środa, 25 września 2013

Pewien chłopiec i pewna lalka i wyniki konkursu


 
 
 
 
 
Autor: Katarzyna Bogucka
Tytuł: Lala Lolka
Wydawnictwo: Ładne Halo
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 36

 

 

Skończmy ze stereotypami! Nie mówmy nikomu, co powinien robić i dlaczego właśnie tak, a nie inaczej. Przecież od zawsze dziewczynki bawiły się lalkami, a chłopcy samochodami. Kto  sądzi inaczej niechaj uważa na swoje słowa i nie wydaje pochopnych sądów, bo słowa ranią. Lala Lolka to historia o tolerancji dla najmłodszych i tych trochę starszych, którzy ślepo dążą utartymi ścieżkami.

 

 

Lolek... Pamiętam jeszcze z czasów podstawówki chłopca, na którego wszyscy wołali Lolek. Był mały, drobny, taka chudzinka. Jednak miał wielkie i wrażliwe serce, tak samo jak nasz bohater. Kilkuletni Lolek to znawca mody. Bezbłędnie potrafi doradzić swojej mamie, co ma na siebie włożyć i jakie dodatki będą pasowały do konkretnej sukienki. Czy dziwi to was, że mały chłopiec posiada zmysł łączenia kolorów? Bo mnie ani trochę. W końcu największymi projektantami mody są właśnie mężczyźni. Jakby tego jeszcze było mało, to nasz bohater nie bawi się, tak jak chłopcy w jego wieku, samochodami, ale swoja ukochaną lalą Wiolą. Uwielbia ciągle ja przebierać, czesać. Tata nie wie, jak ma zareagować. Czuje się trochę skrępowany tą dziwną sytuacją, że jego syn bawi się lalkami. Jednak kiedy Lolek zabiera swoją lalkę do przedszkola, to dopiero wybucha skandal. Pani przedszkolanka jest oburzona, że chłopiec jakimiś lalkami się bawi, przecież są na świecie zasady. Lolkowi robi się bardzo smutno i... ucieka z przedszkola. A jak zakończy się cała historia? Przeczytajcie.



 

Książka, która wyróżnia się oryginalna grafiką (choć lekko kubistyczne elementy mnie nie pociągają) i opowiedzianą historią, która zmusza nas, rodziców, do wyciągnięcia wniosków. Czy aby na pewno nie wpasowujemy naszych dzieci w pewien utarty schemat? Nie zmuszajmy, nie ograniczajmy, nie zakazujmy. Pozwólmy naszym dzieciom pozostać dziećmi. Czasami więcej możemy nauczyć się od dzieci, niż od dorosłych.
 
 
 
A teraz wyniki mini konkursu. Zwycięzców wybrała moja mama, jako zupełnie bezstronna osoba.
Książkę otrzyma:
oraz
 
Proszę o kontakt z Waszymi danymi do wysyłki: uam20@wp.pl
 
Niebawem kolejny konkurs...
 
 
 

piątek, 20 września 2013

Siatka na motyle


 
 
 
 
 
 
 
 
Autor: Susanna Isern
Ilustracje: Marjorie Pourchet
Tytuł: Niedźwiedź łowca motyli
Wydawnictwo: Tako
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 32

 

Ostatnimi czasy bardzo dużo czytam książek o niedźwiedziach. Bardzo niedźwiedziowo się zrobiło, aż się boję lodówkę otworzyć. Tak jakoś się złożyło. Zresztą każdy niedźwiedź to bardzo sympatyczny zwierz. Ciągle mam w pamięci niedźwiedzia, który uwielbiał wszystkich przytulać. Tym razem jednak zaprzyjaźniłam się z innym niedźwiadkiem. W każdym razie z inną misją. Nasz bohater postanowił tak po prostu ratować motyle, które wpadały do wody. Niesamowite zajęcie, prawda?



 

Niedźwiedź to typowy zbieracz, trochę poszukiwacz skarbów. Zbiera wszystko, co tylko znajdzie: czasem jest to krzesło, luneta, budzik czy kapelusz. Pewnego dnia buszując po lesie znajduje siatkę na motyle, która wisi i powiewa na gałęzi. Zastanawiał się przez chwilę  do czego może wykorzystać taką siatkę. Dumał i dumał, aż dotarł nad jezioro i zobaczył na wodzie motyla, który właśnie stracił równowagę. Chciał jedynie przysiąść na listku i niestety zamoczył skrzydełka i nijak nie mógł poderwać się do lotu. Wspaniałomyślny niedźwiedź o dobrym serduchu użył swojej siatki i wyciągnął motyla-nieszczęśnika. Nie mógł go powiesić na sznurku, żeby wysechł, więc położył go sobie na nosie, a dokładnie na nochalu (jak napisała autorka). Dzięki temu miał go na oku. Było to jedyne miejsce, do którego zaglądało słońce i dmuchał lekki wietrzyk. Kiedy motyl otworzył oczy i zobaczył gdzie jest, przestraszył się i odfrunął. Oj, chyba też szybko bym uciekła. I tak siedział sobie nad brzegiem jeziora i czekał na motyle, które wpadały do wody. A jak myślicie, co by się stało, gdyby pewnego razu nasz niedźwiedź wpadł do takiej wody? Czy motyle będą potrafiły go uratować? Koniecznie przeczytajcie.



 

Ilustracje jak zawsze w całej serii OQO, zachwycają dbałością o szczegóły i kolorami. Kiedy tak przeglądam książkę, to wydaje mi się, że latam razem z tymi motylami. Warto przeczytać książkę, bo porusza ponadczasowe tematy, jak bezinteresowna pomoc, a wszystko to podane jest w niebanalnej formie. Warto rozbudzać dziecięcą wyobraźnię i uczyć takich spontanicznych odruchów serca.
 
Przypominam o konkursie. Macie czas do niedzieli.
Zachęcam także do zaglądania na stronę motyle książkowe.

wtorek, 17 września 2013

Zdobywam zamek!


 
 
 
 
 
 
 
Autor: Dodie Smith
Tytuł: Zdobywam zamek
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 352

 

 

Nawet nie wyobrażacie sobie jak wielka ogarnęła mnie radość, że Wydawnictwo Świat Książki wznawia wydawanie książek. I to ile tytułów wyjdzie na światło dzienne w okresie jesienno-zimowym! Po prostu rozkosz dla wszystkich miłośników książek. Niebawem będę przeprowadzała się do naszego (pierwszego) własnego mieszkania, więc juz planuję budowę ogromnego regału na caaaaaalutką ścianę, aż do sufitu. Juz nie mogę się doczekać widoku setek książek w jednym miejscu. Pewnie i tak do czasu, aż nie zapełnię go w całości. W każdym razie już dziś prezentuję Wam jedną z nowości książkowych, która została po raz pierwszy wydana w Polsce. Mowa oczywiście o powieści Zdobywam zamek, która miała swoją premierę w 1948 roku w Anglii. Jednak w czasie czytania nie odczuwamy, że tematy są nieaktualne. Wręcz przeciwnie. W końcu takie uczucia jak miłość, przyjaźń czy więzi rodzinne na przestrzeni lat niewiele się zmieniają.

 

Zanim przejdę  do krótkiego opisu fabuły, chciałabym się zapytać, czy kojarzycie autorkę powieści? Powiem Wam szczerze, że osobiście niewiele o niej wiedziałam. Ale jak zaczęłam czytać w encyklopediach czy Internecie, to uświadomiłam sobie, że Dodie Smith jest autorką scenariusza znanego na całym świecie filmu „101 dalmatyńczyków”. No proszę! A tu taka gratka dla starszego czytelnika. Niech Was nie zwiedzie opis książki i główna bohaterka, która ma zaledwie siedemnaście lat. Jej opisy, przemyślenia i nieszablonowe poczucie humoru zaciekawią każdego czytelnika, nawet tego trochę starszego. Kiedy zabierałam się za czytanie ksiązki nie wiedziałam, że będę miała do czynienia z formą pamiętnika, który jakoś niespecjalnie mi się podoba. Zawsze taka forma mnie drażni i nie mogę znieść myśli, że poznaję bohaterów z jednego punktu widzenia. Do tego dochodzi pierwszoosobowa narracja, która jest dla mnie na dłuższą metę monotonna. Wiem, że wydziwiam, ale tak było od zawsze. Jednak w tej książce wszystkie minusy zamieniły się w plusy. Nie wiem, czy to za sprawą autorki, czy romantycznej bohaterki, ale pierwszy raz książkę-pamiętnik czytało mi się płynnie i przede wszystkim przyjemnie. A ostatnio cierpię na brak dobrych i interesujących powieści. Może przy okazji coś ciekawego mi polecicie?

 

Przenosimy się do angielskiej prowincji lat trzydziestych XX wieku, na małą wieś, w której w starych ruinach zamku mieszka rodzina Cassandry, czyli narratorki powieści. Opisy zamku, a właściwie całkowitych ruin po prostu zachwycają, aż nie chce się wierzyć, że siedemnastoletnia dziewczyna potrafi w tak romantyczny i dokładny sposób opisać nie tylko sam zamek, ale także otoczenie i aurę tajemniczości. Rodzina Mortmain niestety boryka się prawdziwą biedą. Nie mają co jeść, nie stać ich na podstawowe artykuły higieniczne. Żywicielem rodziny nie jest ojciec, jakby mogło się wydawać, ale Stepehen, syn ich byłej pokojówki. Kiedyś im się powodziło, a to za sprawą wydanej przez ojca książki, która zdobyła rozgłos na całym świecie. Niestety od tego czasu ojciec nie napisał juz ani słowa. Wszystkim wydaje się, że dziwaczeje. Cassandra jednak wcale nie wydaje się być tym faktem zaniepokojona i nie sprawia, że czuje się nieszczęśliwa. W przeciwieństwie do jej starszej siostry- Rose, która nie może pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Marzą się jej wspaniałe bale, obfite kolacje, eleganckie suknie. Czy dwóch młodzieńców, którzy niespodziewanie zjawia się w ich zamku będą w stanie to zmienić? Przeczytajcie koniecznie.

 

Książka cudowna, taka bardzo swojska. Cassandrę polubiłam od pierwszych stron, przede wszystkim za humor i dojrzałe myślenie. W przeciwieństwie do siostry nie marzy o bogactwie, bo czy pieniądze rzeczywiście dają szczęście? Kilka razy wspomina, że tęskni za dawną Rose. Miłość i przyjaźń przeplatają się przez całą powieść. Wszystkie uczucia są bardzo delikatne i zwiewne niczym babie lato. Polecam na jesienne wieczory.
 
 
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.
 
 
 

poniedziałek, 16 września 2013

Czarno-białe abecadło i mini konkurs książkowy.


 


Autor: Joanna Jaworek-Troć
Tytuł: ABC
Wydawnictwo: Mavi
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 30

 

 

Często tak się dzieje, że własne dzieci są dla rodziców natchnieniem. Rodzice stają się jeszcze bardziej zorganizowani i przede wszystkim coraz więcej interesują się tzw. dziecięcym biznesem. W pewnym momencie wydaje się nam, rodzicom, że nie ma porządnych i oryginalnych zabawek, mebli czy w końcu książek. I tak pewna mama, czyli autorka niniejszej książki-Joanna Jaworek-Troć postanowiła stworzyć książkę dla dzieci, w której głównymi bohaterami są litery polskiego alfabetu. Warto zwrócić uwagę, że jest to polski alfabet, a nie angielski, który po prostu rozpanoszył się wszędzie. Często zdarza się tak, że nawet producenci wprowadzają klientów w błąd. Ostatnio kupiłam dla córki grę, która polega na układaniu drewnianych literek na kartonikach z różnymi ilustracjami. Oczywiście trzeba położyć literkę na jaką zaczyna się dane słowo (czyt. ilustracja). I jaka mnie ogarnęła złość, że są to słowa po... angielsku. O ile aligator jeszcze nam pasował, to ciężko było mi wytłumaczyć, dlaczego motyl zaczyna się na literkę b. Oczywiście na stronie producenta nawet słowem nie było wspomniane, że będzie to zabawa z językiem angielskim, a nie polskim. Rozumiem więc doskonale autorkę, że po prostu wzięła sprawy w swoje ręce i napisała książeczkę z polskim alfabetem.

 

Książka jest bardzo solidnie wydana. Kartonowe strony sprawią, że książka przetrzyma inwazję kliku pokoleń. Przynajmniej mam taką nadzieję. Na czarnym tle umieszczone zostały białe litery. W środku każdej litery znajduje się fantazyjny, kolorowy zwierz. Wszystko jest bardzo wyraziste i tak naprawdę można ją pokazywać już całkiem malutkim czytelnikom, dla których książki tworzone na zasadzie kontrastu są dobrze odbierane przez rozwijający się mózg dziecka. Białe literki i kolorowe zwierzaki to jednak nie wszystko. Pod każdą literką znajduje się krótki, rymowany wierszyk, który ma na celu szybsze zapamiętanie danej litery. Na samym końcu znajduje się cały alfabet z literami pisanymi (małymi i dużymi).

 

Drodzy rodzice, oraz przyszli rodzice, polecam Wam serdecznie tę książkę. Dodatkowo mam dla Was małą niespodziankę. Spośród osób, które zgłoszą się pod tym postem wylosuję dwie i powędrują do nich egzemplarze książki ABC. Gotowi! Start! Życzę powodzenia.

Ps. Macie czas do końca tygodnia, czyli do 22 września.

poniedziałek, 9 września 2013

Przytulaski


 
 
 
 
 
Autor: Przemysław Wechterowicz
Ilustracje: Emilia Dziubak
Tytuł: Proszę mnie przytulić.
Wydawnictwo: Ezop
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 36

 

Kiedy mijamy na ulicy kogoś, kto uśmiecha się od ucha do ucha, to pierwsze słowo, które przychodzi nam do głowy to- wariat. A jeśli do tego jeszcze podśpiewuje, to już świr, którego powinni zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Dlaczego tak reagujemy i przechodzimy obojętnie? (oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy tak robią). A może wystarczy odwzajemnić uśmiech? Nie wiem jak zachowaliby się ludzie, gdyby nagle ktoś do nich podszedł i zapytał uprzejmie, czy może ich przytulić. Chociaż z tego, co wiem, to jest taki dzień w roku, kiedy spotyka się grupa ludzi i przytulają wszystkich chętnych przechodniów. W końcu tulenie jest takie przyjemne i jednocześnie wyraża mnóstwo uczuć i emocji. A co Wy byście zrobili, gdyby podczas spaceru pewien niedźwiadek duży i mały, chciał Was przytulić?
 
 
 

 

Tata niedźwiadek wraz z synkiem postanawiają sprawić, żeby dla wszystkich leśnych zwierząt dzień był bardzo udany. Co można zrobić w takiej sytuacji? To proste, wystarczy się przytulić i podzielić radością. W końcu taki przytulas od razu poprawia humor i podnosi na duchu. A wiedzą o tym najlepiej dzieci, które odczuwają naturalną chęć do przytulania. Mam nadzieję, że Wy, drodzy rodzice, nie odmawiacie tego swoim pociechom? Wróćmy do niedźwiadków. Wyruszają więc na spacer po lesie z misją przytulenia wszystkich zwierząt napotkanych po drodze. Pan Bóbr był nieco zdziwiony zachowaniem swoich sąsiadów, jednak po całym dniu pracy, uznał, że było to bardzo miłe ze strony niedźwiedzi. Panna Łasica była bardzo wzruszona, króliczki nie mogły uwierzyć w swoje szczęście, a wilk był taki oszołomiony, że nawet nie zauważył przechodzącej dziewczynki w czerwonej czapeczce? Czyżby Czerwony Kapturek spacerował przez las niedźwiedzi? Ojciec z synem maszerowali sobie dalej i przytulili nawet starego łosia, anakondę, która przybyła w odwiedziny do zaskrońca. W drodze powrotnej na przytulenie załapały się warchlaki, jelonki. Wyściskali chyba wszystkie zwierzęta w całym lesie. O nie! Jednak o kimś zapomnieli. Wiecie może o kim?



 

Mądra opowieść o dzieleniu się radością. O przytulaniu, które sprawia, że każdy dzień wydaje się bardziej kolorowy. Autor zwraca uwagę na bardzo prosty sposób poprawienia humoru. W dodatku sposób, który absolutnie nic nas nie kosztuje. Do tego piękny tekst został doskonale zilustrowany przez Emilię Dziubak, z którą ostatnio często się spotykam. Ilustracje lekko zabawne rozbudzają dziecięcą wyobraźnię. Naprawdę warto kupić dziecku tę książkę.Znajdziecie ją na przykład tutaj. I jeszcze jedno: przytulajcie się jak najczęściej.
 
 

czwartek, 5 września 2013

Gratka dla małego niejadka


 
 
 
 
Autor: Emilia Dziubak
Tytuł: Gratka dla małego niejadka
Wydawnictwo: Albus
Liczba stron: 96

 

Jesteście gotowi na przeżycie naprawdę wspaniałej przygody? Jeśli tak, to od razu zaznaczam, że nie spotkacie się z wróżkami, duchami, krasnoludkami, czarownikami czy smokami. O nie! W tej książce naprawdę wszystko może Was zaskoczyć, a przede wszystkim główni bohaterowie, którzy sprawią, że przeprowadzenie wywiadu z marchewką  czy selerem będzie dla Was pestką, a przygotowanie lodów na patyku jeszcze łatwiejsze. Zachęcam do zajrzenia, wertowania, oglądania, wąchania i przede wszystkim działania.
 
 
 

 

Książka skradła moje serce od samego początku, kiedy tylko spojrzałam na okładkę. Wielki kamienny garnek, a przed nim warzywa i rośliny. Wyglądają jakby specjalnie ustawiły się do rodzinnego zdjęcia. I muszę przyznać, że najbardziej spodobała mi się malina-siłaczka. Książka ta nie jest zwykłą kucharską księgą, która odkrywa przed dziećmi tajniki gotowania i pieczenia. To zdecydowanie coś więcej. Może trochę z pogranicza atlasu, pomieszanego z książką kucharską, encyklopedią, humorystycznymi ilustracjami, a wszystko to doprawione humorem. Nie ma nic lepszego, niż mądra i ciekawie zilustrowana książka dla dzieci, po którą również dorośli z chęcią będą wyciągać ręce. Już na samym początku możecie przeczytać znakomity wywiad z… marchewką, który przeprowadził równie , dziennikarz liść laurowy. W dalszej części dowiecie się czym właściwie są TE witaminy, o których wszyscy na okrągło mówią.
 
 
 
 
 
 
 
Czy w książce zajdziecie przepisy? Ależ oczywiście i na pierwszy ogień idą same smakołyki, czyli po prostu przekąski. Zobaczycie, jak łatwo zrobić pingwina, biedronkę czy łódkę, które później będzie można zjeść. Nic bardziej prostego i banalnego. Nawet wasze dziecko będzie mogło przygotować dla was smaczną przekąskę.  Robiąc zielone muffinki trzeba się trochę skupić, gdyż przepis jest rozstrzelony po całej stronie, a zewsząd leje się mleko i sypie mąka. Musicie być ostrożni. Oprócz tego przyrządzicie pyszny chlebek pita, by na samym końcu zdać ogórkowe prawo jazdy i przedostać się do kolejnego działu z zupami.



 


A tam scenariusz ( tak! scenariusz a nie sposób przygotowania) na zupę z Panem Pieprzem, zupę z marchewki czy waniliową zupę z poziomkami. A między przepisami autorka bardzo umiejętnie zamieściła różnego rodzaju zadania specjalne. Musicie np. pokolorować muffinki albo (tutaj trochę trzeba się naszukać) znaleźć różnicę między jedną, a drugą zupa jarzynową. A wiecie ile warzyw może się znajdować w takiej zupie, więc zdanie wcale nie jest takie proste. W dalszej części znajdziecie przepisy na dania główne, a wśród nich mój numer jeden, czyli naleśniki ze smacznym śpiochem. Najbardziej jednak spodobało mi się kwaśne prosię, które można zrobić z cytryny. Ostatnio mam słabość do świnek.



 

Czy wartko kupić książkę? Oczywiście. Ilustracje zachwycają, przyciągają uwagę i w pewien sposób magnetyzują. Nasze dzieci uczą się gotować i po trochu eksperymentować w kuchni, a tego na kilku stronach zamieniają się we współautora książki i uzupełniają ją odpowiednio. Polecam bardzo serdecznie. W dobrej cenie możecie ją zakupić na stronie motyleksiazkowe. Zobaczcie sami.
 
 

niedziela, 1 września 2013

Po urlopie na skrzydłach aeroplanu


 
Niestety czas urlopu dobiegł końca. Jutro dzieci pójdą do szkół i powoli lato zacznie nas opuszczać. Przepraszam, że znowu miałam taką przerwę, ale w miejscu mojego urlopowania nie było dostępu do Internetu i telefonu. Żyłam w totalnej głuszy pośród gór. Niestety wszystko, co dobre musiało się skończyć, więc już wróciłam do domu. I teraz z wielkim brzuchem, niczym jesienna dynia ruszam do pracy. A u nas bardzo dużo się dzieje. To, że jestem w ciąży, to już wiecie. Znam już nawet płeć dziecka, ale nie będę Wam zdradzać. A oprócz tego jesteśmy w trakcie kupowania mieszkania... I może na tym poprzestanę. W każdym razie wciąż na pełnych obrotach.
Zapraszam do przeczytania kolejnej recenzji mini-książeczki. Pewnie każdy z Was pamięta ten wiersz.
 
 
 
 
 
Tytuł: W aeroplanie
Autor: Julian Tuwim
Ilustracje: Ada Bystrzycka
Wydawnictwo: Bona
Liczba stron: 22

 

Po raz kolejny Wydawnictwo Bona mnie zaskoczyło. A musze przyznać, że ostatnio ciężko mnie czymś szczególnym zaskoczyć i zadziwić. Wierszyk Tuwima w niesamowitej nowatorskiej szacie graficznej nadaje utworowi nowego wymiaru i pozwala spojrzeć na wszystko… z góry. Ilustracje trochę imitują postaci ulepione z gliny, a w innym miejscu zwykła czarna kreska, która dopełnia całości. Mała, kartonowa książeczka a sprawia, że powracają wspomnienia z lat dziecinnych. Do dziś mam swoją już trochę podniszczoną wersję wierszyka Juliana Tuwima.
 
 
 

 

Rymowany utwór łatwo wpada w ucho. Chociaż kiedy byłam małą dziewczynką, to wielką trudność sprawiało mi wypowiedzenie słowa: aeroplan. Dlaczego Tuwim nie napisał o samolocie, albo balonie? Byłoby prościej. Szalona babcia zabiera w podróż swoją kurkę- złotopiórkę, która ani trochę nie jest zainteresowana podróżą aeroplanem. Jednak cóż począć, kiedy babcia nalega. Nie pomogło kurce dziobanie, rzucanie, miotanie, szarpanie i łapanie za rygle. Krzyki i płacz w czasie startu możemy sobie jedynie wyobrazić. Jednak kiedy spojrzały na dół, zobaczyły same dziwy. Drzewa tak małe, jak krzaki, góry jak kupki piasku, rzeki jak srebrne wstążeczki. Jejku, jaki ten świat z góry jest piękny. Czy to świat stanął na głowie? Piękna historyjka o tym ,że w śnić możemy o wszystkim. Nasza wyobraźnia senna nie ma żadnych ograniczeń. Ja na przykład ostatnio mam czarno-białe sny. Polecam.