czwartek, 31 października 2013

Pam-pam-pam i jego przygody


 
 
 
 
 
Autor: Jerzy Szczudlik
Tytuł: Pam-pam-pam
Tłumaczenie na język angielski: Anna Hyde
Język wydania: polsko-angielski
Ilustracje: Mira Roznerska
Wydawca: Pracownia Wydawnicza „ElSet" w Olsztynie
Miejsce i rok wydania: Olsztyn 2013

Liczba stron: 48

 

Nie wiem jakim cudem umknęła mi pierwsza część książki o przygodach małej dziewczynki i jej przyjaciela królika Pam-pama. Tym bardziej, że książka była nominowana do Nagrody Literackiej Fundacji Zielona Gęś im. Konstantego I. Gałczyńskiego „Zielona Gąska 2012". Niestety ubolewam nad tym, że nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego, co dzieje się literaturze dziecięcej, ale będę musiała bardziej się starać. Pam-pam to mały, biały królik i najlepszy przyjaciel Mai, która wychowuje się w polsko-francuskiej rodzinie w Oksfordzie. W dzisiejszych czasach coraz więcej jest rodzin wielokulturowych, które zamieszkują różne miejsca w Europie i na świecie.
 
 
 

 

Mała Maia wróciła właśnie ze wspaniałych wakacji z Polski, które spędziła u swoich dziadków. Zdziwiła się wielce, kiedy zobaczyła na swoim łóżku białego pluszowego królika, który do złudzenia przypominał Pam- pama. Ale jej przyjaciel ze zmęczenia po prostu padł i smacznie sobie spał w jej plecaku. Skąd więc na jej łóżku drugi królik? Maia bardzo się ucieszyła, kiedy królik przemówił do niej ludzkim głosem. Opowiedział jak to się stało, że znalazł się w jej domu. Biały pluszak mówił bardzo szybko i parokrotnie powtarzał wypowiadane zdania. Otóż królik uciekł ze sklepu z zabawkami. Nie mógł znieść hałasu pewnego chłopca, który jak burza wpadł do sklepu. Maia od razu polubiła nowego towarzysza i wymyśliła dla niego nawet imię. Wyszła z założenia, że skoro jest łudząco podobny do jej „starego” przyjaciela Pam- pama i powtarza wypowiadane zdania, postanowiła nazwać go Pam-pam-pamem. Wspaniały pomysł, prawda? Pewnego popołudnia postanowili wybrać się na wycieczkę. Udali się do muzeum zabawy lub jak kto woli muzeum nauki. Jednak Maia nie lubiła tej drugiej nazwy, nie brzmiała zbyt zachęcająco. W muzeum wszystko ich zachwycało, biegali od eksponatu do eksponatu. Prezentowane zbiory obejmowały niemal wszystkie dziedziny nauki i techniki. Nie wiedzieli jednak, że wspaniałą i pouczająca zabawa zamieni się w kłopoty. Ba! Maia nawet nie spodziewała się, że będzie razem ze swoimi królikami broniła świata przed potężnymi robotami. Musicie przeczytać, jak zakończy się cała potyczka i czy sprytna Maia da sobie radę?

 
 
 

Książka napisana pięknym, poetyckim językiem, w którym co rusz pojawiają wspaniale wkomponowane różnego rodzaju powiedzonka, metafory i przenośnie, które nie zawsze są jasne dla najmłodszych czytelników np. zabić klina, wybuchnąć śmiechem, koniec języka za przewodnika, pozjadać wszystkie rozumy. Autor wyjaśnia je w sposób tak naturalny i prosty, że nawet tego nie zauważamy. Do tego warto zaznaczyć, że książka jest dwujęzyczna polsko-angielska. Można ją więc wykorzystać do nauki i zabawy z językiem obcym zarówno w domowym zaciszu, jak i w przedszkolu. Żałuje jedynie, że ilustracje są dość okrojone i nie ma ich zbyt wiele, ale może dzięki temu nasza wyobraźnia będzie się lepiej rozwijać. A jeśli dołączymy do tego wybujałą fantazję naszych dzieci, to mamy duet doskonały. Polecam serdecznie. Sama muszę sięgnąć po pierwszą część. Czy będziecie potrafili, tak jak wasze pociechy przenieść się do fantastycznego królestwa dzieciństwa?
No i oczywiście polecam Wam serdecznie moja ukochaną stronę Motyle książkowe.

Wyniki konkursu!!!

Od razu bardzo przepraszam, że dopiero dzisiaj ogłaszam szczęśliwców, ale czasem z tym moim wielgachnym brzuchem ciężko mi usiąść przed komputerem. W takim razie, żeby nie przedłużać.
Książki wygrały:

Małgosia
oraz
Melania K.

Dziewczyny proszę Was o kontakt na mój e-mail uam20@wp.pl Oczywiście prześlijcie swoje adresy.
Wszystkim dziękuję za udział. Nie martwcie się niebawem kolejny konkurs, w którym będzie mnóstwo nagród. Może uda mi się nagrodzić wszystkich?

piątek, 25 października 2013

Stop! Jestem zebrą! KONKURS









Autor: Ifi Ude
Ilustracje: Nezka Satkov
Tytuł: Zebra
Wydawnictwo: Poławiacze Pereł

 

Na Zebrę czekałam już od dłuższego czasu. Dawno nie czułam takiego zniecierpliwienia i niepokoju. W głowie tylko kręciło mi się pytanie: co to będzie? Co to będzie? No właśnie i kiedy tylko dostałam książkę, to zaczęłam skakać z radości. Całe szczęście, że mąż tego nie widział. Chociaż on wie, że wyglądam jak szaleniec w obłędzie, kiedy rozpakowuję kartony z książkami. Też tak macie? Moja radość była ( i nadal trwa!) tak duża z dwóch względów: po pierwsze mamy nowe, dobrze zapowiadające się Wydawnictwo Poławiacze Pereł, a po drugie ciekawy pomysł na nową serię książek dla dzieci i młodzieży. Seria ½ +½=∞ jest otwartą serią pisaną przez osoby będące w połowie Polkami lub Polakami. Można ją opisać kilkoma słowami: dwukulturowość, inność i tolerancja. I to znajdziecie na pewno w pierwszej książce.



 

Sama autorka w jednym z wywiadów, na pytanie, skąd wzięła się Zebra, odpowiedziała jednym zdaniem: z wielkiej miłości… I jeśli tylko ta myśl będzie nam przyświecać podczas czytania, to myślę, że będziemy na dobrej drodze do bycia tolerancyjnym. Ifi Ude pochodzi z Nigerii, dokładnie z plemienia Ibo. Jednak w wieku trzech lat przeprowadziła się do Polski i mieszka w niej do dziś. A ja dopiero dziś odkryłam, że skrywa się w niej prawdziwie artystyczna dusza. Oprócz debiutu literackiego jest przede wszystkim znakomitą piosenkarką i producentką. Zachwyciły mnie jej utwory śpiewane w języku plemiennym ibo. Niesamowita mieszanka kulturowa, którą słyszymy w każdym dźwięku oraz eksplozja całkiem nieznanych dotąd uczuć, tworzą naprawdę poruszające utwory.

 

Podobnie jest z Zebrą, w której odnajdziemy ponadczasowe prawdy, które są wciąż aktualne: tolerancja, szukanie własnego miejsca, różnorodność. W małej mazurskiej wsi na świat przychodzi mała zeberka. Młode koniki ze stada lubią się ze sobą bawić i beztrosko spędzać czas. Nikt nie zauważa, że zebra ma czarno-białe paski, dziwny ogon i trochę inną grzywę. Jednak kiedy młode koniki zaczynają naukę w przedszkolu zaczynają dostrzegać u siebie nawzajem charakterystyczne cechy. Małej zeberce było chwilami smutno, jedna historia taty, który pochodzi z Afryki troszkę podniosła ją na duchu. Inne źrebaki jednak odrzuciły zeberkę, bo przecież wyglądała zupełnie inaczej. A wszyscy, którzy są inni muszą usunąć się na bok. Zebra była zrozpaczona i płakała pod jabłonią. Dopiero mądra historia mamy zebry uświadomiła jej, że inność nie jest wadą, a czyni ją jedynie kimś wyjątkowym. Zresztą bez względu na wygląd każdy z nas jest ważny i wyjątkowy. Jednak często w dzisiejszym świecie uważamy się za tolerancyjnych, ale kiedy stajemy w jakiejś dziwnej sytuacji, to nie wiemy jak się zachować. A może zostańmy takimi zebrami, odważnymi, z dobrym sercem? Pewnego dnia za sprawą niezwykłe niebezpiecznej sytuacji inne koniki w zupełności akceptują zebrę.


 

Ilustracje wspaniale wpisują się w nurt dwukulturowości, bo kiedy tak patrzę na tę jabłoń pod którą siedzi smutna zebra, to w pewnym momencie  jabłonka zamienia w wielki baobab. Nawiązanie do afrykańskich motywów, kolorów i kształtów widoczne jest praktycznie na każdej stronie. Musicie koniecznie przeczytać. Do księgarń!

Mam dla Was także małą niespodziankę. Jeśli chcielibyście otrzymać egzemplarz Zebry, to zapraszam do udziału w konkursie. Wystarczy, że pod tym postem napiszecie w kilku zdaniach jak rozumiecie nazwę nowego Wydawnictwa Poławiacze Pereł, co ono dla was oznacza, z czym wam się kojarzy. Na odpowiedzi czekam do końca tygodnia. A potem wybiorę dwóch zwycięzców. Oczywiście jeśli zgłosi się wiele osób, to pula książek pocieszenia także się pojawi. Zachęcam.

wtorek, 22 października 2013

Szczęśliwi rodzice, to szczęśliwe dzieci.


 
 
 
 
Autor: Laetitia Bourget
Tytuł: Szczęśliwi rodzice
Ilustracje: Emmanuelle Houdart
Wersja polska: Dorota Hartwich
Rok wydania: 2013
Format: 235 mm x 320 mm
Liczba stron: 56
Oprawa: twarda


 

Rodzicielstwo? Czy wszyscy rodzice są gotowi na ten moment? Czy wiedzą jak może zmienić się ich życie? Wydaje mi się, że bez względu na to, czy chcemy mieć dzieci, czy też nie, wewnętrznie natura jakoś nas przygotowała. Oczywiście jak to będzie wyglądało dokładnie, to nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Możemy jedynie snuć przemyślenia. Ja pamiętam przede wszystkim, że nie potrafiłam sobie wyobrazić, dlaczego kobieta po urodzeniu dziecka czuje się wciąż zmęczona. Niby wiedziałam, że trzeba będzie wstawać w nocy, karmić i przewijać, ale do mojej świadomości nie dochodziły skutki takiego ciągłego wstawania. W końcu jednak zrozumiałam, że nie ma lekko. W podobnej sytuacji znajdują się główni bohaterowie książki. Posłuchajcie, przeczytajcie i pomyślcie, jak to było u was.
 
 

Pewna księżniczka cudownej urody oraz dzielny i waleczny książę bardzo się kochali. Zaczyna się bardzo romantycznie, prawda? Żyli w zaczarowanym pałacu i każdego dnia pielęgnowali swoje uczucie, a co najważniejsze-delektowali się spokojem każdego dnia. Nie wiedzieli jeszcze, że ten błogi spokój za jakiś czas zostanie zakłócony. Kiedy księżniczka dowiedziała się, że w jej łonie dojrzewa maleńkie dziecko, nie mogła przestać się radować z tej nowiny. I wtedy zaczęło się wszystko bardzo niewinnie i delikatnie zmieniać. Księżniczka, jak to każda kobieta w błogosławionym stanie, zaczęła miewać dziwaczne zachcianki. Jakie? Musicie koniecznie zajrzeć do książki. Ba! Księżniczka z dnia na dzień zaczęła się zmieniać nie do poznania. Powiem, że ilustracje są po prostu fenomenalne. Są doskonałym uzupełnieniem treści. Śledząc dalsze losy księcia i księżnej zobaczymy, co będzie dla nich zaskoczeniem. Maleńkie dziecko wcale nie będzie takie śliczniutkie, jak sobie wyobrażali, a intensywny zapach wydobywający się z pieluszek będzie ciężki do zniesienia. Zresztą sami zobaczycie jak sobie z tą sytuacją będzie radziła księżniczka. Mojej córce bardzo spodobał się ten pomysł. Książka przy której odkrywamy prawdziwe oblicze rodzicielstwa, o zmianach, które zaskakują, o radości, smutku, odrzuceniu, wspólnych decyzjach, obietnicach.
 
 
 

Jak udało im się wytrwać razem

w tej długiej przeprawie?

 

Potrzebna im była góra miłości

I głęboki ocean mądrości.

 

Polecam Wam serdecznie, bo mam nadzieję, że odnajdziecie w tej książce swego rodzaju spokój i odetchniecie z ulgą, że jednak wszyscy rodzice spotykają się z podobnymi problemami i wyobrażeniami. Ilustracje cudowne, charakterystyczne i przemyślane. Nie są odzwierciedleniem tekstu, lecz znakomicie go uzupełniają i dopowiadają. Naprawdę warto. Zapraszam też tu.

piątek, 18 października 2013

Cztery zwykłe miski niezwykłej autorki

 
 






Autor: Iwona Chmielewska
Tytuł: Cztery zwykłe miski
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-61488-29-3
Liczba stron: 48
Wydawnictwo: Format

 

Toruń dotychczas kojarzył mi się z piernikami, no cóż, takie mało oryginalne skojarzenie. Większy jednak miałam problem, by powiedzieć z czym (albo z kim) kojarzy mi się Korea Południowa. Powiem Wam, że musiałam intensywnie pomyśleć. W końcu wymyśliłam, że jak Korea Poł., to Kim Dong Il, Kim De Zdung, masakra w Kwangju ( no dobra przyznaję, nie ja na to wpadłam tylko mój brat historyk). I to byłoby na tyle. Dopiero kiedy książka Cztery zwykłe miski wpadła w moje ręce uświadomiłam sobie, że Korea Południowa kojarzy mi się z toruńską artystką Iwoną Chmielewską, która na drugim końcu świata jest bardziej popularna niż w rodzimej Polsce. Zadziwiające, prawda? A jednak to właśnie w Korei Chmielewska wydała kilkanaście swoich książek obrazkowych tzw. picture books. Oprócz tego jej publikacje ukazały się także w Japonii, Chinach, Meksyku, w Portugali czy na Tajwanie. Ubolewam, że wciąż tak mało jej książek jest nam dane podziwiać. Taka artystka magiczna, która obrazem potrafi powiedzieć więcej niż słowami. Przecież to bardzo cenna umiejętność. Tak mała popularność być może wynika z faktu, że książka obrazkowa nie jest tak rozpowszechniona w Polsce. Bo czym właściwie jest picture book?


 

 
Większość badaczy opiera się na definicji Barbary Bader, która prowadziła badania nad amerykańską książką obrazkową. Według niej (książka obrazkowa picturebook) jest tekstem, ilustracjami i całościowym projektem; może być wykonana ręcznie albo stanowić komercyjny produkt; jest społecznym, kulturowym i historycznym dokumentem, a przede wszystkim jest doświadczeniem dla dziecka. Jako forma sztuki zależy od współbrzmienia obrazów i słów pokazywanych symultanicznie w każdej rozkładówce i dramatyzmu przewracania stron. Książka obrazkowa we właściwy sobie sposób ma nieograniczone możliwości. Książka obrazkowa dla mnie osobiście, to takie małe dzieło sztuki, w którym dochodzi do interakcji słowa i obrazu. Mamy tekst pisany i obraz, które sprawiają, że instrukcja czytania wcale nie jest taka prosta. Obraz zawsze mówi nam więcej i każdemu może mówić trochę różne rzeczy. Słowo zawsze jest tylko dodatkiem, ale dodatkiem koniecznym. Na całym świecie picture book jest bardzo popularna, u nas, w Polsce natomiast ciężko ją nawet zaklasyfikować. Iwona Chmielewska w wywiadzie, który przeprowadziła Elżbieta Kruszyńska, na pytanie, po czym rozpoznać książkę obrazkową, jakie są jej cechy gatunkowe, odpowiada:

W Polsce – w przeciwieństwie do innych krajów – nie ma opracowań teoretycznych na temat picture book. Trudno też jednoznacznie stwierdzić, kto ma się zajmować jej badaniem: czy literaturoznawcy, czy artyści plastycy, a może kulturoznawcy, historycy sztuki, czy też pedagodzy (z uwagi na ich przesłanie wychowawcze). Picture book jako materiał daje wiele możliwości i otwiera przeróżne ścieżki badawcze. Jest to książka ikonolingwistyczna, w której tekst i obraz pełnią zwykle równorzędną rolę. Czasem wiodącą funkcję pełni obraz, zaś krótki, kilkuzdaniowy tekst jest właściwie pretekstem do zbudowania opowieści na podstawie obrazu. Tekst nie może być zbyt „pokazujący”. Jeśli szczegółowo opiszesz sytuację, to co pokażesz na obrazie? Tekst trzeba ociosać ze zbędnych słów, maksymalnie go uprościć, a słowa, których nie ma, pokazać na obrazie. Tekst w picture book jest bez obrazu w pewnym stopniu nie do odczytania, nie funkcjonuje autonomicznie, ponieważ rozwiązanie opowieści znajdujemy dopiero w obrazie. Podobnie z obrazem – sam jest niepełny. Dopiero związek tych dwóch płaszczyzn, spójność obrazu i tekstu daje nam picture book.
 

 
 
 
Każdy z nas na swój sposób będzie odbierał taką książkę. Nie chciałabym nikomu sugerować, jakie widzenie jest poprawne. Mam nadzieję, że zachęciłam Was byście sięgnęli po Cztery zwykłe miski.
Książkę można napisać naprawdę o wszystkim i chyba nic mnie już nie zaskoczy w literaturze dziecięcej. Jednak kiedy spoglądam na książki Iwony Chmielewskiej wciąż niedowierzam, że można wymyślić, coś tak ciekawego, prostego i magicznego jednocześnie. Cztery zwykłe miski są na początku po prostu czterema zwykłymi miskami, ale już na kolejnych stronach przemieniają się w parasole, okulary przeciwsłoneczne, wiatraczek, żółwie skorupy, księżyc, zegar, biedronkę…Cztery miski w rękach artysty otwierają szereg możliwości ich zastosowania. Wystarczy odrobina wyobraźni. Jednak mimo oszczędnego tekstu i okrojonych ilustracji książka wzbudza zachwyt i tak naprawdę mnoży (przynajmniej w mojej głowie) nieskończone interpretacje i domysły. Uwielbiam książki, które zmuszają do myślenia. Do stworzenia tej książki zostały wykorzystane niepotrzebne nikomu papiery i stare książki z biblioteki. Iwona Chmielewska próbuje zwrócić naszą uwagę na wszystkie przedmioty, które posiadamy, o które się wciąż staramy. A czasami zapominamy o tym co mamy… Przecież gdzieś obok nas ktoś może nie mieć niczego lub zdecydowanie mniej. Warto przeczytać, obejrzeć, pomyśleć, zastanowić się i wyciągnąć wnioski. Polecam z całego serca.
 
Zapraszam także na stronę motyle książkowe, na której znajdziecie same perełki.

wtorek, 15 października 2013

Ludzie listy piszą...




Autor: Gerard Moncomble
Tytuł: Zagadkowa koperta listonosza Artura
Ilustracje: Paweł Pawlak
Rok wydania: 2013
Format: 205 mm x 285 mm
Liczba stron: 40
Wydawnictwo: Format


 

Od jakiegoś czasu nie mogę się oprzeć nowościom książkowym dla dzieci, które prezentuje Wydawnictwo Format. Kolejna książka i kolejny hit w naszej rodzinie. Choć ostatnio na pierwszy plan wysuwają się Szczęśliwi rodzice, o których także niebawem wam opowiem. Kiedy wzięłam do ręki Zagadkową kopertę… od razu zaczęłam się zastanawiać, czy we współczesnym świecie jeszcze ludzie listy piszą? Zdarza wam się pisywać listy, czy zdecydowanie częściej korzystacie z udogodnień techniki i piszecie e-maile albo sms-y? No, przyznać się, kto jest leniuchem? Od najmłodszych lat uwielbiałam pisać listy, Pamiętam z jaką niecierpliwością oczekiwałam na listonosza, a kiedy już go wypatrzyłam, to patrzyłam przez okno, czy wrzuca coś do mojej skrzynki. A potem leciałam jak na skrzydłach, żeby zobaczyć kto tym razem do mnie napisał. Kiedyś wszystko było inne. Jeśli poznawałam  nowe osoby, to nie wymienialiśmy się numerami telefonów, ale właśnie adresami pocztowymi. Z moją najlepszą przyjaciółką kiedyś przez całe wakacje pisywałyśmy do siebie listy, które miały czasem po 10 stron. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, ale z tą przyjaciółką widywałam się praktycznie codziennie Jednak list zawsze był czymś ważnym, intymnym, prawdziwym. Czasem w listach pisało się o skrywanych tajemnicach, o prawdziwych uczuciach. Do dziś w wielkim pudle mam wszystkie listy z czasów podstawówki i liceum i często do nich wracam. Śmieję się wtedy z własnej głupoty i problemów, które tak naprawdę problemami nie były. Czytam wciśnięta w kąt listy miłosne od moich chłopaków i chwilami potrafię odtworzyć te wszystkie piękne chwile, które spędziliśmy razem. Niektóre listy jeszcze pachną tymi ludźmi. Naprawdę nie ma wspanialszych wspomnień i na pewno żaden e-mail nie jest w stanie zastąpić zwykłej kartki papieru i pióra…

 

 


 

W torbie listonosza jak zwykle znajduje się mnóstwo listów, kartek, paczek i paczuszek, które musi dostarczyć do odpowiednich adresatów. Sami przyznacie, że noszenie tak przepastnej torby wymaga wiele wysiłku. Listonosz Artur swoją pracę rozpoczyna bardzo wcześnie, gdyż przed rozwiezieniem listów musi je posegregować. Pracę rozpoczyna od ulicy Złotego Dębu. Trafia do rodziny Bieliśkich i wręcza im kartkę z kwiatami. I po chwili oczywiście listonosz Artur dowiaduje się jakie wieści zawiera kartka. Jednak musi iść dalej. Jedynie przed wyjściem pyta się, czy ktoś z nich zna państwa Figuerasów. Do kolejnego mieszkania Artur wnosi dużą paczkę, w której znajdują się dżemy, cukierki i inne przetwory od babci. Niestety adresaci nie cieszą się z tych smakołyków, o czym dokładnie dowiaduje się listonosz, gdyż państwo Betazzi namawiają go, by skosztował i zachwalał te cuda. Może dzięki temu ich dzieci z rozkoszą zjedzą te smakołyki? Nie byłabym tego taka pewna. W każdym razie listonosz jeszcze pyta o państwa Figuerasów i udaje się do kolejnego mieszkania.
 
 
 
 
 
 
I tak wędrujemy razem z listonoszem Arturem i dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy o mieszkańcach. Niektórzy z samotności sami wysyłają do siebie kartki, inni proszą Artura by w czymś im pomógł, a dzieci na podwórku jeżdżą z Arturem na jego rowerze. Listonosz jest częścią tej małej społeczności. Jednak co się stanie z tajemniczą przesyłką do niejakich państwa Figuerasów, o których nikt nic nie słyszał? Musicie przeczytać koniecznie.

Wspaniałym uzupełnieniem całości są ilustracje, na których znajdziemy pełno różnego rodzaju znaków pocztowych: stemple, awiza, priorytety czy znaczki pocztowe. Zresztą już na okładce mamy doskonale przemyślany znaczek pocztowy, w który możemy wsadzić paluchy. A na samym końcu znajdziemy mnóstwo znaczków-naklejek. Może właśnie ta książka stanie się swego rodzaju inspiracją i motorem napędowym dla Was i Waszych dzieci, żeby powrócić do tradycji pisania listów. Polecam gorąco.
 
 
 
Zachęcam do odwiedzenia strony motyle książkowe.

sobota, 12 października 2013

Różo, różo...






Autor: Kęstutis Kasparavicius
Tytuł: Florian ogrodnik
Wydawnictwo: Martel
Liczba stron: 68
Rok wydania: 2010

 

 

I znowu książka o misiach. Coś te niedźwiadki i misiaki mnie prześladują ostatnio. Widocznie tak musi być. W końcu, jak mawiał Kubuś Fatalista, że wszystko jest zapisane w gwiazdach. I kiedyś w moich gwiazdach było zapisane, ze muszę nauczyć się kilku języków obcych. Kiedy przebywałam na studiach w Republice Czeskiej w Pradze i spełniałam swoje największe marzenie, czyli studiowanie bohemistyki z czeskimi studentami, wpadłam na jeszcze bardziej szalony pomysł. A może tak nauczyć się kolejnego „dziwnego” języka obcego? Zaczęłam intensywnie myśleć, czy na pewno poradzę sobie z nauka języka... po czesku. Traf chciał, że na uczelni zobaczyłam ogłoszenie o organizowanym kursie języka litewskiego i łotewskiego. Zupełnie za darmo! No, musiałam się zapisać. I wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Choć na początku miałam trudności. Chciałam ciągle mówić albo cos tłumaczyć po polsku. Powiem szczerze, że nauka języka obcego przez inny język obcy bardzo się opłaca. W każdym razie zaczęłam się z czasem interesować także literaturą i historią obu krajów. Moja fascynacja rosła z dnia na dzień. I jakże ogromna była moja radość, kiedy zobaczyłam w Wydawnictwie Martel książki litewskiego autora Kęstutisa Kasparaviciusa. Jejku, to niemożliwe, przecież teraz na topie wciąż  jest literatura skandynawska, więc moja radość była jeszcze większa, że ktoś wydał książki z innego kręgu kulturowego.








Kęstutis Kasparavicius to znakomity autor i ilustrator w jednym. Sami przyznacie, że doskonałe połączenie, w szczególności jeśli taki autor tworzy książki dla dzieci. Niezwykle sympatyczny i otwarty człowiek, który doskonale rozumie dziecięcy świat. Często bierze udział w spotkaniach z dziećmi i rozsiewa wokół siebie niesamowitą aurę serdeczności i otwartości. Przede wszystkim potrafi słuchać dzieci i z nimi rozmawiać, a jest to czasami wielka sztuka. W jego baśniowym świecie głównymi bohaterami są zazwyczaj zwierzęta, choć nie zawsze, bo czasem zdarza się, że bohaterami są przedmioty (np. książki). Florian ogrodnik jest misiem i mieszka w misiowym miasteczku, w którym mieszkają same misie (no, bo jak może być inaczej!). Florian jest ogrodnikiem z dziada pradziada. Kocha, to co robi i sprawia mu to ogromną radość. W jego ogrodzie znajdziecie wszystko, dosłownie. Począwszy od marchewek, pomidorów i dyń, aż po bluszcze, kwiaty i drzewka owocowe. Wśród misiów słynie z hodowli róż. Potrafi wyczarować niesamowite kształty i przede wszystkim zapachy, które urzekają. W kolorze tortu poziomkowego, wschodzącego słońca, owoców czerwonej jarzębiny, miąższu brzoskwini, najciemniejszych wiśni i tajemniczego heliodoru... Dosłownie oczami wyobraźni widziałam te róże. Pewnego dnia całe życie Floriana diametralnie się zmienia. Otóż, niedźwiedzica Królowa pragnie, aby Florian wyhodował specjalnie dla niej czarne róże. Ogrodnik wertuje zapiski dziadka i nie znajduje żadnych wskazówek. A w końcu sama królowa go o to poprosiła. Czy Florianowi wyjdzie na dobre wyhodowanie tajemniczych czarnych róż?

 

Ilustracje zachwycają i dodatkowo wprowadzają ciepło i swego rodzaju radość, którą przynoszą drobne czynności dnia codziennego. Warto zapoznać się z piękną i pouczającą historią, która pokazuje, że nie doceniamy czasem tego, co mamy, a marzymy o... niebieskich migdałach, które czasem mogą zmienić kolor na czarny.

wtorek, 8 października 2013

Twórczo i ... sennie

Od jakiegoś tygodnia zasypiam już w drodze powrotnej z pracy. Wczoraj zasnęłam na stogu prasowania. Całe szczęście, że mąż zauważył i w odpowiednim czasie mnie obudził. Ciąża rządzi się swoimi prawami i niestety w pewnym momencie człowiek naprawdę nie ma już siły.
 
W każdym razie książki czytamy i oglądamy i wciąż napływają nowe. W dodatku nowe mieszkanie na horyzoncie. Dziś uświadomiliśmy sobie z mężem, że przeprowadzka i poród zbiegną się w czasie, więc może być naprawdę wesoło. A przecież w grudniu jeszcze mamy Boże Narodzenie!
 
Dziś bardzo twórczo. Zapraszam do przeczytania.
 
 

 

 

 

 

Autor: Marion Deuchars

Tytuł: Zróbmy sobie arcydziełko
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Liczba stron: 224
Rok wydania: 2013

 


 


Czy wydaje wam się czasem, że nie potraficie rysować, malować, tworzyć? Czy wydaje wam się, że kiedy rysujecie kota, to przypomina bardziej kwadratową świnię niż prawdziwego kota? Czy kiedy rysujecie głowę, to zawsze przybiera dziwny kształt, choć bardzo się staracie, żeby nadać jej kształt koła? Naprawdę nie musicie się tym przejmować, bo przecież sztuka może być bardzo abstrakcyjna. Czasem nawet zastanawiam się, czy nie za bardzo. I co z tego, że ten kot, to świnia. Pozwólmy naszej wyobraźni działać i nie dajmy się zwariować, że robimy coś, co jest niedoskonałe. Sztuka nie wymaga perfekcjonizmu. Wręcz przeciwnie; rządzi się własnymi prawami: namiętnością zrodzoną w ciągu sekundy, natchnieniem, pomysłowością szaloną, impulsywnością. Czasem wystarczy dobry i ciekawy pomysł, żeby rozbudzić własną wyobraźnię i wrażliwość artystyczną. Marion Deuchars znana i ceniona graficzka wpadła z pozoru na banalny pomysł. Zebrała w książce cudownie proste pomysły, które sprawiają, że na kilka chwil wasze dziecko, a także wy zamienicie się w prawdziwych artystów. W końcu rysowanie kółek na dwóch stronach A4 także wymaga twórczego wysiłku. I ku mojemu zdziwieniu, każdy taki rysunek będzie wyglądał zupełnie inaczej.

 

 





 

 

Książka jest cudowna w swojej prostocie, w której każde dziecko znajdzie coś dla siebie. BA! Książka, w której można rysować i kolorować, to naprawdę gratka. Znajdziecie w niej wiele pomysłów na nudne dni. Oprócz rysowania, kolorowania, wasze dzieci będą mogły stworzyć swój własny mobil ze spinaczy, czy stworki z odcisków palców. Ubabrać się farbami czy flamastrami: bezcenne.

 

 

 

 

 

 No, może niektóre mamy załamią ręce, ale nie ma co się przejmować. Książka, a właściwie księga otwiera dzieciom oczy na sztukę i bardziej im ja przybliża. Przecież sztuka nie musi być nudna! Wszystko zależy od naszego spojrzenia na świat. Na tych stronach przekonacie się, że wasze dziecko widzi wszystko zupełnie inaczej. Uważajcie jak będziecie zaglądać przez dziurkę od klucza. Polecam

wtorek, 1 października 2013

Kto wierzy w krasnoludki?





Autor: Wojciech Widłak
Ilustracje: Paweł Pawlak
Tytuł: Sekretne życie Krasnali w Wielkich Kapeluszach.
Wydawnictwo: Format
Liczba stron: 40
Rok wydania: 2008

 

 

Kiedy rozpakowałam razem z córką kolejną tego dnia paczkę z książkami, to po prostu oniemiałam. Okładka tej książki magnetyzuje, przyciąga wzrok. Mąż zdziwił się i powiedział: O, kupiłaś jakąś starą książkę! Rzeczywiście okładka może tak sugerować, że książka wygląda na używaną, z poobdzieranymi bokami. Jednak to tylko pozory. Zresztą jak cała opowieść, która skrywa drugie i trzecie dno. Pozwólcie racjonalnemu myśleniu na chwile się odsunąć i uwierzcie swojej wyobraźni i dajcie się ponieść marzeniom i wybujałej fantazji. Jeśli to zrobicie, to przygoda z tą książką będzie niezapomniana i na pewno odkryjecie jej sens i znaczenie.





Sekretne życie Krasnali to książka nietypowa, w której tekst współgra z ilustracjami. Jedno bez drugiego nie może istnieć samodzielnie. Zmusza nas, czytelników, do poszukiwania ukrytych sensów, nowych znaczeń, refleksji. Tego typu ksiązki nazywamy profesjonalnie picturebookami. Poznajcie więc Wierzbownika, który ma pewien cel do osiągnięcia. Pewnego razu przywędrował z tobołkiem książek i zasiadł na wierzbie. Chciałaby przeczytać wszystkie książki świata. Może uda mu się odkryć sens wszystkiego? Porozmawiajcie ze Spragnionym, który przybył tu z bardzo daleka. Wszystkie doświadczenia, które go spotkały, sprawiły, że nie zadowalał się tym, co powierzchowne. Potrafił wejrzeć w głąb i zobaczyć to, co zakryte. Nie omijajcie Karmiciela, Puszczającego Stateczki, Parasolnika, Ogrodniczki, Niewidzialnika. Uważajcie jednak na Rapsodnika, który ponoć ma zaczarowany nos. Jeśli tylko go dotkniecie, możecie ulecieć w odległe krainy. Jeśli jednak nie boicie się ryzyka, to może warto spróbować?



 

Opowiastki pełne niedopowiedzeń, ukrytych znaczeń, w których musimy sami się odnaleźć, by zrozumieć. Uwielbiam książki, z którymi zgadza się moja wyobraźnia. Snuje swoje własne wyobrażenia, szuka własnych odpowiedzi. I każda z nich jest prawdziwa, realna. Warto!
 
Wciąż czekam na adresy zwycięzców! Jeśli do jutra nie dostanę informacji, to wylosuję kolejne dwie osoby.