszczypałą, który zajmuje się wszystkim po trochu, na co mu akurat przyjdzie ochota. A właśnie przyszłą mu ochota na podróż do Afryki i zdobycie Kilimandżaro. Jednak Tilda nikomu o tym nie mówiła, bo podejrzewała, że nikt jej nie uwierzy. Jednak Tilda obiecała sobie, że będzie mówiła całą prawdę, więc przyznała się, że jej tata nie jest astronautą. I jak myślicie, jak Axel zareagował na te słowa? Otóż, zezłościł się bardzo i oświadczył, że nie będzie chodził z dziewczyną, która ciągle kłamie. A potem wszystko zaczęło się jeszcze bardziej komplikować. A co dokładnie się stało i jakim cudem Tilda pomyliła łazienki? Musicie przeczytać i dowiedzieć się zakończenia.
 
 
 
 
Kolejna znakomita propozycja Zakamarków, która rozśmiesza i bawi każdego czytelnika. Interesujący bohaterowie i wartka akcja sprawiają, że książkę czyta się bardzo szybko. Polecam

piątek, 15 marca 2013

Za chwilkę





Tytuł: Pospiesz się, Albercie

Autor: Gunilla Bergstrom
Ilustracje: Gunilla Bergstrom
Wydawnictwo: Zakamarki
Liczba stron: 28
Rok wydania: 2012
Wiek: dla dzieci 4-6 lat



Macie ochotę na wspaniałą przygodę? Chcielibyście poznać małego, czteroletniego chłopca? Z czystą przyjemnością chciałabym Was zachęcić do przeczytania tej krótkiej opowieści, która już dawno zyskała sławę i popularność na całym świecie. Na podstawie książek o Albercie powstały liczne spektakle teatralne i filmy animowane. Gunilla Bergstrom pochodzi ze Szwecji i od lat 70-tych napisała i zilustrowała ponad czterdzieści książek, z których większość opowiada o kilkuletnim Albercie i jego tacie. Dzięki Wydawnictwu Zakamarki książki pojawiły się na polskim rynku wydawniczym. Bardzo się cieszę z tego powodu i jednocześnie zachęcam do czytania i upiększania swojego małego świata.





Poranek dla każdego dziecka jest ciężki. Najpierw trzeba wstać, zjeść śniadanie i zrobić po drodze jeszcze mnóstwo innych rzeczy. Albert wstał rano ochoczo i zaczął od ubrania się w ciepły sweter. Z kuchni wciąż wołał go tata na śniadanie. Albert odpowiadał, tak, tylko jeszcze… Musiał ubrać swoją lalkę, a przy okazji znalazł kółko od mercedesa. Nie miał więc wyboru i tylko jeszcze założył koło i zaparkował samochód na półce. Znalazł tam przypadkiem swoją nową książkę o zwierzętach. Nie mógł się powstrzymać i obejrzał stronę z wężami. A z kuchni wciąż słychać było nawoływanie taty. Tato, jeszcze tylko… Albert musiał skleić stronę w swojej książce, a przy tym nieopatrznie zaplątał się w taśmę. Albert już miał schodzić, kiedy przypomniał sobie, że przyniesie tacie gazetę. Udało mu się w końcu dotrzeć na śniadanie. Jeśli tylko chciał potrafił być bardzo szybki. I szybko zjeść kaszkę, odstawić miskę do zlewu, umyć zęby, spakować worek do przedszkola, założyć kurtkę. Punkt siódma był gotowy do wyjścia. Tylko gdzie się podział tata? Jesteście ciekawi, co ważnego zatrzymało tatę? Musicie przeczytać.




Mądra i prosta historia o codziennym życiu małego chłopca. Historia podobna do wielu historii znanych z naszego życia. W Albercie dzieci odnajdą i rozpoznają swoje zachowania i emocje. Ilustracje doskonale oddają treść całej książki i stwarzają specyficzny klimat rodzinnego ciepła. Polecam.

środa, 13 marca 2013

Jedziemy na wycieczkę, bierzemy misia w teczkę






Autor: Praca zbiorowa
Tytuł: Polska z dzieckiem. Rodzinny przewodnik
Wydawnictwo:  Bezdroża
Liczba stron: 388



Recenzja tego przewodnika powinna ukazać się tuż przed wakacjami. Niestety wtedy nie miałam czasu i odkładałam go na bok. I teraz żałuję, bo przewodnik jest naprawdę doskonały i rzeczywiście sprawdza się w praktyce.

Jeśli chcemy zaplanować urlop lub wycieczkę, tak żeby pokazać dzieciom piękne krajobrazy, zaprowadzić do niezwykłego muzeum, zobaczyć dinozaura, poobserwować dzikie zwierzęta, to ten przewodnik na pewno spełni swoją rolę. Przewodnik pomaga w wybraniu odpowiedniego miejsca dla dzieci w każdym wieku. Opisano w nim nie tylko atrakcje, które stworzono z myślą o dzieciach. Pojawiają się tutaj również opisy miejsc, obiektów czy wycieczek, które także spodobają się rodzicom. Musimy pamiętać, że jest to zbiór bardzo subiektywny i tak naprawdę od nas zależy, co wybierzemy dla naszego dziecka.

Znajdziemy  tutajinformacje, jak wybierać noclegi dla dzieci, ubezpieczenia. Także jak zadbać o zdrowie w czasie podróży. Jak radzić sobie z odwodnieniem czy zatruciem pokarmowym. W pierwszym rozdziale autorzy zapraszają do Warszawy i okolic. Stolicę Polski zawsze warto pokazać dziecku. Możecie przeczytać słynną legendę o Bazyliszku, który wyglądem przypominał koguta lub indyka z wężowym ogonem i oczyma żaby, których spojrzenie zabijało śmiałków zapuszczających się po skarby. A Warszawie zobaczyć trzeba słynne Łazienki, Pałac Prezydencki, plac trzech Krzyży czy pałac Czapskich. Okolice Warszawy, to przede wszystkim Wilanów, Czersk, Liw, Modlin czy Żelazowa Wola.

Drugi rozdział prezentuje atrakcje Łodzi i okolic, kolejny Górnego Śląska i Opolszczyzny. Dalej mamy Małopolskę, Wielkopolskę, Wrocław i okolice, Szczecin i okolice, Trójmiasto i Kaszuby, Warmię i Mazury, Beskidy, Tatry. Wiele ciekawych miejsc. Wszystko podane prostych zdaniach informujących. Bardzo podobały mi się wszelkie wstawki literackie, czyli przede wszystkim słynne baśnie i legendy związane z niektórymi miejscami. Szukacie idealnego przewodnika? To zapewniam, że ten jest odpowiedni. Polecam.

wtorek, 12 marca 2013

Daleko jeszcze?







Autor: Anna - Clara Tidholm
Tytuły: Gdzie idziemy? Jest tam kto? Wymyśl coś! A dlaczego?
Ilustracje: Anna - Clara Tidholm
Liczba stron: 28
Rok wydania: 2009, 2013
Wiek: 0+
Moja ocena: 5/5



To że Szwedzi znają się doskonale na literaturze dziecięcej, wie chyba każdy, kto choć raz trzymał w rękach jedną z książek Wydawnictwa Zakamarki. Nie ma tutaj, co prawda finezji, ale jest prosty tekst i ilustracje, które zawsze zachwycają. Tym razem chciałabym wam polecić serię dla najmłodszych czytelników, dla których ilustracje są najważniejsze i przekazują najwięcej treści.

Wszystkie książeczki są napisane podobnym, prostym językiem. Nie ma tutaj wyszukanych słów. Jedynie proste podpisy, wręcz sztywne i szablonowe. Kiedy wybieramy się na wycieczkę, to ubieramy kurtkę i kalosze i wychodzimy. Po drodze mijamy cztery psy. Co chwilę należy się zatrzymywać, żeby spojrzeć w jedną i drugą stronę. Kręta droga ciągnie się nieskończoność. Idąc dalej spotkamy kaczki i misia w żaglówce, dzieci jedzące lody czy samochody, które wyglądają jak krokodyle. Kiedy tylko się ściemni należy wrócić do domu. W kolejnej części pójdziemy w odwiedziny. Będziemy pukać w niebieskie drzwi, a za drzwiami? Poznacie małego Kajtka. Jednak jeśli pójdziecie dalej, to napotkacie czerwone drzwi, a za nimi rodzinę królików. Będą jeszcze zielone, żółte, białe i niebieskie drzwi, a co za nimi znajdziecie? Niech to pozostanie niespodzianką. Co można robić z dziećmi w czasie deszczu, kiedy za oknem szaro i zimno? Można na przykład poskakać po klockach, upiec pyszne ciasto, zbudować wieżę aż do chmur. Jakie jest najczęstsze pytanie, które możemy usłyszeć od małych dzieci? Oczywiście, dlaczego. Niekończące się pytania, dlaczego świeci słońce, dlaczego lata ptak, dlaczego jedzie pan, dlaczego szczeka pies, dlaczego pada deszcz.

Krótkie i bardzo proste historie na pewno spotkają się z pozytywnym odbiorem wśród maluchów. Mogą śledzić losy bohaterów lub stać się nimi i zwiedzać wielki świat. Ilustracje dokładnie współgrają z napisami, niczym w zagranicznym filmie, który oglądamy w kinie. Ilustracje bardzo dosłowne, ale wprowadzają chwilami nutkę zaciekawienia i tajemniczości. Nie wiemy na przykład, co znajduje się za różnokolorowymi drzwiami. Forma książki jest dopasowana do małych rączek: twarde i sztywne strony przetrwają niejedno pokolenie. Polecam na zimowe smutki.

poniedziałek, 11 marca 2013

Bo z dziewczynami...




Autor: Irena Matuszkiewicz
Tytuł: Dziewczyny do wynajęcia.

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Format: 125mm x 195mm
Liczba stron: 408



Powiem szczerze, że nie wiedziałam czego dokładnie mogę się spodziewać po tej książce. Nie dość, że to moje pierwsze spotkanie z autorką, więc nie wiedziałam, czy styl pisania przypadnie mi do gustu. Czytam polską literaturę i dopinguję wszystkim polskim autorom. Cieszę się ogromnie, kiedy stawiają swoje pierwsze, drugie i trzecie kroki w świecie literatury, który dla nas, moli książkowych, jest światem potrzebnym niczym codzienny chleb. Powiem szczerze, że po przeczytaniu opisu na tylnej okładce, spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Myślałam, że książka będzie bardziej oscylowała wokół kryminału niż powieści obyczajowej, ale mimo wszystko historia mnie wciągnęła. Irena Matuszkiewicz jest z wykształcenia filologiem i długie lata pracowała jako dziennikarka. Jej powieści doskonale opisują współczesne społeczeństwo. Niech was nie zwiedzie tytuł książki. Mam nadzieje, że spędzicie miło czas.

Główną bohaterką jest Zuzanna, która jest nauczycielka języka polskiego. Oprócz tego samotnie wychowuje syna. Jednak ma mężczyznę u swojego boku i wydaje jej się, że wszystko może się ułożyć. Zuzanna jest osobą obdarzoną niezwykłym temperamentem i ciętym językiem co nie raz wpędza ją w kłopoty. Kiedy nagle musi zamieszkać w mieszkaniu swojej przyrodniej siostry, nic juz nie jest takie jak przedtem. Weronika jest osoba zupełnie inną niż Zuzanna. Jak dla mnie bohaterka nie za bardzo pasuje mi do całości. Niby wokół niej rozwijają się i tworzą kolejne wątki, ale sama Weronika niewiele mówi. Z początku myślałam, że chce wpędzić Zuzannę w jakieś kłopoty. Po części się to sprawdza, bo będziemy mieli w książce ciekawe i mrożące krew w żyłach sytuacje. Nie zabraknie miłości, romansów, tajemnicy, a nawet rozmów z pewnym pieskiem.

Książka dobrze skonstruowana, choć wydaje mi się, że chwilami przejścia z jednego wątku na drugi nie były zbyt płynne. Bardzo spodobało mi się, że autorka dość wnikliwie przedstawiła na kartach powieści życie codzienne ludzi około trzydziestki. Problemy miłosne, związane z pracą czy problemy związane z zaciągnięciem kredytu. Oczywiście przypadła mi do gustu także praca Zuzanny. Lubię czytać o nauczycielach z różnych punktów widzenia. Zawsze jestem ciekawa, w jaki sposób autor podejdzie do tematu. Matuszkiewicz przedstawiła zdroworozsądkowo cały ten wątek i bardzo jej za to dziękuję. Jeśli chcecie spędzić miłe popołudnie, to zachęcam do lektury.



Książkę  Dziewczyny do wynajęcia otrzymałam z księgarni Dobre książki.

czwartek, 7 marca 2013

Wyniki konkursu!!!

W końcu mi się udało znaleźć wolną chwilę.
Ogłaszam wyniki konkursu. Żadnych zdjęć niestety nie robiłam, więc musicie mi zaufać.

Książka "Zakręty losu" powędruje do- MAMICZKI
"Mistrz" natomiast wpadnie w łapki- KasikO

Proszę o jak najszybsze przesłanie swoich adresów na mój e-mail: uam20@wp.pl

Gratuluję zwycięzcom i dziekuje wszystkim za udział. Niebawem kolejny konkurs.

środa, 6 marca 2013

Zabawy z literaturą w tle

Kręta droga, niezwykłe przygody, nietypowi bohaterowie i wyobraźnia, która doprowadza czytelników do granicy ... czarnej dziury. Tylko od nas zależy czy ją ominiemy, czy tak jak Alicja z Krainy Czarów wpadniemy w nią, by znaleźć się w świecie rysowanej obrazami naszej wyobraźni i fantazji.


– Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? – mówiła dalej.

– To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść – odparł Kot-Dziwak.

– Właściwie wszystko mi jedno.

– W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.

– Chciałabym tylko dostać się dokądś – dodała Alicja w formie wyjaśnienia.

– Ach, na pewno tam się dostaniesz, jeśli tylko będziesz szła dość długo.

Wniosek: wysatrczy dokądś iść, a na pewno dojdziemy tam gdzie chcemy. Pamiętacie jeszcze przygody małej i dość samolubnej dziewczynki Alicji? Nie wiem dlaczego, ale często wracam do tej książki i staram się spojrzeć na nią z innego punktu. Jednak wciąż historia Alicji jest dla mnie labiryntem, do którego wchodzę z nadzieją, że będę potrafiła z niego wyjść. Niestety zawsze gdzieś zbłądzę, obiorę inną trasę. I siedzę w tym labiryncie, jak w matni i zastanawiam się, czy kiedyś uda mi się sztuka powrotu z Krainy Czarów? Może po prostu nie chcę stąd wychodzić?



Dobra juz kończę te moje przemyślenia, żeby Was nie zanudzać. Post przecież, jak sugeruje tytuł, miał o literaturze traktować jedynie troszeczkę. Oprócz książek, na punkcie których tracę zmysły, uwielbiam dziecięce zabawki. Nigdy nie myślałam, że świat zabawek jest taki...taki... bogaty i rozwinięty. Kiedyś wystarczyło kilka starych kapsli, biała kreda albo worek kasztanów i dobra zabawa gwarantowana. Teraz niektórzy rodzice obsypują dzieci badziewnymi zabawkami, których obsługa ogranicza się do wciskania kolorowego przycisku. Na samą myśl o tych dziwnie brzmiących słów wypowiadanych z dziwnie brzmiącym polsko-chińskim akcentem. Na samą myśl aż mnie dreszcze przechodzą. Staram się być świadomym rodzicem i wybieram zabawki, które przede wszystkim są bezpieczne dla dziecka, wykonane z materiałów ekologicznych, recyklingowych. Oczywiście muszą rozwijać dziecięcą wyobraźnię, czyli zabawki, które wymagają aktywności dziecka, które nie ogranicza się tylko do wybrania przycisku. Muszą to być zabawki pełne magii, wspaniałych kolorów, które nie są krzykliwe i rażące i nie wymagają od nas wkładania okularów ochronnych. Pomysł!!!! Producent takich zabawek musi mieć pomysł, który potrafi w 100 % zrealizować. Precyzja, dokładność wykonania, niebanalna grafika, odpowiedni dobór kolorów to są moje podstawowe zasady, którymi kieruję się podczas kupowania zabawek dla córki. Jeszcze kiedyś nie wiedziałam nawet, że tacy producenci rzeczywiście istnieją. Myślałam, że wszyscy pochowali się w króliczych norach. Jednak teraz coraz więcej producentów dociera do nas (do Polski) zza zachodniej granicy. Możemy więc pograć w memo z francuską firmą Djeco, która dosłownie podbiła moje serce.



Jednak dziś chciałabym Was zapoznać z kolejną francuską firmą, która powolutku mości sobie miejsce w Polsce. Jejku, jak dobrze, że do nas dotarli! Mam tu na myśli firmę Mon Petit Art. I jak nazwa wskazuje jest to miejsce dla prawdziwych artystów. Z zestawami kreatywnymi Wasze dzieci z łatwością stworzą scenografię zamku, teatru, karuzeli, ogrodu czy cukierkowego miasta. Wystarczy tylko puścić wodze fantazji i pobawić się w małego konstruktora. Dziecko będzie doskonaliło swój hmm... gust artystyczny, a także nauczy się odpowiedni dobierać kolory lub będzie tworzyło własne palety barw i odcieni. Mon Petit Art proponuje także dla dzieci bajkowe notesy, naklejki (jejuńciu!!! niektóre zestawy zawierają ich aż 600!), panele – klocki, zakładki, mozaiki magnetyczne oraz różnego rodzaju zestawy kreatywne do tworzenia np: modelek, galerii Robotów.



Ostatnio ogarnęła mnie MEMOmania. Istny szał. Szukam, wybieram, przebieram, kupuję, gram. I w tym szale trafił do mnie cudowny zestaw kartonowych kwadracików od Mon Petit Art. Motywem przewodnim jest właśnie Alicja z Krainy Czarów. Kolorowe kartoniki zachwycają stonowanymi kolorami i niezwykłą dbałością o detale. Każdy kartonik można oglądać i wyszukiwać interesujących motywów, znaczeń. Jeśli macie ochotę podążyć za białym królikiem, to zachęcam Was bardzo serdecznie do kupienia takiego zestawu, w którym literatura przeplata się ze wspaniałą zabawą. zasady memo chyba każdy z nas zna, więc nie muszę objaśniać, na czym polega. Dla mnie dla córki te przepiękne kwadraciki, to tak naprawdę swego rodzaju bodziec, który pobudza naszą wyobraźnię i zmysły i podświadomie sprawia, że zaczynamy coraz więcej myśleć o Alicji, Zającu, Kapeluszniku, Królowej, która ścinała głowy, Trili Bom i Trili Bim, Gąsienicy, Gryfie... Postacie z obrazków wskakują do naszych głów, a potem niespodziewanie pojawiają się w snach. W pewnym momencie nie wiem, czy nadal śnię czy tylko usilnie próbuję sobie przypomnieć, gdzie schował się Kot z Cheshire? Zresztą sami zobaczcie, jak wszystko doskonale się komponuje:

















A tych bardziej ciekawskich odsyłam do obejrzenia krótkiego filmiku:



Wyłącznym dystrybutorem marki Mon Petit Art w Polsce jest firma  Mokopico. Wszystkie zestawy i jeszcze wiele, wiele więcej możecie natomiast kupić w sklepie, którym z miłą chęcią bym zamieszkała- Eduleon


I jak? I jak? Podoba się Wam?