środa, 30 stycznia 2013

List w butelce





Autor: Agnieszka Sobich
Tytuł: List w butelce
Ilustracje: Marta Kurczewska
Wydawnictwo: Ezop
Liczba stron: 32


Kiedy tylko zobaczyłam okładkę tej książki od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech. Wiedziałam, że będzie to niezwykła historia. Na ilustracji z okładki widzimy ogromna butelkę z korkiem. Niby nic niezwykłego. Ale w środku zamiast listu znajduje się zdziwiony królik, pirat i różowy słoń, który ledwo się tam zmieścił. Kiedy byłam małą dziewczynką zawsze marzyłam, żeby znaleźć na brzegu morza tajemniczą butelkę z listem, oczywiście najlepiej miłosnym.

Na plaży mała dziewczynka budowała zamek z piasku. W czasie pracy nagle zauważyła, że coś zalśniło. Zdmuchnęła więc włosy z czoła i wstała. Może to jakiś skarb? Ruszyła w stronę plaży jednak niczego nie zauważyła. Ale po chwili zauważyła zakopaną w piasku butelkę. W zielonej butelce znajdował się list, więc czym prędzej dziewczynka go wyciągnęła i odczytała na głos:

Zapraszam na podwieczorek o piątej.
Będzie herbatka i ciasteczka czekoladowe.

Oczywiście dziewczyna zaczęła się zastanawiać, kto wysłał to zaproszenie, w liście nie było żadnego podpisu. Niezwykła wyobraźnia dziewczynki sprawiła, że na horyzoncie ujrzała okręt i to w dodatku piracki okręt. Czyżby niebezpieczny pirat wysłał zaproszenie? Nie, piraci raczej nikogo nie zapraszają na podwieczorek. A może zaproszenie wysłał różowy słoń? Przecież każdy wie, że różowe słonie uwielbiają ciasteczka czekoladowe. Jednak herbatka w filiżance nie pasowała do niezdarnego słonia. Jesteście choć trochę zainteresowani, kto wysłał zaproszenie? Zachęcam do lektury.

Pięknie opowiedziana historia i przede wszystkim doskonale zilustrowana. Najbardziej podobał mi się kot, a właściwie jego szeroki uśmiech. Wyglądał zabawnie, bo miał przerwy między zębami. Historia o potędze wyobraźni, która sprawia, że wszystko wokół nabiera innych barw. Czasem warto dać się ponieść własnym marzeniom i wyobrażeniom.

wtorek, 29 stycznia 2013

Na zakupy z Melą




Autor: Eva Eriksson
Tytuł: Mela na zakupach
Ilustracje: Eva Eriksson
Wydawnictwo: Zakamarki
Liczba stron: 28


Kolejna Zakamarkowa książka, która w ostatnim czasie trafiła w moje ręce. Tym razem chciałabym was zaprosić na wspólne zakupy razem małą świnką Melą. W końcu pierwsze zakupy to zaszczyt. Każdy czuje się wtedy bardziej dorosły, a dodatkowo pierwsze zakupy to duża odpowiedzialność. Kiedy myślę o zakupach, to od razu przypomina mi się historia, która miała miejsce tuż przed minionymi świętami Bożego Narodzenia. Mama wysłała mojego młodszego brata (lat 25) na mięsne zakupy do większego miasta. Dostał listę i dokładne wytyczne, co i gdzie. Miał m.in. kupić szynkę, taką żeby upiec, a potem ze smakiem zjeść. Jednak dla mojego brata nie było takie jasne. Wrócił z zakupów i zamiast boczku wędzonego, kupił surowy, a zamiast szynki, kupił 4 kg szynki kanapkowej. Zwykłej wędliny po prostu. Mama się załamała, a ja do dziś nie mogę przestać się śmiać, kiedy na stole pojawiły się ogromne kule szynki. To tyle tytułem wstępu. Miejmy nadzieję, że Mela poradzi sobie z zakupami o wiele lepiej.

Babcia wysłała Melę na zakupy do sklepu z warzywami. Mela była już dość duża i mądra, żeby wybrać się tak daleko od domu. Dostała od babci portmonetkę i miała jedynie kupić woreczek fasoli. Mela szła dumnie chodnikami miasteczka z portmonetką w ręce. Wszyscy widzieli, że idzie na zakupy. Przecież nie każdy jest taki duży i mądry, żeby chodzić na zakupy, jak Mela. W sklepie warzywnym był wielki tłok. Jedne panie wchodziły, inne wychodziły. Nikt nie zwracał uwagi na małą Melę. Wreszcie nadeszła kolejka Meli. Jednak Mela zapomniała, co miała kupić. Wiedziała, że miał to być woreczek, ale czego? Pani sprzedawczyni podpowiedziała jej, że może przyszła po worek ziemniaków? Meli wydawało się, że tak. Dostała więc wielki worek ziemniaków i wyszła ze sklepu. Wracała ta samą drogą, jednak ten woreczek był bardzo ciężki i nie miała już siły go dłużej nieść. Wróciła do domu zdyszana, a babcia złapała się za głowę. Mela powiedziała, że chciała fasolę, ale sprzedawczyni dała jej worek ziemniaków. Babcia bardzo się zdenerwowała i poszła do sprzedawczyni. A co się stało po powrocie babci?

Bardzo ciekawa historia, która uczy samodzielności, odpowiedzialności, a przede wszystkim, że nie warto kłamać i czasem trzeba się przyznać błędu. Najbardziej jednak podobały mi się ilustracje, trochę zamazane, czasem niedbałe. Polecam.

niedziela, 27 stycznia 2013

Gwiazdka z nieba




Autor: Liliana Bardijewska
Tytuł: Gwiazdka z nieba
Ilustracje: Ewa Poklewska-Koziełło
Wydawnictwo: Ezop
Liczba stron: 40
Rok wydania: 2012

O Lilianie Bardijewskiej pierwszy raz usłyszałam w radiowej Jedynce w piątkowym programie Doroty Koman, która opowiadała o jej niesamowitym talencie i wyobraźni. Nie miałam wyboru i musiałam się przekonać. Ostatnio czytam tylko książki dziecięce, więc musiałam znaleźć książki i tej autorki. W moje łapska wpadła Gwiazdka z nieba. O czym dokładnie jest ta książka? Posłuchajcie.

Był sobie bardzo mały pluszowy miś. I była sobie także mała, tyciutka śnieżynka. Pewnego niezwykłego wieczoru śnieżynka spotkała się z misiem. Nie był to byle jaki wieczór. Mały Tomek, jak wszystkie dzieci w dzień Wigilii, wypatrywał pierwszej gwiazdki. Niestety na niebie kłębiły się jedynie granatowe deszczowe chmurzyska. Tomaszek martwił się, że nie ma śniegu i w końcu bardzo się zniecierpliwił, że tej gwiazdki nie ma i nie ma. Jak długo można czekać? Babcia proponuje, by Tomek pobawił się swoim misiem. Tomek jednak nie ma ochoty i chciałby już dostać od Mikołaja swoją kukiełkę. Wybiegł szybko na balkon, by dalej wypatrywać pierwszej gwiazdki. W tym czasie mały miś skulił się w kącie i zrobił się jeszcze mniejszy i jeszcze bardziej pluszowy. W tym samym czasie na niebie deszczowe chmury bawiły się w berka, a wśród nich pojawił się mały, biały obłoczek. Aż tu nagle niebo rozdarła złota błyskawica. Z granatowych chmurek zaczęło padać, a biały obłoczek cóż miał robić? Nastroszył się jak wróbelek i na ziemię poleciały malutkie płatki śniegu. Wszystkie płatki śniegu śpiewały piosenki. Opadały delikatnie na miasta, drzewa, ludzi, by za chwilę zniknąć pod kroplami deszczu. Tak to już bywa z pierwszym śniegiem. Właśnie na ziemie miała spaść ostatnia śnieżynka Śmieszka, ale usłyszała cichutkie kap-kap. Zdziwiła się bardzo, bo nie były to krople deszczu. Musiała sprawdzić, co za smutek przycupnął pod oknem. Uciekła przed kałużą i niespodziewanie znalazła się na czymś bardzo czarnym i bardzo, bardzo mokrym. Czy domyślacie się na czym? Nie mogę wam zdradzić już nic więcej. Przeczytajcie.

Książka niezwykle poetycka i refleksyjna, opowiadająca o prawdziwych uczuciach miłości i przyjaźni. Mały Tomaszek zrozumie, że wielkim błędem było porzucenie swojego misia, którego przecież uwielbiał. Kto wie, jakie tajemnice skrywają wasze misie? Może kiedyś coś wam zdradzą. Polecam

czwartek, 24 stycznia 2013

Kierunek Mordęgi



Autor: Michał Lipszyc
Ilustracje: Halina Siemaszko
Tytuł: Wyprawa w Mordęgi, czyli skąd się biorą słowa
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Alegoria
Liczba stron: 58

W Jeżopuszczy mieszkały jeżopiski. Uwielbiam książki, które bawią się słowem i zmuszają czytelnika do abstrakcyjnego myślenia. Jeżopiski jednak wcale nie różnią się od wszystkich dzieci. Też, tak jak one, pragną dowiedzieć się wszystkiego o świecie. Poznajcie więc trzy młode jezopiski: Gdzie, Co i Jak.

Nasi bohaterowie są niezwykle ciekawscy. Każdego dnia trzej przyjaciele badali puszczę i myszkowali po niej całe dnie. Interesowało ich gdzie kończy się Jeżopuszcza, jak oddychają mordaczki, czyli bulwy, które są głównym pożywieniem jeżopisków. Starsi mieszkańcy zazwyczaj cierpliwie odpowiadali na wszystkie pytania. Jednak pewnego dnia, kiedy grupa starszych grała na łące w żołędzie, miarka się przebrała. Z ust jeżopisków padło kolejne pytanie: skąd się biorą słowa? No, właśnie skąd? Wiecie? Dlaczego las nazywa się las? Czy najpierw były słowa, a potem rzeczy? Kto właściwie wymyśla słowa? Czy można zmieniać nazwy rzeczy? Przyjaciele się zdziwili, że starsi nie wiedzieli, przecież powinni znać odpowiedzi na wszystkie pytania? Jeden z mieszkańców warknął tylko, że wszystkie słowa znajdują się w Masłowniku i pogonił przyjaciół do szkoły. Masłownik był wielką ociekającą tłuszczem książką- jedyną, jako znano w Jeżopuszczy. Wszystkie znane jeżopiskom słowa umieszczono w niej, na pokrytych masłem stronach. Kiedy chciano się czegoś dowiedzieć o jakimś słowie, z odpowiedniej strony zdrapywano masło i odczytywano hasło. Jednocześnie uzyskiwało się tłuszcz do duszonych modraczków. Po prostu nic się marnowało. Przyjaciele postanowili przyjrzeć się dokładniej Masłownikowi z nadzieją, że znajdą jakieś wskazówki. I owszem, znaleźli na dole strony litery ISBN. Jednak zupełnie nic im to nie mówiło. Wiedzieli na pewno, że jest to skrót i próbowali go rozszyfrować. Postanowili się udać do jednego z najmądrzejszych jeżopisków-Jeżozgryza. Jednak jego rozwiązanie ich nie zadowala. Jeżopiski postanawiają wyruszyć na wędrówkę Brudną Nortostradą. Tylko wtedy dowiedzą się czegoś o pochodzeniu słów. Moi drodzy zapraszam Was na przygodę pełną niespodzianek: kierunek Mordęgi.








Niezwykle zabawna historia, w której słowa są głównymi bohaterami. Uwielbiam tego typu połączenia wyrazowe, które tak naprawdę każdemu mogą kojarzyć się z zupełnie różnymi rzeczami czy miejscami. Do tego znakomite ilustracje sprawiają, że czytelnik zaczyna wierzyć w Jeżopuszczę. Może chwilami zbyt makabryczne, ale jak dla mnie rewelacja. Polecam.

Książka przywędrowała do mnie z księgarni Trzy Sowy, do której bardzo serdecznie Was zapraszam.

środa, 23 stycznia 2013

Z cyklu:szalone zabawy z sową.

Przyfrunęła, zatrzepotała skrzydełkami i została z nami. Skradła serce całej mojej rodziny. Sowa, bo o niej piszę już po raz kolejny sprawiła, że dzień nabrał intensywnych barw. Zresztą sami zobaczcie. Czuć od razu przepływ pozytywnej energii, prawda?





Jak już pewnie wspominałam mam fioła na punkcie sów. Córka ma już kilka w swojej kolekcji, ale każda kolejna jest inna, czym innym zdobywa nasze serca. Czasem wystarczy jedno spojrzenie. I tak było w tym przypadku. Kiedy tylko otworzyłam kopertę i wyskoczyła z niej nasza żółta sówka córka zaczęła ją przytulać i jak zawsze popędziła do swojego pokoju. i zaczął się rytuał, który nie omija niczego i nikogo. Sówka została nakarmiona i położona spać. Spała przykryta moją kołdrą, którą musiałam wyciągnąć. Tym razem kocyki na nic się zdały. Widocznie nie były tak ciepłe. Po spaniu, które trwało może minutę, córka przewiozła sowę w wózku po całym domu i po „chińsku” opowiadała jej różne historie. Niewiele zrozumiałam. Pokazała sowie gdzie może jeść (dostała swój zestaw) a także gdzie może robić sisiu. Po zwiedzaniu przyszedł czas na zabawy. Sowa musiała wiele wycierpieć. Najpierw była poduszką, po której córka skakała lub układała główkę. Sowa posiada śliczną wielokolorową zawieszkę, więc była też obkręcana na paluszku. Jednak karuzeli nasza sowa chyba nie polubiła. Oczywiście nie zabrakło przytulania i całowania i ciągłego pokazywania gdzie sowa ma oczy. A przytulać się można do takiej sowy i jest to bardzo przyjemne, gdyż wykonana jest z mięciutkiej bawełny i polaru typu Minky.

Autorka ma głowę pełną pomysłów, które wprowadza w życie i ubarwia naszą szarą rzeczywistość. Sklep Little Sophie, jest miejscem niezwykle przyjaznym i bardzo energetycznym. Znajdziecie w nim nie tylko sowy, ale także kocyki, chustki, gryzaki i poduszki. Wszystko wykonane oczywiście ręcznie z precyzyjną dbałością o szczegóły. W całej kolekcji zachwyca mnie przede wszystkim wybór bardzo kolorowych i oryginalnych materiałów. Ptaszki, słoniki, roboty, ciasteczka,kwiatki, baloniki... Czego tu nie ma!Artystka z duszą wrażliwą i wyobraźnią tak wielką, że nikt nie jest w stanie jej ogarnąć. Nie sposób przejść obojętnie obok takich cudowności, które kuszą i śnią się po nocach.

Wczoraj śnił mi się kocyk w ptaszki...

Kolorowych snów. Zachęcam do zajrzenia na stronę Little Sophie.



wtorek, 22 stycznia 2013

Na wycieczkę?



Autor: Praca zbiorowa
Wydawnictwo: Bezdroża
Liczba stron: 480

Uwielbiam miejsca na podróże mało popularne wśród turystów. I cieszę się bardzo, że trafiłam w końcu na kompetentny i pomocny przewodnik, który w skrócie podaje podstawowe informacje o państwach bałkańskich. Od razu chciałabym zaznaczyć, że jeśli potrzebujecie bardziej szczegółowych informacji, to musicie wybrać przewodnik dotyczący tylko jedno państwa. Mi taki ogólny przegląd jak najbardziej odpowiada.

Mały format, dzięki czemu możemy książkę wsadzić nawet do kieszeni kurtki. Po prostu bardzo poręczny. Przewodnik został tak skonstruowany i pomyślany, by służył praktyczną pomocą zarówno w fazie planowania wyjazdu, jak i podczas samej podróży. Rozdziały od I do V skupiają się na poszczególnych państwach bałkańskich, miejscach, które warto odwiedzić. Są tutaj zarówno informacje praktyczne jak i konkretne plany wycieczek. Każdy Kraj przedstawiono na mapach okładkowych oraz na mapach na początku rozdziałów, na których zaznaczono miasta opisane w tekście. Zawsze zwracam uwagę w przewodnikach na sposób zapisu nazw miejscowych. Podstawowym kryterium przy podawaniu nazw miejscowych była ich przydatność, dlatego np.: nazwy ulic podano w oryginalnym brzmieniu, czasem nawet zapisano je cyrylicą. W przypadku kiedy występuje ich tłumaczenie, autorzy chcieli zwrócić uwagę na znaczenie nazwy.

Wszystkie najpotrzebniejsze informacje na pewno tutaj znajdziecie. Nie ma tutaj wielu wielkoformatowych ilustracji, które tak naprawdę w przewodniku nie są potrzebne, przynajmniej dla mnie. Zdecydowanie wolę rzetelnie podane informacje. Jeśli więc planujecie podróż na Bałkany, to ten przewodnik będzie idealny.

piątek, 18 stycznia 2013

Ze Świętym Mikołajem



Autor: Mariusz Niemycki
Tytuł: Święty Mikołaj wchodzi kominem.
Ilustracje: Agata Nowak
Wydawnictwo: Skrzat
Liczba stron: 48

I jeszcze tak na koniec okresu świątecznego kolejna propozycja ze Świętym Mikołajem w roli głównej. Zawsze miałam słabość do tego typu historii. Wydawnictwo Skrzat wie doskonale, co dzieci lubią najbardziej. Doskonałe ilustracje Agaty Nowak i Madre historyjki tworzą naprawdę zgrany duet. Wystarczy tylko sięgnąć po książkę i zaczytać się przez chwilę.

Wyobraźcie sobie, że w Wigilię Bożego Narodzenia, Świętego Mikołaja odwiedził pan Pech. Pan Pech, jak każdy pech, był tak malutki, że Mikołaj na początku nawet nie zauważył jego obecności. Mikołaj nie mógł odnaleźć skarpetki, na zewnątrz renifery gotowe już do drogi niecierpliwie przebierały w śniegu kopytami. Młody elf Nuffo postanowił pomóc Mikołajowi, bo kto to pomyślał, żeby Mikołaj gubił skarpetki. Skarpetka oczywiście się znalazła, ale miała małą dziurę. Jak widać pan Pech nie próżnował. A co jeszcze zrobił pan Pech? Musicie się dowiedzieć sami, bo ja nie mogę wam nic zdradzić.

Święty Mikołaj będzie jeszcze puszczał latawce i pocieszał smutnego smoka. Zapowiada się naprawdę bardzo ciekawa lektura, która sprawi, że wszystkie świąteczne obrazy nabiorą jeszcze cieplejszych barw. Polecam wszystkim i dużym i małym czytelnikom.

czwartek, 17 stycznia 2013

Jeszcze trochę o Mikołaju


Autor: Różni
Tytuł: Opowieści wigilijnej gwiazdki.
Ilustracje: Agata Nowak
Wydawnictwo: Skrzat
Liczba stron: 124

Wiem, że Mikołaj (tudzież Gwiazdor) już był, że choinka już stoi od dawna ubrana, i pierwsza gwiazdka nawet była wypatrzona. Ciepło rodzinne, kolędy gdzieś w tle, zapach pierników, cynamonu, anyżu, wanilii. Możemy te chwile zatrzymać na dłużej, jeszcze na trochę. I mimo, że już po świętach, to bardzo chciałabym Wam polecić Opowieści wigilijnej gwiazdki, w których odnajdziecie te same zapachy, emocje. Opowieści, które pozwolą wrócić na moment do tych cudownych, zimowych dni. Usiądźcie wygodnie ze swoimi dziećmi i pozwólcie chwili trwać.

Poznajcie Julcię zawsze wesołą, uśmiechniętą i ciągle roześmianą dziewczynkę, która kochała bardzo wszystkie zwierzęta. Babcia nazywała ją Dobre Serduszko. W dzień Wigilii Bożego Narodzenia Julcia wyszła na dwór, żeby ulepić bałwana. W końcu spadł śnieg i trzeba było wykorzystać sytuację. I niech nie zdziwi Was fakt, że julciny piesek Pimpuś przemówi ludzkim głosem, w końcu to nie jest zwykły dzień. Pamiętam, że zawsze czekałam aż świnie przemówią ludzkim głosem. Nie wiem dlaczego wierzyłam, że inne zwierzęta rzeczywiście mogą coś powiedzieć, ale świnie? To było dla mnie nierealne. I nie wiem nawet dlaczego. W każdym razie nigdy nie słyszałam świńskiego głosu, ale za to moja koleżanka z podstawówki słyszała i chwaliła się tym przez kilka miesięcy. Phi! W każdym razie Julcia pomoże biednemu zajączkowi, który pod śniegiem nie mógł znaleźć niczego do zjedzenia. Julcia będzie także ubierała choinkę i zobaczy Świętego Mikołaja, który będzie zajadał się ciasteczkami i popijał je mlekiem.

W innej opowieści spróbujecie znaleźć tajemniczego złodzieja, który skradł sanie Świętego Mikołaja. I jak ma bez sań dotrzeć do dzieci na całym świecie? A może Mikołaj poleci balonem? Czy jest to możliwe? Przeczytacie także opowieść o wigilijnych wulkanach, o tajemniczych głosach i dźwiękach na strychu, o pewnej szarej kotce, która znalazła schronienie w domu starszego małżeństwa.

Wszystkie opowieści przeplatane są krótkimi wierszykami, które także opowiadają o świątecznym czasie, wigilijnej wieczerzy, aniołach. Wybór historii jest bardzo duży, więc na pewno w zimowe popołudnia nie będzie się nudzić, jeśli tylko sięgnięcie po tę książkę. Znajdziecie tutaj radość, mądrość, bezinteresowną pomoc, serdeczność, rodzinne ciepło, masę prezentów, choinki i oczywiście Mikołaja. Nie ma nic lepszego niż gorące kakao i książka w ręce. Zachęcam i polecam.

środa, 16 stycznia 2013

Lalanka Polanka i wielki płacz.

Kiedyś myślałam, że już nic mnie w życiu nie zaskoczy, że już wszystko zostało wymyślone, wszystkie pomysły zrealizowane. Oczywiście myliłam się strasznie. Teraz co rusz zaskakuje mnie kolejna ciekawa pozycja książkowa dla dzieci. I nie mogę przestać się nadziwić, skąd ludzie biorą takie genialne pomysły? Widocznie nasze głowy są pełne marzeń, wyobrażeń, pomysłów, planów, które przy odrobinie szczęścia możemy zrealizować. Jednak dziś nie mam zamiaru pisać o kolejnych książkach, choć troszeczkę będę musiała, bo inaczej nie byłabym sobą. Dziś post lalkowo- ubraniowo- książkowy. Czy można połączyć te trzy grupy w całość? Otóż można i w dodatku w doskonałym stylu.

Nie wiem jak, to dokładnie się stało, ale pewnego poranka, kiedy przeglądałam Internet w poszukiwaniu oryginalnej laki dla córki natknęłam się na niesamowitą stronę. Lalanka to strona stworzona dla wszystkich rodziców, którzy cenią sobie jakość, oryginalność a przede wszystkim dla wszystkich, którzy mają sentyment do produktów polskich. Kiedy tak buszowałam po tym Internecie, to pełno było lalek francuskich, niemieckich, belgijskich, o chińskich nawet nie wspominam. Tym bardziej wydaje mi się, że powinniśmy zachwalać „swoje” polskie produkty. Czy zawsze, to co pochodzi z zagranicy jest lepsze? Nie wydaje mi się i nigdy nie sugeruję się takim kryterium. Lalanka, to miejsce niezwykłe, trochę magiczne, a jednocześnie takie swojskie i naturalne. W sklepie znajdziecie szmaciane lalki (nawet w wersji męskiej) szyte ręcznie, książeczki, jednakowe ubranka dla dzieci i lalek. Dla mnie to jest po prostu hit roku. Kiedy byłam małą dziewczynką zawsze chciałam, żeby moja lalka była ubrana tak samo jak ja. Bardziej identyfikowałam się ze swoim własnym światem marzeń i emocji, a lalka była jeszcze bardziej moja i tylko moja. Teraz dzięki Lalance mogę spełnić swoje marzenie. No, dobra może nie ja, ale moja córka.

Na paczkę nie musiałam długo czekać. Listonosz przyniósł wielkie pudło, w którym znajdowały się same cudowności. Piski, wrzaski, ochy i achy trwały dobre pół godziny. Córka nie do końca zdawała sobie sprawę, o co matce chodzi. Trafiła do nas Polanka w granatowej sukience. Lala cudowna, mięciutka, delikatna z wielkimi oczami, które patrzą, jakby były prawdziwe. Ula od razu wyszarpała mi Polankę i zaczęła ją przytulać. Pobiegła do swojego pokoju po butelkę z mlekiem i nakarmiła lalkę, bo przecież zgłodniała po podróży. Obściskana, obcałowana Polanka musiała chwilę odpocząć i córka położyła ją łóżka i przykryła kocykiem. Polanka wygląda tak:





Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony sklepu, bo moje w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęły z komputera. Zresztą z całym postem było spore zamieszanie, bo powinien się ukazać przed świętami, ale też zniknął sobie. Kiedy Polanka się wyspała zaczęło się przebieranie. Do naszej paczki dołączone były ubranka. Polanka więc została przebrana w spódniczkę i białą bluzeczkę. Ale żeby było zabawniej, to Ulka dostała podobny zestaw. Założyłam więc i jej granatową spódniczkę z kieszeniami, ozdobioną białą koronką oraz bluzkę. Wyglądały obie fantastycznie, nawet mężowi cała sprawa z Polanką się bardzo spodobała. Jednak córce coś nie pasowało i zaczęła płakać. Nie wiedziałam, o co chodzi. Dopiero po krótkiej chwili pokazała paluszkiem na piękny warkocz Polanki i już wiedziałam o co chodzi. No tak, moja córka włosów praktycznie nie ma. Ale po kilku minutach dramat został opanowany. Rozplotłam lalce warkocza i Ulka zainteresowała się jej włosami i bardzo jej się spodobało, jak zaplatałam warkocza. I musiałam tak robić chyba ze sto razy. Ubranka wyglądają tak:






Zabawa trwała cały dzień. Polanka ciągle była czesana, przebierana albo karmiona. Całe szczęście, że nie pękła w szwach z przejedzenia. Przed snem na zakończenie lalankowego dnia poczytałam córce krótkie opowieści o przygodach szmacianej lali i jej przyjaciół. O książkach dokładniej napiszę w osobnym poście.

I jak Wam podoba się Polanka? Mam nadzieję, że trafi do nas jeszcze Polek. Lalka-chłopiec toż to moje kolejne marzenie z dzieciństwa! Bardzo podobają mi się w całej kolekcji motywy pochodzące z folkloru. W sklepie znajdziecie ubranka, ale także łóżeczka, koraliki, piżamki, fartuchy kuchenne czy chusteczki. Wszystkie materiały, to wysokiej jakości bawełna. Lalanka dla mnie to miejsce wielkiej radości, w którym każda lalka zachwyca oryginalnym wyglądem. Lalka, która staje się przyjaciółką, kolejnym domownikiem. Macie ochotę zaprosić Polankę lub Polka do siebie?

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z cyklu: w co ubrać dziecko?

Od dziś będę na blogu prezentowała wpisy, które będą dotyczyły ubioru dzieci, w szczególności dziewczynek. Przepraszam od razu wszystkie czytelniczki, które mają synów, jednak dla Was też postaram się o jakieś ciekawe informacje. Mam nadzieję, że moje propozycje przypadną Wam do gustu, a sklepy które będę Wam polecać, sprawią, że zaczniecie poszukiwać oryginalnej garderoby dla swoich pociech.


Dziś chciałabym Was zaprosić na zakupy do sklepu Little Rose., w którym znajdziecie oryginalne ubranka dla dzieci w każdym wieku. Musicie śledzić uważnie , bo asortyment często się zmienia, wciąż przybywa oryginalnych i dobrych gatunkowo ubrań. Czego tutaj nie znajdziecie? Począwszy od majteczek treningowych, poprzez getry, body, sukienki, aż do czapek, szalików i płaszczyków. Lubię miejsca, w których mogę od razu skompletować całą wyprawkę dla malucha. Sklep wychodzi naprzeciw wszystkim rodzicom, którzy mają już dosyć popularnych wzorów i materiałów, a szukają ubrań oryginalnych, kolorowych, dobranych ze smakiem, w stylu retro czy marine. Little Rose zwraca uwagę na jakość materiałów i dokładność wykonania, więc z czystym sercem polecam to miejsce na zakupy. Już jakiś czas temu otrzymałam w paczce kilka drobnych ubranek, z którymi praktycznie się nie rozstaję, a właściwie, to moja córka się nie rozstaje.
Rozpakowywanie paczki, to zawsze wielka zabawa, a podziwianie zawartości, to czyste szaleństwo. Ja zawsze krzyczę z radości, córka jedynie powtarza po mnie jakieś dziwne dźwięki typu: ojej, łał. Wszystkiemu zazwyczaj przygląda się mąż, a jaką on ma minę, to chyba sobie podaruję jej opisywanie. W każdym razie córka od razu wyszarpała mi z ręki czapkę (w tłumaczeniu na język córki: pasię) i od razu założyła ją głowę. Ostatnio Ulka ciągle po domu chodzi w czapkach i nie mogę jej ściągnąć ich z głowy. Czasem wygląda naprawdę komicznie. Do nas trafiła taka oto czapka:





Prawda, że oryginalna? Nam spodobała się właśnie czerwona z białymi króliczkami na uszach, ale w sklepie możecie wybrać czapkę w innym kolorze. Na córce czapka wygląda naprawdę świetnie. Jest wykonana z miłego w dotyku materiału, który jest bardzo rozciągliwy, jednak nie ściska głowy dziecka. Na pewno czapka posłuży na długi okres czasu. Jakby się uprzeć, to nawet na moją głowę pasuje. Zawsze kiedy wybieram się z córką na spacer, to wszystkie mijane mamy w parku pytają się skąd mam taką króliczkowi czapkę. Marketing działa cały czas. To tyle o czapce.

Oprócz czapki trafiły w moje ręce także bardzo oryginalne getry w dwóch wersjach kolorystycznych: szare w białe kropki i brązowe w białe kropki. Zresztą sami zobaczcie.



Niestety moja córka nie jest zbyt chętna do pozowania, więc w razie czego odsyłam na stronę aukcji na allegro TU gdzie znajdziecie bardziej wyraźne i dokładne zdjęcia. Sklep niebawem bedzie działa, więc póki co zachęcam na strone na allegro.Getry są dość grube, więc nadają się na zimowe dni. U dołu ozdobione są bardzo ciekawymi i oryginalnymi marszczeniami. Doskonale sprawdzają się do sukienki lub jako samodzielne getry.

Jednak prawdziwym hitem okazały się ocieplacze, które można wykorzystać w dowolny sposób. Sprawdzają się w okresie raczkowania, jako Ochrona przed otarciami. Ja często córce zakładam je na rajstopki i musze przyznać, że wygląda to bardzo efektownie. Jedynym problem było dla mnie zdecydowanie się na odpowiedni wzór. Sami zajrzyjcie i zobaczycie jaki duży jest wybór kolorów i wzorów TU.Można dostać oczopląsu. Moje getry-ocieplacze prezentują się tak:




A na zakończenie coś z trochę innej beczki. Rzecz będzie o misiu, którego także możecie kupić w sklepie Little Rose. Do nas zawitał mały, biały, patchworkowy misiu, który teraz ciągle siedzi na parapecie i pilnuje mojego storczyka.




Polecam zakupy w sklepie Little Rose. Mam nadzieję, że odnajdziecie w nim coś w sam raz dla waszych pociech. Polecam.



piątek, 11 stycznia 2013

Czego o mnie nie wiecie?





Bardzo dziękuję Magdzie za wyróżnienie i zaproszenie do zabawy.


Szczegółowe zasady zabawy/wyróżnienia są następujące: każdy nominowany blogger powinien:



-podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
-pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
-ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
-nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
-poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.


Od razu napiszę, że nie będę nikogo wybierała, bo zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi tego typu zabawy.

Zatem. Czego nie wiecie o mnie?

1. Z wykształcenia jestem bohemistką, więc na codzień posługuję się językiem czeskim,żeby było weselej bohemistyke studiowałam w Pradze.
2. Kiedyś chciałam zostac rybakiem, ale nie dostałam się na studia i poszłam na bohemistykę.
3. Kiedyś brałam udział w konkursach recytatorskich i nawet miałam pewne osiągnięcia.
4. Współtworzę czasopismo Bohemistyka, w którym prowadzę czeski kącik językowy.
5. Zawsze śpię w skarpetkach, nawet latem.
6. Wciąż marzę o studiach w łódzkiej Szkole Filmowej i Teatralnej.
7. Uwielbiam nosić kolczyki. Mam baaaardzo pokaźny zbiór ze wszystkich miejsc, w których byłam.

Miłego weekendu z książką w ręku.
Co teraz czytacie?

Pogotujemy razem?



Autor: Różni
Tytuł: 365 sposobów na…
Wydawnictwo: Publicat
Liczba stron: 256

Mam nadzieję, że nie zanudzam Was recenzjami książek kucharskich, ale po prostu nie potrafię się oprzeć i bardzo chcę się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami. Książki kucharskie uwielbiam czytać przed snem. Dają mi zawsze jakieś natchnienie i powiew świeżości. Ta książka kojarzy mi się z szybkością, a przede wszystkim z szybkimi samochodami. Nie ma tutaj niepotrzebnej pisaniny i wymyślnych potraw. Proste, łatwe i szybkie w wykonaniu dania, które nadają się przede wszystkim dla osób, którym wciąż brakuje czasu. Jeśli chcecie urozmaicić swoje menu, to koniecznie zajrzyjcie do tej książki.

Książka nie tylko proponuje setki kuszących, pysznych przepisów, lecz także pomaga dostosować potrawy do naszych potrzeb i stworzyć takie dania, które posmakują wszystkim. Wszystkie przepisy zawarte w książce są oznaczone specjalnym symbolami. Mamy więc potrawy proste w wykonaniu, zakręcone pomysły, szybkie dania, tanie, specjalnie dla dzieci, jeśli coś zostanie…, obiady dla gości, zdrowe posiłki, nowe inspiracje. Każdy więc, zależnie od okazji znajdzie w książce odpowiednie przepisy. Smaczne gotowanie nie wymaga ani długich przygotowań, ani dużo czasu. Wystarczą produkty dobrej jakości, szczypta inwencji i odpowiednia motywacja. Na początku książki znajdziecie podstawowe przepisy na ciasto na makaron, ciasto na pizzę oraz na podstawowe buliony. Powiem szczerze, że nie cierpię w zupach smaku kostki rosołowej, więc jestem wielką zwolenniczką naturalnych bulionów. Jeśli popadliście w rutynę, przyrządzając wiecznie te same dania z kurczaka, i potrzebujecie nowych pomysłów, z pewnością przepisy z pierwszego rozdziału- wykorzystujące kurze udka, piersi, całego pieczonego kurczaka, a także kaczkę i indyka- staną się ulubionym w Waszych domach. Przepisy są bardzo krótkie, ale wszystko jest dokładnie opisane. Przeszkadza mi zbyt mała czcionka, która utrudnia odczytywanie przepisów z większej odległości, ale można to przeboleć.

Zdjęcia raz małe, a raz duże, nie ma jakiegoś jednego pomysłu na pokazanie wszystkich potraw. Zresztą nie dziwię się, bo przepisów jest zbyt wiele i gdyby każdy był opatrzony duża fotografią, to książka musiałaby mieć z 500 stron. Dla każdej pani domu książka idealna. Polecam.

wtorek, 8 stycznia 2013

Gotowanie po włosku. MammaMia!



Autor: Cristina Bottari
Tytuł: MammaMia. Prawdziwa kuchnia włoska.
Wydawnictwo: Publicat
Liczba stron: 288

W kuchni każdego narodu kryje się jego historia.

Kultura gotowania wciąż bardzo jest pielęgnowana na Półwyspie Apenińskim. Zresztą pewnie nie tylko w tym miejscu. Dziś chciałabym Wam napisać kilka słów o książce niezwykłej, bogatej, magicznej, o książce, która właściwie jest jednym pięknym wspomnieniem, albumem, w którym życie wszystkich bohaterów obraca się wokół jedzenia i jego przyrządzania. Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że książka została nagrodzona w międzynarodowym konkursie Gourmand World Cookbook Award. Nigdy jednak nie sugerowałam się w wyborze książek nagrodami jakie ona otrzymała, ale w tym przypadku uważam, że jest to nagroda jak najbardziej zasłużona. Nie potrafię nawet Wam powiedzieć, czy rozpatrywać tę książkę w kategorii kulinarnych czy pamiętnikarsko-wspomnieniowych. Jest chyba idealnym połączeniem obu gatunków. Gotowanie to moja druga pasja, zaraz po książkach, więc jeśli macie ochotę na długi spacer po włoskiej kuchni, to zapraszam.

W książce zgromadzono wspomnienia wielu osób, różnorodne doświadczenia kulinarne oraz przepisy. Są one bardzo proste w wykonaniu, z pewnością spodobają się osobom stawiającym pierwsze kroki w kuchni, jak i bardziej doświadczonym. Jeśli chcecie choć przez chwilę poczuć zapachy uwalniające się z potraw, aromaty świdrujące nozdrza, to książka będzie dla Was idealnym prezentem. Pamiętam z czasów dzieciństwa zapach smażonego chleba. Były dni kiedy w domu nie było wiele do jedzenia, więc mama zawsze smażyła dla nas chleb. Do dziś pamiętam ten zapach, z którym zjawiał się pewien spokój i miłość. Tęsknie za prostymi smakami z przeszłości. Oprócz wspaniałych przepisów znajdziecie w książce także dobre rady pani domu np: jak pozbyć się plamy z białego obrusa, jak sprawić, by zielone pomidory szybciej dojrzały. Na końcu każdego przepisu znajdziecie także informację, o tym, jakie wino do danej potrawy będzie smakowało najlepiej. Wszystkie prezentowane dania są nadzwyczaj proste w wykonaniu i nie zawierają wielu składników. Zresztą kuchnia włoska taka właśni e jest: prosta, mało subtelna, smaczna i taka bardzo wiejska i naturalna. Mam tu na myśli prawdziwą włoską kuchnię, nie sugerujcie się pizzami, które możemy zjeść w Polsce. Książka zawiera znakomite przepisy na babki, klopsiki, makarony, pizze, cebulaki, zapiekanki, zupy, omlety, ryby. Wszystko, to z czego słynie kuchnia włoska.

Piękne ilustracje i zdjęcia rodziny i przyjaciół tworzą niesamowity klimat. Książka staje się bardziej intymna, bliższa sercu czytelnika. Nie są to tylko suche przepisy w przypadkowej kolejności, jest tu coś więcej, coś czego nie da się opisać. Magia? Tajemnica? Pasja gotowania? Serce? Chyba wszystkiego po trochu… Jednak ostateczną ocenę pozostawiam Wam.

niedziela, 6 stycznia 2013

Czarne ptaszysko




Autor: Ewa Karwan-Jastrzębska
Tytuł: Czarne ptaszysko
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 32

Miś Fantazy musi po raz kolejny zmierzyć się z kolejną tajemnicą. Tym razem Słoneczną Krainę nawiedza czarne ptaszysko. Czy przyjaciołom uda się rozwikłać zagadkę? Zapraszam do lektury.

W Słonecznej Krainie pogoda tego dnia była piękna. Czyste i błękitne niebo sprzyjało dobremu humorowi i zabawie. Żuczek Wesołek wyfrunął przez okno, zapominając o całym świecie. Ptak Słońce i Żuczek latali nad oceanem, wpatrując się w szmaragdową wodę, aby odnaleźć swoje odbicia. Na plaży bawił się Miś Fantazy z przyjaciółmi: z Julką i Zagadką. Biegali wzdłuż wybrzeża, ścigając się z falami. Nagle zerwał się silny wiatr. W tym czasie czarodziej Prospero zerknął na białego ptaka i zrozumiał, że za chwilę wydarzy się coś straszliwego. Wybiegł szybko na zewnątrz i zobaczył w oddali biegnących za Ptakiem Słońce przyjaciół, którzy trzymali się skrzydeł Ptaka. Udało mu się w ostatniej chwili chwycić Zagadkę i ściągnąć przyjaciół na ziemię. Niestety Prospero zgubił swój pierścień. Niebo gwałtownie pociemniało. Jedna z chmur zasłoniła słońce, a była tak czarna, że zdawało się, iż zapadła noc. Nie była to jednak chmura, tylko czarny ptak. Czarodziej kazał wszystkim zamknąć oczy. Ktoś jednak w ostatniej chwili otworzył oczy i został porwany prze czarne ptaszysko. Jeśli jesteście ciekawi, kto został uwięziony przez ptaka, to musicie koniecznie przeczytać.

Bardzo przyjemna książeczka mówiąca o prawdziwej przyjaźni, która przetrzyma wszystko. Historia uczy przebaczania. Ilustracje doskonale uzupełniają tekst i wprowadzają nas raz w mroczne jaskinie, by za chwilę przenieść nas na słoneczną plażę. Polecam.

czwartek, 3 stycznia 2013

Rysujecie? Malujecie?




Autor: Fiona Watt
Tytuł: 365 pomysłów. Rysuję i maluję.
Wydawnictwo: Papilon
Liczba stron: 128

Pewnie wielu z Was wie, że uwielbiam tego typu książki, które pokazują mi kolejne ciekawe pomysły, które mogę wykonywać ze swoimi dzieckiem. Po prostu rewelacja dla kogoś, kto chciałby rozwijać twórczo swoje dziecko, ale nie zawsze ma głowę pełną pomysłów. Zima już nie będzie nam straszna. Chociaż u mnie śniegu nie ma, ale za to z nieba ciągle spada deszcz. Zachęcam bardzo gorąco do sięgnięcia po tę książkę. Mam nadzieję, że Wam także przypadnie do gustu.

W książce znajdziecie mnóstwo pomysłów, jak wykorzystać różne techniki malowania i rysowania, a także znajdziecie dokładny opis wszystkich etapów tworzenia obrazków. Miałam nadzieję, że nauczę się rysować człowieka, ale niestety widocznie jestem totalnym beztalenciem, bo ciągle mój człowiek bardziej przypomina kwadrat z kropkami i dziwnymi kreskami na głowie. Nie widzę już żadnej nadziei dla siebie, ale może moja córka złapie artystycznego bakcyla. Muszę się Wam jednak pochwalić, że dzięki tej książce potrafię narysować psa, który ani trochę nie przypomina świni. Ba! Potrafię narysować włochatego psa, siedzącego, wyjącego, długowłosego, biegnącego, z merdającym ogonkiem. Wystarczy kilka ruchów ołówkiem i pies jak żywy może zamieszkać na Waszych kartkach. Oprócz tego będziecie mogli zrobić stempelkowe miasto z gumek do ścierania, albo dowiecie się jak mieszać różne kolory farb, by otrzymać odpowiednią barwę. Chyba każdy z nas pamięta z czasów podstawówki, kiedy na plastyce mieszało się farby: czerwona z niebieską daje nam fioletową albo niebieska z żółtą, zieloną. Bardzo podobała mi się ta magia kolorów. I wciąż nie mogę się nadziwić, jak te kolory powstają. W książce znajdziecie jeszcze pomysł na paluszkowe małpki, sadzawkę pełną krokodyli. Książka jest naprawdę niesamowita i można nauczyć się rysować.







Nie ma w tej książce wielu słów, bo nie są one tutaj najważniejsze. Dokładne ilustracje ukazujące krok po kroku powstawanie obrazu są ważniejsze. Proste, banalne w wykonaniu, dla dziecka i dorosłego. Przede wszystkim czas spędzony z książką upłynie bardzo szybko i w bardzo przyjemnej atmosferze. Polecam.

środa, 2 stycznia 2013

Powrót w Nowym Roku

Witam Was wszystkich serdecznie po przerwie świątecznej.
Dziękuję bardzo za wszystkie życzenia, które od Was dostałam i jednocześnie przepraszam, że nie odpisywałam, ale nie miałam dostepu do internetu przez ponad tydzień. Teraz nadrabiam zaległości w czytaniu Waszych blogów.
Muszę też nadrobić pisanie recenzji.

A jakie książki znaleźliście pod choinką? Jestem bardzo ciekawa.
Oczekujcie więc na kolejną recenzję i konkurs, o którym już piszę od jakiegoś czasu.
Mam nadzieje,że jeszcze o mnie nie zapomnieliście i nadal będziecie tutaj zaglądać.