sobota, 31 marca 2012

Psotna małpka




Autor: Agnieszka Frączek
Tytuł: Psoty małpki
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 20

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to duży format książki. Niewątpliwie jest to duży atut tej publikacji. Dzięki czemu ilustracje są większe i widoczna jest większa liczba szczegółów. Tym razem Agnieszka Frączek zabiera najmłodszych w podróż z małpką Zuzią. Jeśli jesteście ciekawi, jakie przygody ja spotkają, to koniecznie zajrzyjcie. Zdradzę tylko kilka faktów.

Małpka nazywa się Zuzia, jednak jej przyjaciele uważają, że powinna się nazywać Gagatka, Heca albo Psotka, gdyż nieustannie psoci. Tak to już jest z figlarnymi małpkami. W poniedziałek postanowiła zrobić swoim przyjaciołom żart i schowała się w dziupli, a potem krzyczała i prosiła o pomoc. Oczywiście przyjaciele ruszyli jej z pomocą. Pierwszy zjawił się wąż, którego Zuzia bardzo przestraszyła. Ze strachu wąż zawiązał się w supeł i pół dnia nie mógł się rozplątać. We wtorek natomiast Zuzia bawiła się ze znajomymi w berka, lecz po pewnym czasie zabawa ta ją wielce znudziła, postanowiła więc ukryć się na polance i od czasu do czasu pokrzykiwała, że coś złapało ją za nogę. Na ratunek ruszył lew, który nie mógł przeskoczyć krzaków, a to doprowadziło, że pokuł się strasznie. Na całym ciele miał powbijanych mnóstwo maleńkich kolców. A nasza nieznośna małpka tylko pękała ze śmiechu. Sami jednak przyznacie, że to śmieszne nie było. A co się wydarzyło w środę, czwartek i piątek? Musicie koniecznie przeczytać. Powiem tylko, że Zuzia rozbrykała się jeszcze bardziej i jeden psikus dziennie już jej nie wystarczał. Możecie więc sobie wyobrazić, co się działo. Ale pewnego razu małpka rzeczywiście wpadła w tarapaty i utknęła w błocie, jednak jej przyjaciele myśleli, że to kolejny żart. Jeśli jesteście ciekawi, jak zakończy się cała przygoda?

Cała historyjka jest napisana prostym i plastycznym językiem. Dodatkowym plusem książki są kolorowo ilustracje uzupełnione np.: futerkiem na brzuchu małpki czy błyszczące folie. A na samym końcu znajduje się trójwymiarowy obrazek z małpką. Polecam książkę tym dużym i tym małym.

piątek, 30 marca 2012

Inny świat





Autor: Aneta Rzepka
Tytuł: Świat w pastelach Ingi
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2012
Format: 130 mm x 200 mm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 328
ISBN: 978-83-76741-61-1
Kategoria: literatura polska


Lubię być miło zaskakiwana przez polską literaturę, a właściwie przez każdą książkę, po którą sięgam z lekką dozą niepewności i niezdecydowania. Tak było i w tym przypadku. Zafascynował mnie tytuł, szczególnie słowo w pastelach. Cieszę się, że stać było pisarkę na synonim, bo nie zniosłabym kolejnych słów typu barw lub kolorów. Aneta Rzepka naprawdę mnie ujęła swoją powieścią. Zadebiutowała nie tak dawno, bo w 2010 roku powieścią Tohańska branka, a już rok później wydała kolejną powieść Na strunach marzeń. Z autorką mimo wszystko zetknęłam się dopiero pierwszy raz, ale ani trochę nie żałuję tego spotkania. Aneta Rzepka mieszka na co dzień w Warszawie. Studiowała filologię polską na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Z wykształcenia historyk literatury polskiej i teatrolog. Muszę przyznać, że w notce o autorce nie było informacji z iloma zwierzętami mieszka. Szczerze się zasmuciłam . Jeśli czegoś tylko się dowiem, to uzupełnię lukę.

Spodobali mi się bohaterowie ksiązki, których losy powoli się zazębiały i nachodziły i przenikały się nawzajem. Bardzo lubię w literaturze takie nieprawdopodobieństwo, oczywiście w granicach normy. Główna bohaterka Gabriela Stolarska jest nauczycielką polskiego. Kolejny plus, mam słabość do nauczycieli. Jest osobą lubianą i szanowaną, a przede wszystkim potrafi nawiązać z uczniami dobry kontakt, który opiera się na twardych i sprawiedliwych zasadach oraz życzliwym uśmiechu. Gabriela jest całkowitym przeciwieństwem dyrektor szkoły Krystyny Wojdas, która rządzi twardą ręką. Jest postrachem całej szkoły, nic więc dziwnego, że nosi ksywkę Żyła. Jednak pod maską stanowczości kryje się wrażliwa i czuła osoba. Jednak o tym trochę później. Chciałabym się zająć najpierw naszą główną bohaterką - Gabrysią. Pewnie nie raz z każdy z nas chciał zajrzeć do domu sąsiadów i podpatrywać ich, posłuchać o czym rozmawiają, co oglądają, jakie książki czytają. Taka zwykła i naturalna ciekawość w niektórych z nas siedzi. Zaglądając do życia Gabrysi bardzo szybko przekonamy się, że nie wszyscy czują ciepło domowego ogniska. Gabriela żyje w od kilku lat w małżeństwie, które ją niszczy. Ma męża Michała i wspaniałą córkę Dominikę. Wydawać, by się mogło, że jest spełnioną i zadowoloną kobietą. Jednak zagłębiając się w lekturze dowiadujemy się, że jej wewnętrzna radość już dawno została stłamszona przez męża, który chwilami nie panuje nad słowami. Bohaterka czuje niańką, sprzątaczką, praczką, ale już dawno zapomniała, co to znaczy czuć się kobieco i uśmiechem na twarzy rozpoczynać nowy dzień. Michał to typowy mężczyzna egoista, który spędza czas na przeglądaniu ulotek i przeskakiwaniu po kanałach w telewizorze. Jedyną jego zaletą jest to, że pracuje. Jednak skoro pracuje, to może być zmęczony i według niego nie musi nic więcej robić. Wystarczy, że utrzymuje rodzinę. Nie liczy się z potrzebami żony, którą traktuje przedmiotowo. Zagubiona Gabrysia z początku nie uświadamia sobie, że mieszka pod jednym dachem z tyranem, który potrafi wydzwaniać do niej non stop jeśli tylko spóźnia się z pracy. Zakłada więc bloga w Internecie, potrzebuje osoby, która z zewnątrz spojrzy na jej problemy, osoby, z którą będzie mogła szczerze porozmawiać. Nikt_Ważny staje się w krótkim czasie bliską jej osobą. Pisze pod pseudonimem Inga. Jak była małą dziewczynką, to wymyśliła sobie przyjaciółkę właśnie o takim imieniu. Często o nim myśli i z niecierpliwością oczekuje na wiadomości od niego. Tajemniczy gość uświadamia jej w jakim toksycznym związku tkwi. Oprócz życia internetowego, toczy się także rzeczywistość. Gabriela zostaje wezwana do dyrektor Wojdas. Z drżącymi rękami idzie do niej jak na stracenie. Krystyna Wojdas proponuje Gabrysi prowadzenie kółka teatralnego. Trudno jej było odmówić, więc przyjęła propozycję. Zawsze chciała działać i rozwijać się artystycznie, więc takie kółko sprawi, że będzie mogła się wykazać swoja kreatywnością. Na pierwsze zajęcia przychodzi trochę przed czasem włącza muzykę. Daje się ponieść emocjom i zaczyna tańczyć. Nie wie jednak, że ktoś jej się przygląda. Tym kimś jest Paweł, stażysta. Proponuje Gabrysi udział w kursie tańca u jego znajomego w zamian za pomoc w prowadzeniu kółka teatralnego. Z miłym zaskoczeniem Gabrysia przyjmuje propozycję. Będzie miała czas tylko dla siebie. Drogi Pawła i Gabrysi trochę zaczynają się przeplatać. Jadą razem na wycieczkę z klasą. Z początku nie rozumieją uczuć, które między nimi powoli się rodzą. W końcu Gabrysia jest mężatką. Nie powinnam zdradzać więcej szczegółów. Poczytacie, zobaczycie.

Oprócz wątku Gabrysi mamy też wątki równie ważne i ciekawe. Jednym z nich jest historia Janka, dozorcy szkolnego. Jest sympatycznym starszym panem, który jednak cierpi, gdyż przez swoja głupotę i dumę stracił kontakt z jedyną córką Renią. Jednak los znów pozwoli im się spotkać i duma w nich obojgu usunie się na drugi plan. Janka bardzo często odwiedza chłopiec Mateusz. Jak się potem okazuje jego rodzice borykają się z problemem alkoholowym. Gabrysia postanawia pomóc chłopcu, a Janek proponuje, by udała się do Krystyny. Gabriela jednak uważa, że dyrektor jest nieczułą osobą i może za bardzo rozdmuchać całą sprawę. Janek jednak mówi Krystynie o całej sprawie. Zresztą są dobrymi przyjaciółmi od wielu lat. To właśnie Janek sprowadza Irka, dawną miłość Krystyny, który opiekuje się nią po zawale serca.

Historia opowiedziana z wielka czułością i wrażliwością. Niezwykle plastyczny język, a jednocześnie taki prosty i konkretny. Doskonale skonstruowani bohaterowie wydaja się nam bardzo bliscy i przede wszystkim prawdziwi. Ukazane są ich zalety ale także wady. Nie są prostymi i wyidealizowanymi postaciami. Bardzo podobało mi się przemieszanie narracji, trochę pierwszoosobowej trochę trzecioosobowej. Płynne przejścia między nimi sprawiały, że przez całą powieść przechodzi się gładko. Nie ma żadnych zgrzytów, co często zdarza się w takich przypadkach. Pomysł na książkę może nie jest oryginalny i wyszukany, ale opowiedziany jest z lekkością i bez zbędnego patosu. Polecam szczerze na krótkie wiosenne poranki.

czwartek, 29 marca 2012

Zwierzęta świata




Autor: Urszula Kozłowska
Tytuł: Podróżnik Gucio poznaje. Zwierzęta świata.
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 8


Każdy z nas lubi podróże małe i duże. Dzieci poznają świat i są spragnieni wciąż nowych doznań. Pierwsze zabawy z dzieckiem często polegająca naśladowaniu głosów zwierząt. Zaczynamy standardowo od kotka, pieska, świnki. I m dalej w las tym… trudniej. Książka ta wychodzi naprzeciw oczekiwaniom dzieci i ich rodziców.

Podróżnik Gucio wyrusza w pełną przygód wyprawna sawannę. Gucio, mimo że nie każdy może w to uwierzyć, zna mowę zwierząt. A skąd? Z wypraw po świecie. Na sawannie Gucio rozmawiał z lwem, który opowiadał mu o lwicy i lwiątkach. A co robi lew? Lew ryczy. Po przeczytaniu tego zdania można nacisnąć przycisk, który dość realistycznie zaprezentuje nam ryk lwa. Z małpą Gucio huśta się na linach i słucha opowieści o bananach, daktylach. jeśli chcecie nauczyć dziecko małpiego języka, to przycisk dźwiękowy na pewno im w tym pomoże. Do rozmowy ze słoniem Gucio się przygotowuje i zakupuje trąbkę sklepie. I już po czterech kwadransach słoń nauczył Gucia trąbić. Język słoniowy wcale nie jest trudny, uwierzcie. Wilk wyje i Gucio nie ma żadnego problemu z nauką wilczego języka.

Kiedy przemierza dalekie kraje,
nowe zwierzęta ciągle poznaje,
ich językami uczy się władać.
Wszak… z przyjaciółmi miło pogadać.

Po raz kolejny Urszula Kozłowska ze smakiem dużym poczuciem humoru tworzy rymowane wierszyki, które zachwycą młodego czytelnika. Obcowanie z naturą wcale nie musi być trudne, wystarczy nauczyć się kilku zwierzęcych języków. Duży format książki niewątpliwie przyciąga wzrok. Do tego sztywne strony i barwne ilustracje tworzą spójną i przemyślaną całość. Warto czytać.

wtorek, 27 marca 2012

Kot, myszy i wielki supermarket




Autor: Danuta Parlak
Tytuł: Pan Mruczek i mysia rodzina.
Wydawnictwo: Bis
Liczba stron: 60

Już sam tytuł zapowiada niesłychaną historię. Kto to widział, żeby kot pomagał mysiej rodzinie. Mam słabość do kotów, do tych rzeczywistych i tych występujących w literaturze. Danuta Parlak stworzyła historię, która trzyma w napięciu i ukazuje, czym tak naprawdę jest prawdziwa przyjaźń.

Z dziada pradziada, z myszy pramyszy antykwariat przy jednej z ulic prowadzących do rynku, zamieszkiwała Mysia Rodzina. Wśród stosów książek, starych map, czasopism wychowywały się kolejne pokolenia mysz. Myszy antykwaryczne były niezwykle mądre i oczytane i lubiły spędzać wieczory na dyskusjach, które pełne były trudnych zwrotów. Myszy domowe wypowiadały się o swoich kuzynach niezbyt pochlebnie. Sądziły, że myszy antykwaryczne same niewiele rozumieją z tych słów. Zresztą myszy mieszkające w antykwariacie nosiły dość ekscentryczne imiona: Encyklopedia, Katoda, Potencjometr, Rododendron, Metafora. Kiedy jedna z myszy postanowiła nazwać swoja córkę Seneka, podniosły się głosy, że to imię stosowniejsze dla chłopca, jednak jak mysia mama postanowiła, tak też się stało. I tutaj w końcu poznajemy główną bohaterkę całego zamieszania, Konstrukcję, która uwielbiała literaturę podróżniczą. Pewnego razu przy podwieczorku Konstrukcja przedstawiła rodzinie swojego wybranka z Supermarketu. Pan Mysz, zdziwił się bardzo, gdyż myszy antykwaryczne takich znajomości raczej nie zawierały. Myszy podróżowały, ale zwykle do innych bibliotek lub antykwariatów. Więc gdzie i jak Konstrukcja poznała mysz z Supermarketu? Wybranek Konstrukcji był dobrze wychowany, ukłonił się rodzicom a Panią Mysz obdarował kawałkiem sera. Konstrukcja powiedziała, że jej wybranek nazywa się Winter Fresk ( ciekawe dlaczego taka nazwa? z czymś Wam się kojarzy?), ale znajomi mówią na niego po prostu Łynter. Pan Mysz, żeby się przekonać, czy rzeczywiście w takim Supermarkecie jest wszystko, udał się tam wraz z Łynterem. Kiedy wrócił nie chciał o niczym opowiadać, myszątkom rozdał łakocie i czekał aż zasną. Kiedy zasnęły zaczął opowiadać i niestety ze smutkiem stwierdził, że książki to najmniejszy dział w Supermarkecie. A najgorsze w tym, że książki sprzedają na wagę. Ta informacja wywołała oburzenie, bo jak można kupować ksiązki na wagę, kto to widział? Mimo wszystko rodzice przystali na wybór córki, bo widzieli jak bardzo się kochają. Wesele odbyło w Supermarkecie. Na nową drogę życia otrzymali od rodziców kufer pełen książek. Rodzina Konstrukcji bardzo szybko się powiększyła, co wywołało ogromną radość. Jednak potem wieści z Supermarketu przestały napływać. Nadszedł jednak dzień, w którym Łynter odwiedził rodzinę w antykwariacie. Oświadczył, że Konstrukcja bardzo urosła i jest już tak wielka jak Pan Mruczek. Widać życie w Supermarkecie wpłynęło korzystnie na figurę Konstrukcji. Pan Mruczek także zamieszkiwał półki w Antykwariacie, wolał przesypiać całe dnie niż uganiać się za myszami. Łynter zaczął opowiadać jak zachwycona Supermarketem była Konstrukcja, wszystkiego chciała spróbować. Była tak duża, że nie mieściła się w norce, więc zamieszkałą w pudełku po butach, jednak ono tez okazało się za małe. Była już tak duża, że pracownicy Supermarketu ją zauważyli i zastawili na nią pułapkę. Kierownik sklepu kazał umieścić wielką mysz w klatce i postawić ją na widoku, by wszyscy mogli ją widzieć. Można się tylko domyślić, jak biedna Konstrukcja się czuje. Dzieci rzucają w nią cukierkami i chrupkami, nakrętkami od napojów, a kiedyś ktoś przylepił jej gumę do ogona. Pan Mysz od razu rzuca hasło, żeby uwolnić córkę. Łynter tłumaczy, że już próbował, ale nie dał rady. Rodzice wciąż nie mogli uwierzyć, dlaczego Konstrukcja, aż tak urosła, a Łynter wciąż był taki sam. Postanowili się więc udać do lekarza po poradę. Mysz Doktor założył Konstrukcji kartę choroby, zadał kilka pytań i wysłuchał relacji Łyntera. Mądry lekarz powiedział, że konieczna jest po prostu ścisła dieta: woda i sucharki. Dwa tygodnie powinny wystarczyć, żeby wróciła do dawnej formy. Niestety dieta nic nie pomogła Konstrukcji, która stawała się coraz bardziej smutna i przygnębiona. Następnie rodzice udali się na konsultacje do Profesora, który stwierdził, że przyczyną nabrania wagi była zmiana środowiska i po prostu za dużo jedzenia.

Nie będę jednak moi drodzy, zdradzała Wam dalszych szczegółów. Mam nadzieję, że sięgniecie chętnie po tę pozycję i zapoznacie się z nią. Opowieść napisana jest prostym i zrozumiałym językiem, choć niektóre słowa mogą sprawić kłopoty, ale od czego są rodzice, którzy mogą wszystko wyjaśnić. Bardzo ciekawa fabuła, która na każdym kroku zaskakuje czytelnika. Do tego bogato ilustrowana i mamy książkę idealną na pochmurne dni. Polecam.

sobota, 24 marca 2012

Zło konieczne




Autor: Alex Kava
Tytuł: Zło konieczne
Wydawnictwo: Mira
Liczba stron: 416

Nie wiem dlaczego, ale jakoś zawsze ciągnie mnie kolejnych powieści autorki Alex Kavy. Tym razem jednak pisarka zaintrygowała mnie jeszcze bardziej, gdyż tym razem do ostatniej chwili nie mogliśmy zdemaskować sprawcy. We wcześniejszych powieściach nasze domysły przeważnie się sprawdzały. Tym razem naprawdę czułam się mile zaskoczona, albo po prostu miałam zły dzień i nie czytałam z wielkim skupieniem. W każdym razie mogę Wam powiedzieć, że jeśli sięgnięcie po tę książkę, to nuda Wam nie groźna. Aby Was zachęcić napiszę krótko o fabule.

Tym razem agentka Maggie O’Dell będzie musiała zmierzyć się z kolejną trudną i zawikłaną sprawą, jednak jej rozwiązanie wcale nie będzie łatwe. Ameryką tym razem wstrząsa seria bestialskich mordów na księżach. Muszę przyznać, że temat ciekawy. Wszyscy zamordowani, jak się okazuje, byli zamieszani w pedofilię. Kto jest mordercą i dlaczego ktoś sam na własną rękę wymierza sprawiedliwość? Rozwiązanie zagadki wcale nie jest oczywiste, jednak by to zrobić agentka zawiera porozumienie z księdzem Kellerem, któremu kiedyś próbowała udowodnić winę. Wybór jakiego dokonała jest dla niej złem koniecznym. Keller ofiaruje swoja pomoc w schwytaniu mordercy, więc Maggie O’Dell nie ma wyjścia i musi przystać na jego warunki.

Oprócz tego agentka zajmuje się także inną sprawą. W Waszyngtonie dochodzi do kilku morderstw dokonanych na kobietach. Morderstwa są jednak bardzo makabryczne, kobietą zostaje ucięta głowa. Te dwie sprawy, jak się można spodziewać, łączą się. Maggie próbuje więc z pomocą detektywa Pakuli rozwikłać zagadki. Nieoczekiwanie dowiadujemy się, że w serię morderstw młodych kobiet zamieszana jest przyjaciółka agentki Gwen. Co ma wspólnego z tymi morderstwami? Bardzo wiele pytań pojawia się w czasie czytania, co sprawia, że chcemy jak najszybciej poznać zakończenie.

Fabuła jak zawsze trzyma w napięciu i jest to dla mnie w tym przypadku najważniejsze. Nie lubię książek, które są nużące i na siłę spowalniają akcję. Główna bohaterka jest silną osobowością, którą polubiłam od samego początku. Jak zawsze stara się za wszelka cenę rozwiązać zagadki, zawsze staje po stronie pokrzywdzonych. Zakończenie jest kwintesencją całej powieści. Język prosty i nieskomplikowany. Doskonałe opisy umożliwiają czytelnikowi lepsze wyobrażenie o wszystkich zaistniałych sytuacjach. Polecam!

środa, 21 marca 2012

Gdzie szukać rozumu?





Autor: Wojciech Witkowski
Tytuł: Po rozum do głowy
Wydawnictwo: Bis
Liczba stron: 32

Wojciech Witkowski zauroczył mnie swoją opowieścią. Zabawna i pouczają historia o dwóch owcach zachwyci każdego młodego czytelnika. Zapraszam więc do lektury.

Jednymi z bohaterek są koza Melania Meczyńska i owca Beata Beczyńska. Już ich imiona są niezwykle zabawne i sprawiają, że mamy ochotę poznać, co też takie spotkało te dwie sympatyczne bohaterki. Melania przez całą swoją młodość marzyła o tym, żeby… zjeść swojej gospodyni miotłę (dziwne marzenie  ). Udało jej się spełnić to marzenie, a potem doszła do wniosku, że czas najwyższy się ustatkować i urodziła córeczkę. Nazwała ją Anie i była bardzo śliczna, zresztą jak wszystkie córeczki wszystkich mam. Skąd ja to znam. Owca Beata miała jednak zupełnie inny cel, inne marzenie. Nie podobało jej się własne imię i chciała, żeby wszyscy mówili do niej Beatrycze. Stało się tak jak chciała i pewien baran Benedykt, zresztą niezwykle przystojny, tak ją nazywał. Urodziła im się także prześliczna córeczka, którą nazwali Anibe. Obie prześliczne dziewczynki bardzo się zaprzyjaźniły i całymi dniami fikały po łące, bodły się, często stały nad lustrem wody i meczały, i beczały. Dzieciństwo upływało im beztrosko. Jednak nigdy nie może być ciągle tak pięknie. Nadszedł dzień szkoły. Na pytanie nauczyciela, czy coś potrafią, odpowiedziały ani me, ani be. Nauczyciel mówi, że jeśli będą w szkole pilne i uważne, to bardzo szybko się nauczą. Mądry nauczyciel zaczął opowiadać, co każda owca i koza powinna wiedzieć. A to, ile listków ma koniczyna i co zrobić, jeśli przypadkiem znajdzie się czterolistną, a to, które zioła są dobre na ból brzucha, a które na swędzenie za uchem. Sami przyznacie, że nauki przed naszymi bohaterkami wiele. One jednak nie bardzo się tym przejmowały i trącały się czołami, przebierały nóżkami, a nawet patrzyły na przelatujące ptaki. W końcu puściły się galopem za paziem królowej, bo to w końcu bardzo rzadki motyl. Cóż miał począć nauczyciel? Ściągnął jedynie okulary, bo jak tu patrzeć na takie głuptaski, i kazał im wracać do domu i wrócić dopiero, jak nabiorą rozumu. Anime i Anibe zawstydziły się okropnie, z tego wszystkiego aż zarumieniła im się sierść. Anibe zaczęła płakać, bo jak tu teraz pokazać się mamie? Anime jednak ją pocieszyła. Wystarczy, że nabiorą rozumu i wrócą do szkoły. Anibe od razu się ucieszyła i wykrzyknęła, że nabiorą tego rozumu ile się tylko da. No tak, wszystko wydaje się być proste, ale gdzie szukać tego rozumu? Ruszyły więc w świat… Jeśli jesteście ciekawi, czy przyjaciółkom udało się znaleźć rozum i jakie przygody napotkały, to koniecznie przeczytajcie.

Niezwykle zabawna opowieść napisana pięknym językiem. Duża czcionka ułatwia samodzielne czytanie, a kolorowe ilustracje dodatkowo pobudzają wyobraźnię małego czytelnika. Warto przeczytać.

wtorek, 20 marca 2012

Lemoniadowy ząb


Autor: Renata Piątkowska
Tytuł: Lemoniadowy ząb
Wydawnictwo: Bis
Liczba stron: 32

Renata Piątkowska jest jedną z moich ulubionych autorek książek dla dzieci. Zawsze ma wspaniałe pomysły na ciekawą lekturę dla dzieci. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Niezwykle mądre i pouczające opowieści zachęcają do samodzielnego czytania. Jednak ja lubię osobiście czytać dzieciom, bo czerpię z tego ogromną radość. Dziś chciałabym Wam przedstawić historię o mlecznym zębie. Nie myślcie, że wszystko wydaje się takie proste.

Zęby mleczne mają to do siebie, że po pewnym czasie ruszają się i wypadają, by zrobić miejsce dla zębów stałych. Jednak ruszający się ząb może sprawić problemy, jak z takim zębem obgryzać paznokcie, żuć gumę albo schrupać landrynkę? Z takim problemem boryka się Marcinek. Jego ząb już od kilku dni nie mógł się zdecydować, czy chce pozostać w buzi, czy wypaść. Pewnego razu jego młodszy brat Rysiek, poprosił go, żeby otworzył mu tubkę z klejem, z którą nie mógł sobie poradzić. Marcinek od razu złapał zakrętkę w zęby, gdy nagle poczuł w ustach jakiś dziwny smak i pulsowanie. Chwycił więc stojącą obok szklankę z lemoniadą i napił się. W szklance pojawił się mały, biały ząb. Przeraził się bardzo, że po jego zębie została tylko dziura. Szybko pobiegł do mamy, która sprawdziła, czy wszystko jest dobrze i powiedziała, że teraz wyrośnie mu w tym miejscy piękny stały ząb. Mama Marcinka jest dentystką, więc musi mówić prawdę. Każdy z rodziny musiał dorzucić swoje trzy grosze. Dziadek zaśmiał się i powiedział, że pewnie niedługo wyrosną mu wąsy, a Rysiek zaczął krzyczeć, że Marcin jest szczerbaty. Na młodszego brata zawsze można liczyć. Marcinek trochę się zasmucił, że wszyscy będą się z niego śmiali, że sepleni. Kochana babcia jednak wiedziała jak pomóc wnuczkowi. Powiedziała, że w nocy odwiedzi go zębowa wróżka. Marcinek musi się zastanowić, co chciałby dostać od wróżki. W zamian za zęba dostanie prezent. Bardzo mu się to spodobało i od razu powiedział, że chciałby betoniarkę na gumowych kołach, z otwieranymi drzwiczkami. Babcia się dziwi, kiedy Marcinek mówi o swoim zębie, że to lemoniadowy ząb. Według Marcinka mleczaki to te żeby, które wpadają do mleka, a jego wleciał do lemoniady, więc jest lemoniadowy. Marcinek według instrukcji babci położył wieczorem zęba pod poduszkę i miał nadzieję, że rano zamieni się on w betoniarkę. Jednak Marcinek nie mógł zasnąć, był pewien, że lemoniadowy ząb go uwiera. Od razu przypomniała mu się historia księżniczki, którą uwierało ziarnko grochu. Jeśli jesteście ciekawi jak zakończy się oczekiwanie Marcinka i czy uda mu się zobaczyć zębową wróżkę, to musicie koniecznie przeczytać.

Książka niezwykle zabawna i napisana pięknym, plastycznym językiem. Nie ma tutaj miejsca na nudę, a cała historia jest niezwykle barwnie opowiedziana. Do tego bogato ilustrowana dodatkowo oddziałuje na zmysł wzroku. Miło popatrzeć na piękne obrazeczki i poczytać, i co najważniejsze pouśmiechać się. Książka sprawi, że żadna zębowa wróżka nie będzie już taką tajemniczą postacią. Przy okazji strata zęba, nie musi od razu wywoływać smutku, a wręcz przeciwnie. Polecam.

niedziela, 18 marca 2012

A może małżeństwo?




Autor: Agata Kołakowska
Tytuł: Siódmy rok
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2012
Format: 125 mm x 195 mm
Okładka: miękka
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-7839-012-1
Kategoria: literatura polska



Agata Kołakowska niestety mnie niczym nie zaskoczyła. Pierwsze moje skojarzenia po przeczytaniu książki: gniot i wszechogarniająca nuda. Nudziłam się od pierwszych stron. Tłumaczyłam sobie, że może fabuła się rozwinie i zaciekawi mnie w pewnym momencie. I w takim naiwnym przekonaniu dotrwałam do końca. Sama sobie się dziwię, że udało mi się dotrwać do ostatniego zdania. Siódmy rok jest już trzecią powieścią Agaty Kołakowskiej, więc sądziłam, że powieść będzie dobrze skonstruowana i przemyślana. Nic bardziej mylnego. Na okładce wydawcy czytamy, że pisarka uwielbia ubierać myśli w słowa. Ze słów zaś tworzyć powieści, które pod pozorem lekkości skrywają głębszą prawdę o ludziach. Być może jestem ignorantką, ale nie doszukałam się drugiego dna. Odkryłam jedno i to bardzo płytkie. Agata Kołakowska ukończyła dziennikarstwo i komunikację społeczną na Uniwersytecie Wrocławskim, więc wydawać by się mogło, że ma dobry warsztat pisarski. Nie śmiem oczywiście twierdzić, że autorka nie potrafi pisać, bo jednak aż tak źle nie było. Co jeszcze mnie denerwuje? Przepraszam, ale muszę o tym wspomnieć. W króciutkiej informacji o autorach książek ostatnio króluje taka moda, żeby pisać zdania typu: mieszka z mężem i z kotem, mieszka z mężem i dwójką dzieci i trzema kotami i pięcioma psami. Nie wiem kogo to interesuje i czy jest, to rzeczywiście tak istotna informacja, żeby umieszczać ją na okładce. Dość już marudzenia i oskarżeń. Muszę teraz udowodnić swoje zdanie.

Eliza i Adam są małżeństwem od kilku lat, jednak w pewnym momencie coś zaczyna się psuć między nimi. Podejmują decyzję o rozwodzie, gdyż uważają, że każde z nich tak naprawdę oczekuje od partnera czegoś innego. Eliza pragnie spokoju, stabilizacji i bezpieczeństwa. Adam zaś marzy o wolności, podróżach i bardziej beztroskim życiu. Ich rozstanie jednak nie jest takie typowe, nie ma kłótni, obrażania się, płaczu i krzyków. Rozstają się w całkowitej przyjaźni, która rzeczywiście ich łączy. W ich związku brakuje silnych emocji, pożądania. Eliza prowadzi własną działalność, czyli po prostu sklep z oryginalnymi i stylowymi dekoracjami do domu. Jednak nie wiezie jej się zbyt dobrze i postanawia wycofać się z tego biznesu. Adam natomiast prowadzi sklep wodniacki, czyli deski, silniki, łódki. Wiedzie mu się dobrze. I dopiero po jakimś czasie dochodzimy do pewnego momentu zwrotnego, który zresztą ledwo wychwyciłam. Do sklepu Elizy przychodzi klient i kupuje prezent dla żony. Zostawia jednak w sklepie czarną aktówkę. Eliza nosi ją ze sobą przez cały tydzień z nadzieją, że mężczyzna zgłosi się po zgubę. Dopiero Adam uświadamia jej, ż powinna zajrzeć do środka i na pewno znajdzie jakieś informacje o właścicielu. Zgubę zostawił w sklepie niejaki Krzysztof Lewandowski ginekolog – położnik. Eliza udaje się więc do przychodni, w której pracuje, by oddać do rąk własnych aktówkę. Krzysztof czuje się zobowiązany i chce zaprosić ją na kawę, Eliza jednak odmawia. Mężczyzna jednak się nie poddaje i proponuje jej odprowadzenie do samochodu, na co Eliza wyraża zgodę. Pech jednak prześladuje naszych bohaterów, gdyż winda niespodziewanie zatrzymuje się pomiędzy piętrami. Chcąc nie chcąc muszą ze sobą rozmawiać. Krzysztof opowiada o swoich planach, w których ma zamiar otworzyć profesjonalną klinikę ginekologiczną. Kiedy zostają uratowani, każdy idzie w swoją stronę. Wydawać by się mogło, że tak zakończy się ich znajomość. Jednak kolejnego dnia Krzysztof przysyła Elizie bukiet kwiatów w ramach podziękowania i zaprasza ją na kolację. Eliza jest mile zaskoczona tym gestem. Nigdy nie była rozpieszczana przez swojego męża Adama, który uważał, że kupowanie kwiatów jest bezsensownym trwonieniem pieniędzy, a kwiaty na koniec i tak wylądują w koszu. Adam kiedy widzi kwiaty mimo wszystko jest trochę zazdrosny. Oboje zresztą wewnętrznie czują się dziwnie, ale żadne z nich nie podejmuje rozmowy o uczuciach, które skrywają się gdzieś głęboko w nich. Wiem, że póki co fabuła wydaje się być nawet ciekawa. Jednak wszystko opisane jest jakoś tak powolnie. W pewnych miejscach nawet wręcz chaotyczne przeskakiwanie do różnych miejsc akcji jest męczące i mylące. Narracja prowadzona jest trochę na oślep.

Eliza przyjmuje zaproszenie Krzyśka i idą razem na kolację. Bardzo dobrze im się rozmawia. Krzysztof zwierza się Elizie, że jego żona zażądała rozwodu, a on ją nadal kocha. Cóż za niespodzianka, że Eliza także się rozwodzi. Wszystko w tej powieści jest przewidywalne i banalne. Czytelnik nie poznaje także za bardzo uczuć bohaterów, dostaje jedynie strzępki ich myśli. W każdym razie czują się swobodnie w swoim towarzystwie, a kiedy Eliza opowiada o zamknięciu sklepu i perspektywach na przyszłość, to Krzysztof proponuje jej posadę. Chce by zajęła się promocją kliniki. Eliza z początku jest zaskoczona, tak dawno nie pracowała w swoim zawodzie, że nie wie, czy sobie poradzi z wyzwaniem. Jednak po zastanowieniu zgadza się. W końcu musi rozpocząć nowe życie bez Adama, więc to jest dobra okazja. Adam wyprowadza się z ich wspólnego mieszkania. Wciąż czuje zazdrość i twierdzi, że jego żona nie zasługuje na Krzysztofa. Niespodziewanie Elizę odwiedza jej ojciec Felicjan, który przylatuje z Francji. Okazuje się, że po raz kolejny ożeni się i chciał o tym poinformować córkę i prosić ją, by została jego świadkiem. Czytelnik już nie może się doczekać punktu kulminacyjnego powieści, wciąż czuje się pewien niedosyt i pragnienie zawrotnej i sensownej akcji. Nic się takiego jednak nie dzieje. O, bym zapomniała. Dochodzi w końcu do rozwodu pary głównych bohaterów. Każde z nich postanawia ze swoimi najbliższymi znajomymi opić to rozstanie. Eliza wybiera się na piwo z przyjaciółką Iwoną, a Adam z Robertem. Tak, dobrze się domyślacie, że pójdą do tego samego klubu. I w tym klubie dojdzie do pewnego zakładu. Otóż Adam czuje się zobowiązany, by nie zostawiać swoje byłej żony i przyjaciółki zupełnie samej. Oboje uważają, że znają się doskonale i potrafią znaleźć dla siebie idealnych partnerów. Zakładają się, komu pierwszemu się ta sztuka uda. Powiem szczerze, że cały ten pomysł z zakładem jest żałosny. Nie będę teraz w szczegółach opisywać Wam z kim przypadło im się spotykać. Niech to pozostanie tajemnicą. Zakończenia, które nie zaskakuje też nie zdradzę.

Według mnie styl powieści zbyt prosty, pomysł na fabułę banalny. Życie wewnętrzne bohaterów nakreślone nieznacznie. Może gdyby autorka bardziej zgłębiła psychikę bohaterów, powieść byłaby bardziej zachwycająca. W niektórych momentach brakowało płynnego przejścia między jednym a drugim miejscem akcji. Po prostu nagle akcja przenosiła się w inne miejsce. Dialogi chwilami nawet były zabawne, ale tylko chwilami. Ogólnie książka nużąca i zbyt powierzchownie traktująca bohaterów. Każdy jednak powinien sam się ustosunkować do moich słów. Przecież nikt nie musi zgadzać się z moim subiektywnym zdaniem. To byłoby na tyle. Napisałam ja: mężatka, matka jednego dziecka mieszkająca w północno-zachodniej Polsce, opiekująca się czterema chomikami.

czwartek, 15 marca 2012

Wśród ludzi


Tytuł: Najjaśniejsza gwiazda na niebie
Autor: Marian Keyes
Wydawnictwo: Sonia Draga
Tytuł oryginału: The brightest star in the sky
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Ilość stron: 632
Format: 123 x 195 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Miejsce i rok wydania: Katowice 2011
ISBN: 978-83-7508-389-7



Siadam na górnym schodku, trochę strapiony. Jeszcze raz sprawdzam adres: Star Street 66, Dublin 8. Dom z czerwonej cegły w stylu gregoriańskim z niebieskimi drzwiami i kołatką w kształcie banana. (Jeden z poprzednich mieszkańców był metaloplastykiem-jajcarzem. Wszyscy go nie znosili.) Tak, ten dom jest zbudowany z czerwonej cegły. Tak, w stylu gregoriańskim. Tak, niebieskie drzwi. Tak, kołatka w kształcie banana. Znajduję się we właściwym miejscu. Ale nie ostrzeżono mnie, że mieszka tutaj tylu ludzi.

Czytelnik zostaje przeniesiony do Dublina, do pewnej kamienicy, którą zamieszkują bardzo różni ludzie. Pewnie nie raz zastanawialiśmy się, co w tej chwili robią nasi sąsiedzi, o czym rozmawiają, co jedzą? Teraz możemy zajrzeć do kilku mieszkań, poobserwować i poprzyglądać się, jak upływają dni ich mieszkańców. Kuszące? Zapraszam więc na spotkanie.

Na samej górze mieszka Katie, która pracuje w branży muzycznej. Sama się sobie dziwi, że tak długo utrzymuje się na stanowisku, gdyż -jak twierdzi- nie jest już taka młoda. A w tym biznesie młodzi mają zdecydowanie lepiej. Dopiero kiedy ich firma zostaje sprzedana, zaczyna się martwić o swoją przyszłość. Nie ma żadnych oszczędności, ani planów. Jest przekonana, że nowy właściciel, Conall, zwolni ją w pierwszej kolejności. Czy Katie ma dobre przeczucie? Czy straci pracę, którą naprawdę lubi?

Kolejne mieszkanie zamieszkuje dwóch Polaków, Jan i Andrzej oraz Lydia. Jan i Andrzej przyjechali do Irlandii w poszukiwaniu pracy dla siebie. Jednak praca nie daje szczęścia, obaj tęsknią za ojczyzną. Lidia jest osobą niezwykle inteligentną i na swój sposób dowcipną. Stara się wprowadzić dobrą atmosferę w domu, jednak jej współlokatorzy nie rozumieją jej żartów. Liczą, że Lydia zacznie w końcu sprzątać, przecież to ona jest kobietą. Lydia jest taksówkarską, a w poprzednim wcieleniu była surykatką, dlatego teraz nie lubi wody.

Na pierwszym piętrze mieszka Jemima wraz z psem. Oprócz tego wraz z nią zamieszkuje jej przybrany syn Finn, który wprowadza lekkie zamieszanie do cichej i spokojnej kamienicy. Finn jest ogrodnikiem i ma prowadzić własny program o ogrodnictwie w telewizji. Czy osiągnie sukces?

Matt i Maeve zamieszkują parter. Zakochane i szczęśliwe młode małżeństwo, które wciąż okazuje sobie uczucia. Częsta leżą na kanapie przytuleni do siebie, tworzą jedno ciało. Poznali się w pracy, w której Matt był jej szefem. Na dodatek miał już dziewczynę. Los jednak chciał, by związał się z szaloną Maeve, która do pracy jeździła rowerem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, jednak Maeve nie przestrzegała żadnych zasad ruchu drogowego. Igrła ze śmiercią.
Nieoczekiwanie zjawia się jednak tajemniczy duch, który przemieszcza się pomiędzy piętrami. Z jego obserwacji poznajemy mieszkańców i dowiadujemy się wielu ciekawych informacji o nich. Chociażby to, że w poprzednim wcieleniu Lydia była surykatką. Duch ten nie wiem dokładnie dlaczego zawitał właśnie do tej kamienicy. Ma jedynie 61 dni, by dowiedzieć się jakie jest jego zadanie i wykonać je. Czy mu się uda? A co się stanie jeśli nie będzie potrafił wykonać tego zadania?

Marian Keyes stworzyła piękną i wzruszającą powieść o miłości, przyjaźni, chorobie, zdradzie, życiowych wyborach, po prostu o ludziach. Bohaterowie są bardzo realistyczni, nie są przerysowani i przede wszystkim różnią się od siebie. Każdy z bohaterów jest indywidualnością. Dzięki czemu powieść jest jeszcze bardziej interesująca i dodatkowo naprzemienne opisywanie różnych historii nie staje się nudne. Muszę przyznać, że bardzo ciekawy pomysł na książkę, w której obserwatorem jest duch, przed którym nic się nie ukryje. Piękny i jasny styl dodatkowo zachęca do szybszego czytania. Polecam bardzo serdecznie.

wtorek, 13 marca 2012

Pan Brumm zaprasza




Autor: Daniel Napp
Tytuł:Pan Brumm jedzie pociągiem.
Przekład: Elżbieta Zarych
Wydawnictwo: Bona
Liczba stron: 24
ISBN: 978-83-62836-21-5


Po raz kolejny Pan Brumm gości na moim blogu, tym razem będzie jeździł pociągiem. Jak zakończy się cała historia? Chwilkę cierpliwości. Daniel Napp jest dobrze zapowiadającym się młodym, niemieckim autorem i ilustratorem książek dla dzieci. Mam nadzieję, że może wkrótce zostaną przetłumaczone też inne jego książki. Bardzo bym tego chciała. Do tej pory na polskim rynku ukazały się następujące pozycje serii: Pan Brumm tego nie rozumie, Pan Brumm utknął na dobre, Pan Brumm idzie się kąpać oraz Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie.

Książka zaskakuje już od pierwszych stron, na których możemy znaleźć tory, ale tylko jedna droga może doprowadzić do kurnika. Dziecko może więc zabrać się do pracy. Jeśli jednak sobie nie poradzi, to na ostatnich stronach można znaleźć odpowiedź. Przejdźmy więc do samej treści. Wtorek zapowiadał się całkiem zwyczajnie i Pan Brumm spędzał ten dzień tak samo jak zawsze. Jeździł pociągiem i rozmawiał ze swoim przyjacielem Kaszalotem (rybką). Misiowi marzy się, by zostać maszynistą. Zabrał więc Kaszalota u wspólnie udali się do starego tunelu, a tam oczywiście na torach stała lokomotywa. Mimo obaw Kaszalota, że ktoś ich przy przyłapie, weszli do środka. Pan Brumm nacisnął czerwony guzik i ku ich zaskoczeniu lokomotywa parowa ruszyła z miejsca. Zabawa była przednia, Pan Brumm podśpiewywał sobie piosenkę, o tym jak wspaniale jeździ się koleją. Kaszalot nie był jednak tak entuzjastycznie nastawiony, wciąż obawiał się, że wszystko źle się skończy. Miś tłumaczył, że nic nie może się stać, bo przecież lokomotywa jedzie zawsze tylko prosto przed siebie. Przejeżdżali obok łąki, zobaczyli Ryjka, który ich ostrzegł, że jadą w stronę starego i zniszczonego lasu. Katastrofa wydaje się być nieunikniona, kiedy okazuje się, że Pan Brumm nie może odnaleźć hamulca i sprawia, że lokomotywa zamiast zwolnić, przyspiesza. Pan Brumm jednak wpada na genialny pomysł. Jeśli jesteście ciekawi, jaki to pomysł i jak zakończy się niebezpieczna przygoda, to koniecznie przeczytajcie.

Książka posiada kolorowe ilustracje, które doskonale uzupełniają tekst. Język jest prosty i zrozumiały dla dzieci. W tej serii książek bardzo często Pan Brumm styka się z różnymi problemami. Jednak jeśli ma się przyjaciół i głowę pełną pomysłów, to można wyjść obronną ręką z każdej opresji. Naprawdę polecam.

poniedziałek, 12 marca 2012

Nie taka nauka straszna



Tłumacz: Tomasz Śpiewak
Tytuł: Interaktywny atlas świata
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 50


Tym razem pozycja dla ciekawskich świata. Interaktywny atlas świata pomoże Twojemu dziecku poznać cały świat. A my dorośli wiemy dobrze, że świat skrywa w sobie wiele tajemnic, na które często nie potrafimy znaleźć odpowiedzi. Nie musicie teraz wysilać się nad wymyślaniem odpowiedzi, na trudne pytania. Atlas ten na pewno Wam w tym pomoże.

Książka składa się wielu doskonale wykonanych map, wielu informacji i interaktywnych dodatków ( ruchome modele, przestrzenne makiety, mapki, klapki), które pobudzają wyobraźnię czytelnika i pomagają mu lepiej zrozumieć trudne zagadnienia. Nauka nie musi być trudna, a z tym atlasem naprawdę będzie przyjemna. W pierwszej części atlasu dziecko dowie się podstawowych informacji o tworzeniu map. Zapozna się z takimi pojęciami jak długość i szerokość geograficzna, a dzięki wypustce czytelnik zamieni dwuwymiarową mapę w globus. Muszę przyznać, że to robi naprawdę duże wrażenie. Oprócz tego dowiemy się, jak to się dzieje, że różnych miejscach na ziemi mamy inną godzinę. Strefy czasowe nie będą już takie trudne. W kolejnym rozdziale zgłębimy tajemnice wnętrza ziemi i poznamy procesy, które brały udział w kształtowaniu kontynentów. Wydmy, lodowce i wulkany nie będą już zagadką.

W drugiej części znajdziemy bardziej szczegółowe informacje dotyczące poszczególnych kontynentów i ciekawsze informacje dotyczące danego regionu lub państwa. Przeniesiemy się do Ameryki Północnej, a dokładnie do Stanów Zjednoczonych. Znajdziemy tutaj podstawowe informacje dotyczące wielkości zaludnienia, powierzchni. Znajdziemy także kilka faktów dotyczących Wielkiego Kanionu, który jest jednym z największych wąwozów na ziemi. Wyrzeźbiła go rzeka Kolorado w ciągu kilku milionów lat. Więcej przeczytamy o Kanadzie, gdzie m.in. znajduje się największy wodospad na świecie Niagara. Nie chcę zdradzać wszystkiego, co Was czeka.

Atlas napisany prostym i rzeczowym językiem może zmobilizować dziecko do poznawania i szukania informacji o świecie. Interaktywne dodatki zdecydowanie ułatwiają zrozumienie trudnych procesów zachodzących w przyrodzie. Świat zacznie być ciekawszy i może niektóre zagadnienia zainteresują młodego czytelnika do dalszego zgłębiania wiedzy. Polecam gorąco.

Zakręty losu



Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Tytuł: Zakręty losu
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 353

Przez chwilę poczułam się jak w telenoweli, ale nie ze względu na formę powieści czy jej temat, ale na ostatnie słowa: ciąg dalszy nastąpi. Bardzo mnie złości fakt, że będę musiała czekać na kolejną część, a dokładniej na pięć kolejnych części. Dzięki pani Agnieszce wrażenia i emocje będą dozowane z umiarem, aby nikt się przejadł prozą autorki. Po dzisiejszej lekturze książki, wiem że znudzenie na pewno u mnie nie nastąpi. Teraz trzeba tylko cierpliwie czekać na dalsze losy, a póki co można snuć domysły i przypuszczenia. Ale przejdźmy do treści książki. Postaram się nie zdradzać wszystkich szczegółów, żebyście mieli przyjemność z czytania i odkrywania tajemnic.

Katarzyna Matczak jest główną bohaterką powieści. Jej losy poznajemy w momencie przeprowadzki wraz z ojcem do macochy. Matka osierociła ją w wieku trzech lat, więc ojciec jest dla niej wszystkim. Przeprowadzka jest w pewnym sensie momentem zwrotnym w całej powieści. Jest wstępem do wielkiej miłości i wielkiego dramatu. Kasia mimo obaw, bardzo dobrze dogaduje się z macochą Anią. Trochę gorzej wygląda sytuacja z przyrodnią siostrą – Małgosią. Kaśka postanawia jednak postarać się dla ojca, żeby ich kontakty były względnie dobre. Pierwszego dnia po przeprowadzce Kaśka wychodzi z domu, żeby pobiegać w pobliskim parku. Trenuje koszykówkę, więc musi zachować dobrą kondycję. W tym parku poznaje pewnego przystojnego chłopaka, który ratuje ją przed upadkiem. Nawiązują rozmowę i czują się doskonale w swoim towarzystwie. Krzysztof umawia się z nią na kolejny dzień w parku, by zupełnie niewinnie porozmawiać o nowej szkole i wprowadzić Kaśkę w życie społeczności. Oboje są sobą zafascynowani, choć nie dońca się do tego przed sobą przyznają. Ich uczucia tlą się powolutku, by później wybuchnąć pełnią namiętności. Jednak zanim do tego dojdzie będą musieli zmierzyć się z wieloma problemami. Pierwszym problemem jest fakt, że Krzysztof jest chłopakiem Małgośki. Wszyscy w szkole bardzo się zdziwili, że udało jej się zdobyć Krzysztofa. Nikt nie rozumie dlaczego są razem, bo nikt nie wie, z jakich powodów Krzysztof jest z nią tak naprawdę. Krzysztof jest oczywiście nieziemsko przystojny, pochodzi z rodziny prawniczej. Krzysiek jednak idzie za głosem serca i zrywa z Gośką, która wraca do swojego byłego chłopaka. Tym byłym chłopakiem okazuje się być Łukasz Borowski, starszy brat Krzyśka, który powiązanym jest z mafią narkotykową. Namiętne uczucie Katki i Krzyśka rozwija się bardzo szybko. Jednak pewne wydarzenie doprowadza do ich rozstania. I tu przenosimy się jakby do drugiej części książki, w której poznajemy bohaterów po trzynastu latach, od pamiętnego rozstania.

Czy autorka sprawi, że tych dwoje zakochanych sobie ludzi trafi znów na siebie, czy ich uczucie przetrwało taki okres czasu? Jak poradzą sobie z nowymi trudnościami?

Pani Agnieszka uwielbia w swoich książkach rzucać kłody pod nogi bohaterów, żeby pokazać, że nic nie przychodzi łatwo, ale miłość potrafi przetrwać wszystko. Jak zwykle ciekawa fabuła i zaskakujące zwroty akcji, które nie pozwalają czytelnikowi zapanować nad emocjami. Chce się poznać jak najszybciej zakończenie, pozwolić opaść emocjom i odetchnąć z ulgą, że w końcu wszystko jest dobrze. Doskonałe połączenie dramatu sensacyjnego i wątku romansowego. Nic więcej nie trzeba. A właściwie to trzeba czekać do wiosny na kolejną część. A wiosna już tuż tuż. Polecam.

sobota, 10 marca 2012

Podziękowania

Dziękuję wszystkim za udział w moim pierwszy konkursie. Na przyszłość muszę bardziej się postarać,żeby żadnych błędów nie zrobić (wybacz Aleksnadro:))Paczki już są przygotowane do wysyłki.Dzisiejsze popołudnie spędziłam na pakowaniu, pisaniu listów, przewiązywaniu wstążkami. Mam nadzieję,że będziecie zadowolone z książek oraz z kilku niespodzianek :)A niebawem zorganizuję kolejny konkurs. Lista książek do wygrania już powstaje :)Cierpliwości blogowicze :) Zapraszam do zaglądania na mojego bloga i życzę wielu emocji podczas czytania. A na zakończenie dnia, krótki wiersz Jana Twardowskiego, cały dzień powtarzam go w myślach.

Dobranoc

Noc od dnia ważniejsza
choćby się zdawało
że właśnie jest inaczej
kolejne złudzenie
a przecież nocą można odłożyć swe ciało
posprawdzać czy Bóg jest
skoro jest milczenie i modlitwa

nawet gdy mówić nie sposób
noc ma uszy zamknięte i zdziwione
jak dwa orzeszki klonu
zrośnięte na zawsze
wszystkim po kolei stale przypomina
nocą człowiek człowieka z miłości poczyna
choć dzień krzykacz zagłusza
choć czas mknie jak zając
i noc od dnia jaśniejsza
pocałuj. Dobranoc

piątek, 9 marca 2012

WYNIKI KONKURSU URODZINOWEGO!!!!!!

Witam serdecznie wszystkich czytelników mojego bloga. Pierwszy konkurs zakończony. Cieszę się, że tyle osób wzięło udział. Spodobało mi się to, więc niedługo ogłoszę kolejny konkursik. A teraz wyniki. Tak jak pisałam wcześniej postanowiłam wyłonić kilku szczęśliwców, którymi są:

Aleksandra
Giffin
magdalenardo
marichetti
megii24


Wszystkim serdecznie gratuluję i proszę Was o kontakt w celu podania adresu wysyłki. Mój e-mail: uam20@wp.pl, w tytule wiadomości wpisujcie swojego nicka.

czwartek, 8 marca 2012

Zwierzątka dzieciom



Autor: Urszula Kozłowska
Tytuły: Baranek czyścioszek/Krówka ślicznotka
Wydawnictwo: Wilga
Liczba stron: 10


Tym razem chciałabym Wam zaproponować dwie książeczki z serii Wesołe zwierzątka. Są to pozycje dla najmłodszych czytelników, którym zapewne wesołe przygody zwierzątek przypadną do gustu. Już sama autorka powinna zachęca. Jej doskonały dorobek literacki świadczy o wielkiej wyobraźni. Urszula Kozłowska potrafi przemawiać do dzieci w sposób prosty, zabawny i pouczający.

Na farmie mieszka wiele zwierząt, a wśród nich jest młody baranek. Ma piękne białe loczki, które od razu chce się pogłaskać, jednak musimy pamiętać, żeby to zrobić musimy umyć ręce, bo baranek to czyścioszek. Jest bardzo wesoły i chciałby bawić się z innymi zwierzętami w berka lub w chowanego, lecz boi się, że się ubrudzi. Obserwuje fikającego koziołka, który wszystko wokół obsypuje kurzem, dwie małe świnki, które pluskają się w błocie. Baranek nie wie co ze sobą zrobić. Chciałby gdzieś się schować, byle tylko się nie pobrudzić. Poszedł więc do szopy i tam spędził cały dzień. Z przerażeniem jednak dostrzegł, że cały jego ogonek był czarny od węgla, który gospodarz trzymał w szopie. Kłopot jednak nie trwał długo, gdyż deszczyk wszystko zmył. Pamiętajmy więc, że wystarczy trochę wody i już każdy jest czyścioszkiem.

Krówkę ślicznotkę na pewno każde dziecko polubi, gdyż nie da się jej nie lubić. Krówka bardzo lubi się stroić, jest urodzoną modelką. Na grzbiecie ma piękne łatki a za uchem kwiatek. Każdy kto ja zobaczy od razu myśli, że jest ślicznotką. Wszystkie jej koleżanki podziwiają jej piękne oczy i złoty dzwoneczek przy szyi. Pewnego razu konik zaprasza krówkę na tańce, które organizuje konik polny na łące. Jednego razu nasza krówka troszeczkę przesadza ze strojeniem: na ogonie ma kokardkę, na głowie wianek z kwiatków. Wszyscy się zastanawiają, czy to jest ich krówka strojnisia, czy to na pewno ich ślicznotka? W czasie spaceru jednak wstążka z ogonka spadła, wianek zjadły kozy a krówka się rozpłakała. Dla jej przyjaciół te dodatki nie są ważne, bo dla nich zawsze będzie ślicznotką.

Piękne rymowane wierszyki bardzo łatwo wpadają w ucho. Ilustracje Moniki Stolarczyk doskonale odzwierciedlają sytuacje opisane w tekście. Oba wierszyki uczą, że dla prawdziwych przyjaciół zawsze będziemy ważni, nawet jeśli troszeczkę będziemy się wyróżniać. Dodatkowym atutem całej serii jest nietypowy kształt książeczek, który także może zachęcać i działać trochę jak magnes. Polecam serdecznie całą serię.

środa, 7 marca 2012

Złapmy sobie demona+przypomnienie o konkursie

Autor: Jana Oliver
Tytuł: Córka łowcy demonów
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 396

Wilkołaki? Nie. Wampiry? Nie. Ostatnio właśnie te postaci najczęściej zostają bohaterami książek dla młodzieży. Tym razem główną rolę świata paranormalnego odgrywają demony, pochodzące z Piekieł. Książka mimo innowacyjnej tematyki, nie zaskakuje jednak atak bardzo. Zresztą każdy ma prawo mieć inne odczucia. Oczywiście, nie uważam, że powieść jest kiepska, wręcz przeciwnie. Wciąga od samego początku, z każdą kolejną stroną chcemy więcej i więcej. Co zaś się tyczy samej treści.

Główną bohaterką jest Riley Blackthorne, siedemnastoletnia dziewczyna mieszkająca z ojcem Paulem. Jej matka zmarła dawno temu, więc ojciec jest jej najbliższą osobą. Jak zwykła nastolatka uczęszcza do szkoły, ma przyjaciela Petera, z którym często prowadzi dyskusje przez telefon. Jednak w wolnym czasie zajmuje się dość nietypowym zajęciem, otóż, jest łowczynią demonów. Paul nie popiera córki w jej wyborze, ale sam wie, że nic nie może na to poradzić. W końcu on jest jednym z najsłynniejszych łowców demonów. Riely więc pod jego czujnym okiem uczy się na przyszłą łowczynię. Trzeba przyznać, że jest bardzo uparta i wytrwała w dążeniu do upragnionego celu. O bezpieczeństwie w tym zawodzie nie ma mowy, a bohaterka przekonuje się o tym już na samym początku.

Udaje się do biblioteki, by schwytać tzw. Biblio-demona. Trójki, bo do takiej kategorii się go zalicza, nie powinien sprawić Rile kłopotów. Jednak okazuje się, że demon mimo, że został schwytany i schowany do kubka dla dzieci, z kimś współpracował. Z półek wylatywały książki i spadały regały. Wszyscy obecni byli przerażeni. Rile została lekko ranna, czuła się jednak fatalnie, gdyż uważała, że zawiodła ojca. Zostaje wezwana do szkoły Gildii, gdzie zostaje rozpatrywane jej dalsze szkolenie. Nikt jej nie wierzy, że zrobiła wszystko jak należy. Jednak nagranie z biblioteki pokazuje, że rzeczywiście demon z kimś współpracował. Wszystko wydaje się być coraz bardziej niebezpieczne, gdyż nigdy nie było tak, żeby demony niższych klas współpracowały z innymi. Widocznie Lucyfer ma jakiś szatański plan. Rile uświadamia sobie także, demon wymówił jej imię, nigdy wcześniej tego nie robiły.

Wszystko nabiera rozpędu kiedy ojciec Riley ginie z rąk demona. Nie mógł mu pomóc nawet jego podopieczny Beck, który musi teraz zaopiekować się córką swojego nauczyciela. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o nekromantach, wiedźmach, czarownicach, to koniecznie przeczytajcie. Jeszcze wiele faktów do odkrycia.

Książkę czytało się bardzo szybko, a powodem tego była dobrze skonstruowana fabuła i lekki język. Nie było zbędnych ozdobników tylko konkretne fakty. Trzeba przyznać, że autorka wykazała się wspaniałą wyobraźnią i potrafiła umiejętnie prowadzić czytelnika przez swój świat. Wartka akcja i dynamiczne sceny walki z demonami są doskonałym uzupełnieniem całości. Książkę polecam. Warto sięgnąć i poznać różnice między łowcą a pogromcą.

Recenzję można znaleźć także na stronie webook.pl:TUTAJ



Przypominam o konkursie u mnie na blogu.Dziś ostatni dzień.

wtorek, 6 marca 2012

Niech inni prowadzą wojny. Ty, Austrio, zawieraj małżeństwa


Tytuł: Kod cesarza
Autor: Gerd Schilddorfer i David G.L. Weiss
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 504




Wiedeń, godz. 21

Na początku marca Wiedeń ze względu na deszczową pogodę znów należy do wiedeńczyków. Turyści omijają miasto wobec tego ulice o tej porze są zupełnie puste. Pod kościół Świętego Ruprechta podjeżdża czarna limuzyna na tablicach rejestracyjnych należących do placówki dyplomatycznej Chin. Z samochodu wychodzi dwóch mężczyzn i od razu udają się do kościoła. Stają przed bocznym ołtarzem, gdzie znajduje się kilka tuzinów świec. Nagle jeden z mężczyzn nie odwracając wzroku ani na sekundę z empory, wyciąga z płaszcza pistolet i przystawia lufę do głowy drugiego mężczyzny. Rozlega się cichy trzask kości. Następnie gasi kilka świec, po czym spokojnym krokiem wychodzi z kościoła.



Właśnie tak zaczyna się cała historia, która z każdą przeczytaną stroną zaczyna wciągać czytelnika coraz bardziej. Czy można sobie życzyć lepszego debiutu? Autorom udało się skonstruować ciekawą fabułę z bardzo rozbudowanymi wątkami, które wprowadzają nas w zupełnie inny świat. Świat, w którym nie wszystko zależy od nas i gdzie dobro nie zawsze zwycięża zło.

Zwłoki w kościele są tylko początkiem wszystkich kolejnych sytuacji. Oczywiście mamy komisarza Brenera, który prowadzi śledztwo w sprawie tego morderstwa. Jednak otrzymuje on od komendanta rozkaz, by zbytnio nie przejmował się całym śledztwem i zajął się nim bardzo pobieżnie. Na miejscu pojawia się także dziennikarz Paul Wagner, który zresztą nie przepada za komisarzem. Obaj odkrywają, że świece tworzą litery LI. Czują, że jest to jakaś wskazówka, które pomoże rozwikłać im zagadkę. Wagner udaje się więc do przyjaciela sprzed lat, profesora Siny, który jest cenionym i znanym na całym świecie badaczem średniowiecza. Aktualnie od kilku lat zamieszkuje w ruinach średniowiecznego zamku z dala od ludzi. Z nikim się nie kontaktuje i z nikim nie rozmawia. Cierpi po utracie żony Clary, a za jej śmierć obarcza właśnie Wagnera. Paulowi jednak udaje się spotkać z przyjacielem, któremu opowiada o tajemniczych literach znalezionych przy zwłokach. Sina nic nie odpowiada, podaje tylko Wagnerowi karteczkę, na której widnieje napis:

A+E+I+O+U=1+5+9+15+21=51
Cyframi rzymskimi: LI


Wagnerowi jednak te cyfry i litery niczego nie wyjaśniają. Sina wyjaśnia mu, że zabójca prawdopodobnie chciał, by to właśnie oni razem zajęli się tą sprawą. Wyjaśnia także, że zabójca zostawił kilka wskazówek, które tylko oni mogą rozszyfrować. Po pierwsze zabójstwa dokonano w najstarszym kościele w Wiedniu. Po drugie Ofiarą jest przewodnik, czyli osoba, która pokazuje coś innym. Po trzecie na emporze w tym właśnie kościele znajduje się napis AEIOU, litery tworzyły sumę 51. Sina zaczyna opowiadać o Fryderyku III i jego słynnym kodzie, który przez ponad pięćset lat nie został rozszyfrowany. W 1439 roku cesarz Fryderyk wkroczył do Wiednia. Fryderyk był niezwykłym człowiekiem, pełnym sprzeczności. Kochał tajemnicze napisy i wieloznaczne zagadki, które ukazywały swój prawdziwy sens dopiero wtedy, gdy ktoś je badał z kilku poziomów myślowych jednocześnie, zamiast rozpatrywać tylko to, co było widoczne na pierwszy rzut oka. Cesarz był człowiekiem o wysokim morale, bezlitosnym idealistą, ostatnim królem niemieckim koronowanym w Rzymie na cesarza przez papieża. Mimo to rządzenia nie uważał za rzecz najważniejszą. Był chciwy, a mimo to kolekcjonował kamienie szlachetne. Był tez drobiazgowy, a te pięć liter wypisywał na każdym ważnym skrawku papieru. Jak widzicie wątki tak szybko i płynnie się ze sobą przeplatają, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego ogarnąć od razu. Oprócz tego autorzy przenoszą nas także w przeszłość. Poznajemy więc alchemika Faustusa, który pracuje nad jakimś niezwykłym specyfikiem. Niestety zostaje zabity przez tajemniczych mężczyzn. Miejsca akcji są różnorodne i tak na przykład przenosimy się także do Portugalii, do Almouriel, gdzie pewien mężczyzna morduje turystkę. Na jej czole wyrył słowo Agnes, a następnie za pomocą rurki wprowadził jej do żołądka gaz bojowy. Następnie ułożył jej ciało w pobliżu rzeki Tag. Gaz bojowy, który z niej wypływał dostawał się do rzeki. Jak się później okazało spowodowało to katastrofę ekologiczną (na tafli widać było martwe ryby). Wkrótce także ma miejsce trzecia zbrodnia, w kościele św. Karola. Morderca zostawia wskazówki, które prowadzą do osoby Fryderyka III.

Z każdym rozdziałem czytelnik zostaje zaskakiwany coraz to nowymi faktami, które po prostu układają się w sensowną całość. Wiele miejsc akcji sprawia, że cała fabuła jest bardziej dynamiczna i bogatsza. Prosty styl, wartka akcja, powoli odkrywane tajemnice są niewątpliwym atutem tej książki. Jeśli więc chcecie pobawić się w detektywa i dowiedzieć się, czy bohaterom uda się rozwikłać zagadkę tajemniczego napisu i co z tym wszystkim mają wspólnego templariusze czy Zakon Płonącej Gwiazdy, to musicie przeczytać. A jakie jest zakończenie? Zaskakujące. Polecam.

poniedziałek, 5 marca 2012

Mania mniamania


Autor: Agata Muszalska
Tytuł: Lenio, czyli mania mniamania.
Wydawnictwo: Czuły barbarzyńca
Liczba stron: 27

Ciężko jest dziecku wytłumaczyć na czym polega zdrowe odżywianie, czym jest ekologia. Dla małego człowieka są to abstrakcyjne pojęcia. No jak wytłumaczyć maluchowi, że nie może ciągle jeść czekolady? Ciężko. Książka ta może być punktem wyjścia właśnie do takich dyskusji i rozmów. W dzisiejszym świecie, tak zabieganym i szalonym, czasem ciężko się w nim odnaleźć, nam dorosłym nie jest łatwo, a co dopiero dzieciom.

Lenio jest miejskim ptaszkiem, który tak naprawdę nie ma nic ciekawego do roboty, stąd też się wzięło jego imię. A co robi w ciągu dnia? Pływa, lata i w locie często rysuje gwiazdki, domki, choinki. A czym się żywi Lenio? Otóż o jedzenie jest bardzo trudno, gdyż trzeba się trochę naszukać, ale pewnego razu:

Nagle z nieba spada cud:
ni to glista, ni to glut.
Połkniesz toto bez gryzienia.
To ideał jest jedzenia!


Oprócz ciekawej historyjki o Leniu dodatkowo na kilku stronach można znaleźć ciekawe zagadki, które mogą stać się pretekstem do dalszych rozważań. Znajdziemy tam m.in. pytania dotyczące tzw. dodatków dodawanych do żywności, czyli słynne E- składniki. Dziecko też ma w czasie lektury do wykonania kilka zadań np.: musi odnaleźć wśród kolorowych ilustracji ptaki, wyrazy rozpoczynające się na kolejne litery alfabetu. W tym samym czasie Lenio trafia do sklepu, w którym pełno przedmiotów z reklamy. Jednak mądre i przemyślane ilustracje zachęcają do zakupu zdrowej żywności. Reklamowe slogany zachęcają do prawidłowego odżywiania: Dziś promocja wyjątkowa, szklankę mleka poda krowa. Jednak Lenio wpadł w manię mniamania i zjada wszystkie niezdrowe przekąski: batony, cukierki, a takie objadanie nie doprowadzi do niczego dobrego. Przejedzonego Lenia spotkał kot. Lenio szybko chce odlecieć, lecz jego potężny brzuch nie pozwala mu się wznieść w powietrze. I rozrobił ptaszek? Odepchnął się dziobem i poturlał się na śmietnisko. I tutaj pojawia się kolejne zadanie dla maluchów; muszą rozdzielić śmieci do odpowiednich pojemników.

Książka niezwykle pouczająca i poruszająca bardzo ważne problemy. Musimy dbać o środowisko i najlepiej zaczynać od siebie i najbliższych. Zabawny tekst i doskonałe ilustracje doskonale się uzupełniają. Książkę naprawdę szczerze polecam. Pamiętajmy:

Nie opycha się już Lenio
świństwem zabarwionym chemią.
Każdy dzień nam szansę daje,
aby zmienić złe zwyczaje.


Blogowicze, do dzieła.

Maskarada, maskarada


Autor: Penny Jordan
Tytuł: Maskarada
Wydawnictwo: Mira
Liczba stron: 224

Kolejna książka, która nadaje się na pierwsze lekko wiosenne poranki. Lekka, łatwa i nieskomplikowana fabuła pozwoli nam odetchnąć i z uśmiechem rozpocząć dzień. A czego dokładnie dotyczy treść? Pozwolę sobie trochę Was z nią zapoznać.

Po kilku latach pracy w Londynie Christy Mardsen powraca do domu rodzinnego. Tak się złożyło, że matka po ciężkiej operacji serca potrzebowała opieki, więc Christy chciała się nią zająć. Jednak wspomnienia z lat młodości powróciły, kiedy dowiedziała się, że lekarzem jej matki jest jej dawny przyjaciel Dominic Savage. Kiedyś ich rodziny bardzo się przyjaźniły. Christy jednak zakochała się po same uszy w starszym od siebie o osiem lat Dominicu, który traktował ją jak siostrę. Wciąż w myślach widziała pamiętną scenę. Pechowego wieczoru udała się do niego w obcisłej bluzce i po prostu powiedziała, że chce się z nim kochać. On jednak ją wyśmiał i wyzwał od dziwek. Christy rzeczywiście tak się poczuła i nie mogła znieść takiej zniewagi i tak nieczułego potraktowania przez Dominica. Ta rysa na sercu tkwiła w niej przez kolejne lata, które spędziła poza rodzinnym miastem, by tylko nie przebywać w pobliżu Dominica. On zresztą także wyjechał do Stanów na studia medyczne i też opuścił miasteczko, by po latach znowu powrócić. Teraz kiedy znowu musiała zmierzyć się z nim, rana w sercu wciąż bolała. Usilnie więc próbowała unikać młodego lekarza, jednak na nic to się zdało. Christy wciąż zachowywała się jak dziecko i bardzo szorstko rozmawiała z Dominice, który z początku nie wiedział o co jej chodzi. Jednak młodzieńcza miłość do Dominica przetrwała, choć Christy z początku się do tego nie przyznawała. Zaczynają się coraz częściej spotykać, by potem znów się unikać. Każde z nich czuje, jak rośnie w nich pożądanie, które zaczyna zamieniać się w miłość. Jednak niespodziewanie na ich drodze staje inna kobieta. Christy jest zazdrosna i nie potrafi sobie z tym poradzić. Czy drogi zakochanych przyjaciół w końcu się zejdą? Przeczytajcie, a się dwoiecie.

Styl powieści (właściwie powieściątka) mało wyszukany. Kreacje bohaterów mało wnikliwe i powierzchowne. Najważniejszym uczuciem jest dla nich oczywiście pożądanie, na którym opiera się cała fabuła. Książka przewidywalna, spokojna i mimo wszystko dająca wytchnienie, którego czasem nam potrzeba. Warto przeczytać? Nie wiem, czy trzeba koniecznie wpisywać na listę „do przeczytania”, ale jeśli znajdzie się pod ręką, to można sobie uprzyjemnić wieczór lub poranek.

piątek, 2 marca 2012

Tacierzyństwo


Autor: Petr Šabach
Tytuł: Podróże konika morskiego
Wydawnictwo: Afera
Liczba stron: 155


Już kolejna książka czeskiego pisarza Petra Šabacha trafia w ręce polskiego czytelnika. Wszystko dzięki Wydawnictwu Afera, które propaguje m.in. właśnie jego twórczość. I muszę przyznać, że bardzo cieszy mnie ten fakt. Literatura czeska staje się coraz bardziej popularna i może zainteresować i odnaleźć kolejnych odbiorców. O samym Bachu pisałam już wcześniej, kiedy zajmowałam się recenzją jego książki Gówno się pali! Tym razem czytelnik otrzymuje zdecydowanie coś lepszego, bardziej zabawnego (choć nie wszyscy tak uważają), przemyślanego i bardzo prawdziwego i osobistego. Tym bardziej, że Šabach opisuje w tej książce swoje własne przeżycia. Jest to dziennik młodego ojca na tacierzyńskim, z drugiej strony to raczej rozliczenie Šabacha z własną przeszłością

W dzisiejszych czasach ojciec na tacierzyńskim jest coraz częściej spotykany, a więc spróbujmy sobie wyobrazić, jak czuł się Šabach, kiedy w latach 70-tych zrezygnował z własnej kariery i pozwolił własnej żonie dalej się rozwijać zawodowo. Socjalistyczny reżim, ludzie poszukujący stabilizacji i w tym wszystkim Šabach udający się na urlop ojcowski. W tamtych czas na pewno uznawany był za odludka, bo nikt inny nie zdobyłby się na takie poświęcenie i odwagę.

Powiedziałem, że największym nieszczęśnikiem w całym świecie przyrody jest konik morski, do którego samiczka wkłada jajeczko, a on musi urodzić, podczas gdy ona już rozgląda się za kolejnym frajerem. Oświadczyłem, że świetnie go rozumiem i że chyba wytatuuję go sobie na klacie.

Bohaterem książki jest prawdopodobnie jedyny mężczyzna w Pradze, który podejmuje się opieki nad synkiem. Z początku wszystko wydaje się doskonale układać. Pobudka, śniadanie, spacer do parku, drzemka, obiad, budowa garażu….I tak każdy dzień staje się podobny do poprzedniego. Podczas spaceru zauważa, że jest jedynym mężczyzną wśród innych kobiet z dziećmi. Z początku wszystkie matki go obserwują i próbują zgadnąć, dlaczego ojciec zajmuje się dzieckiem. Całe to przebywanie z Pepinem, to dla naszego bohatera bułka z masłem: Właściwie nie mam na co narzekać. Zaraz pójdziemy sobie na dwór, będziemy rozmawiać, rozglądać się, wygrzewać na słoneczku, potem sobie coś zjemy i jakoś nam czas zleci. Po obiedzie się położymy, a po drzemce znowu pójdziemy na spacerek. Matko jedyna, przecież to żadna filozofia! Niestety ta sielanka w pewnym momencie się kończy i nic nie jest już takie łatwe i proste. Jego życie trochę się zmienia kiedy postanawia podjąć się pracy jako nocny stróż. Brakuje mu snu, a w jego głowie pojawiają się dziwne myśli. Potrzymam Was jednak w niepewności i nie zdradzę, jak zakończy się przygoda.

Najważniejszym jednak według mnie tematem, który porusza Šabach jest więź rodząca się między ojcem a synem, a także dorastanie i dojrzewanie do nowej roli ojca. Rola, którą jednak w cale nie jest tak łatwo odegrać, gdyż w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, jaka na nas ciąży odpowiedzialność. Trzeba zadbać o bezpieczeństwo dziecka, o jego kontakty z rówieśnikami i wszechstronny rozwój. Doskonały język zabarwiony dowcipem i humorem na wysokim poziomie jest nieodłącznym elementem Podróży… Z jednej strony beztrosko i zabawnie, a z drugiej strony czytelnik otrzyma garść słodko-gorzkich mądrości. Polecam Wam wszystkim.

czwartek, 1 marca 2012

Misiowo


Autor: Greta Carolat, Susanne Mais
Przekład z języka niemieckiego: Edyta Panek
Tytuł: Miś Byś i przyjaciele
Wydawnictwo: Jedność

Tym razem nasze dzieci przeżyją zabawne przygody z pewnym mały Misiem Bysiem. Już samo jego imię jest milutkie, tak samo jak cała treść książki. W książce znajdziemy trzy historyjki, które traktują m.in. o przyjaźni, oczywiście tej prawdziwej, o dzieleniu się z innymi.

Miś Byś ma wspaniałego przyjaciela Mozarta, z którym bardzo lubi spędzać wolny czas. Pomysły na wspólną zabawę mają naprawdę szalone. Miś przynosi nocnik napełniony wodą i chcą w nim puszczać statki. Jednak Byś jest tak zaaferowany pływającym statkiem, że całkowicie zapomina o obecności Mozarta i nawet nie daje mu się pobawić. Mozart więc ściąga z półki betoniarkę. Jednak od razu Bysio mu ją zabiera. Bysio nie chce podzielić się zabawką. Bysio wsypuje cukier do betoniarki i pokazuje Mozartowi jej działanie. Mozart jednak nie jest zadowolony, ponieważ to on chciał się nią pobawić. Bysio stwierdza, że mały dzik nie może się nią bawić, bo jest to nowa zabawka. Bysio daje mu plastelinę i Mozart zaczyna lepić kolorową piłkę. Zabawa jednak się kończy gdyż po Mozarta przychodzi tata i zabiera go domu. Kolejnego dnia Mozart znowu odwiedza Bysia, który od razu chwyta za swoją betoniarkę. Mozart ma ze sobą plecak, jednak nie otwiera go i zaczyna bawić się pacynkami. Dzik przedstawia scenkę, w której jedna z pacynek jest tak samo skąpa jak Bysio. Mały miś od razu chce wyrwać Mozartowi pacynki. Mozart nie chce już zabawek Bysia i z plecaka wyciąga zabawki, które pożyczyła mu wiewiórka Elma. Misia oczywiście ogarnia wielka ciekawość. Mozart pozwala Bysiowi bawić się razem z nim. Nawet dzielą się czekoladą na pół.

Oprócz tego przeczytacie o tym jak biedy Byś miał miód na głowie i różnymi sposobami próbował się go pozbyć, a także jak Krecik Feliks pozbył się ruszającego zęba. Książeczka napisana pięknym językiem. Dialogi doskonale wkomponowane w całość. Do tego duży format książki i barwne ilustracje, na pewno znajdą wielu odbiorców. Polecam.

PS.PRZYPOMINAM O KONKURSIE NA MOIM BLOGU. ZAPRASZAM DO UDZIAŁU.