czwartek, 9 lutego 2012

Stanice Tajga


Autor: Petra Hulova
Tytuł: Stacja Tajga
Wydawnictwo: WAB
Liczba stron:


Niedawno czytałam wypowiedź pewnej lekarki, że na rozwój choroby Alzheimera bezpośrednio wpływa siedzenie w fotelu i nic-nie-robienie. Dla mnie właśnie owo nic-nie-robienie jest najważniejsze. Ten zawrót głowy, gdy w środku nareszcie nie mam nic do roboty, kiedy wreszcie utoruję sobie maczetą przez dżunglę idiotyzmów drogę do nicości. Bo tam to jest. Kamienie szlachetne tego czegoś, gdy mamy farta. Innym razem tylko porażający smutek. Czasem wrażenie, że to wszystko jest jedną wielką pomyłką. Ta metoda i pisanie w ogóle. Tylko im dłużej zajmuję się pisaniem, tym trudniej jest skręcić w inny zaułek.

Petra Hulova tym razem jako prozaik-podróżnik pokazuje życie, nie w Czechach i nie o Czechach, ale na Syberii i o Rosjanach. Zaskakujące? No pewnie, że tak. W końcu jeśli powieść jest napisana przez Czeszkę, to powinna dotyczyć Czech. Petra kilka razy odwiedziła Rosję i postanowiła napisać powieść właśnie o tym rejonie:

Od dawna chciałam napisać powieść, o kimś, kto chce gdzieś odejść, i już nigdy nie wrócić. I właśnie w sobie poczułam podobną chęć- może tęsknotę- odejść i już nie wrócić.

A skąd się wzięła sama Petra? Otóż urodziła się w 1979 roku w Pradze. Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Karola w stolicy Czech; przez rok mieszkała w Mongolii, a jej kariera literacka rozpoczęła się w 2002 wydaniem debiutanckiej powieści Paměť mojí babičce (polskie wydanie pt. Czas czerwonych gór, W.A.B., 2007), która stała się jedną z najpopularniejszych książek dekady w Czechach. Pracuje jako krytyk literacki i często pisze do czeskiego czasopisma kulturalnego Respekt. Na pytanie, czy pisanie ją zmieniło, odpowiada, że zmieniło ją przede wszystkim wielkie zainteresowanie czytelników jej powieściami. Jednak targały nią różne emocje od radości po strach. I często zadawała sobie pytanie, kim właściwie jest, przecież pisarka to nie jest żaden zawód? Całe szczęście, że nie zaprzestała pisać. Uffff….Dobrze nie będę się, aż tak rozpisywała o samej autorce. Mam tu pisać o książce i spróbować zachęcić Was do jej przeczytania. Przejdźmy więc do sedna.

Syberyjska tajga, mało przyjazna człowiekowi, lecz zwabia do siebie duńskiego podróżnika Hablunda Dorana. Jego celem jest zapoznanie się z kulturą syberyjskich enklaw oraz chciałby sfilmować niezwykle tajemniczy obrzęd, zwany Kawaszi. Dociera do wioski Charyń, która jest raczej dziurą niż dużą wsią. I w tym miejscu najczęściej odgrywa się akcja powieści. Niezwykle dokładne i plastyczne opisy oddziałują na naszą wyobraźnię: małe obejścia buraczarzy, którzy wytwarzają coś tajemniczego z buraków, porzucone domy, chaty zbudowane z byle czego, poczta. Mieszkańcy doskonale wtapiają się w teren, potrafią żyć w tajdze, znają ją dobrze. Jeśli ktoś jej nie zna, nie powinien się w nią zapuszczać. Z jednej strony fascynuje, z drugiej może stać się pułapką dla uciekinierów z łagrów. Jeśli ktoś pojawił się w tym miejscu, był już na nie skazany. Po wielu latach śladami Hablunda podąża Erskine, młody student antropologii. Myśli, że ta podróż będzie dla niego wielką szansą na karierę naukową. Jednak obaj tak naprawdę nie wiedzą, jak się zachować, mieszkańców traktują z wyższością. Chcą poznać ten świat, ale obserwowanie go z boku nic nie daje. Trzeba zacząć żyć jak wszyscy, wtopić się w miejscowy klimat. Oprócz tego poznamy kilku innych bohaterów i ich losy, przyjrzymy się koleji transsyberyjskiej.

Konstrukcja powieści jest niezwykle interesująca. Poszczególne rozdziały zatytułowane są imionami głównych bohaterów. Powoli poznajemy ich losy i odkrywamy tajemnice. Wszystko zaczyna się łączyć i tworzy doskonałą całość. Polecam każdemu!

4 komentarze:

  1. Czytałam już sporo czasu temu, ale rzeczywiście książka bardzo ciekawa. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam, ale poszukam tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapisana na liście do przeczytania :)) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zanotowałam i będę się za nią rozglądac!

    OdpowiedzUsuń