wtorek, 24 czerwca 2014

Plenerowy kiermasz książki w Szczecinie

W końcu!!!! Już nie mogę się doczekać tego weekendu. W dniach 27-29 czerwca w Szczecinie na Placu Lotników odbędzie się plenerowy kiermasz książki "Miasteczko Literackie". Zapraszam wszystkich serdecznie. Ja się na pewno pojawię,więc w razie czego możemy się spotkac przy kawie, pogadać i wspólnie pobuszować wśród stoisk z książkami. Trzeba tam być! Niecierpliwie czekam na spotkanie z autorką Pochłaniacza, czyli Katarzyną Bondą. Wszystkie informacje, dokładny program znajdziecie TU.

środa, 18 czerwca 2014

Tam, gdzie ... wyobraźnia rządzi! + stos


 
 
Autor: Maurice Sendak
Ilustracje: Maurice Sendak
Tytuł: Tam, gdzie żyją dzikie stwory
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Liczba stron: 40




 

Gdyby moja córka żyła w czasach kiedy po raz pierwszy książka się ukazała, to byłaby w siódmym niebie. Nie znam nikogo, kto tak jak ona, uwielbia się bać, a wieczorami musze opowiadać bajki o potworach, dzikach i sikających wróżkach. Kiedy w 1963 roku w Stanach Zjednoczonych ukazała się książka nie spotkała się wielkim zainteresowaniem. Nie! Źle napisałam, zainteresowanie wokół siebie wywoływała, jednak zewsząd zbierała negatywne opinie i recenzje. W końcu Sendak zaproponował zupełnie nową jakość, która przełamywała pewien utarty schemat bohatera dla dzieci, którym  była Myszka Miki czy Kaczor Donald. Nie da się ukryć, że w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku królowały postacie wykreowane przez Diney’a. A co zaproponował Sendak? Ponure i straszne ilustracje, które kompletnie nie wpisywały się w utarty schemat kolorowych i słodkich obrazeczków. Jednak współcześni autorzy zaczęli się zastanawiać i dywagować, że może Sendak ma rację i należy zacząć dzieci oswajać ze wszystkimi emocjami, a w szczególności z tymi złymi. Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie książka została okrzykniętą i uznana za jedną z najważniejszych książek obrazkowych. Jednak sami musicie się przekonać.
 
 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 

Być może na dzisiejszych czytelnikach książka nie zrobi wrażenia i przejdą obok niej obojętnie. Być może zachwyca się ilustracjami, które w końcu pokazują prawdę, emocje, które tkwią w każdym z nas. Strachy i lęki, które w końcu towarzyszą nam od najmłodszych lat. Zapraszam was na wędrówkę z Maxem. Wędrówkę w świat wyobraźni, która przecież nie raz ratowała nas z opresji albo wręcz przeciwnie, płatała nam figle i tworzyła potwory w szafie i straszydła podłóżkowe. Max to psotnik  i rozrabiaka. Przebrany za wilka wyczyniał jedną psotę za drugą. A to straszył biednego psa, a to budował namiot i wbijał prawdziwe gwoździe w ścianę. W końcu mama nie wytrzymała i wysłała Maxa do łóżka, a co najgorsze bez kolacji. Max wcale się jednak tym nie przejął i powoli powoluśku w jego pokoju zaczęły rosnąć drzewa. Prawdziwe drzewa! Las tworzył się na jego oczach, a ściany otworzyły przed nim cały świat, w który bez zastanowienia Max wszedł. I pożeglował łódką tam gdzie żyją dzikie stwory. Stwory nie były jednak przyjaźnie nastawione wobec przybysza i zaczęły ryczeć i krzyczeć. Jednak Max okazał się najprawdziwszym dzikusem i bez problemów poradził sobie z gromadą potworów i straszydeł. I rozpoczęły się dzikie harce. Jednak nawet najdziksze wybryki mają swój koniec i po pewnym czasie Max najzwyczajniej w świecie zatęsknił za domem, za mamą… I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeniósł się do swojego pokoju, a tam na stoliku czekała na niego smaczna kolacja.
 
 






 

 

Znakomita książka, która bez ogródek pokazuje negatywne emocje złości i buntu, które tkwią w każdym dziecku. Cieszę się, że Sendak poruszył w tamtych czasach ten temat. Pokazał, że takie zachowanie jest normalne, że trzeba się zmierzyć z tymi emocjami, choć nie jest to łatwe zadanie. Często właśnie wyobraźnia może nam w tym pomóc i oswoić się ze złością i zrozumieć choć trochę ten młodzieńczy bunt. Ilustracje Sendaka wciąż zachwycają i to one są tutaj najważniejsze. One mówią więcej niż słowa, które zostały okrojone do minimum. Ilustracje uzupełniają tekst, dopowiadają i tworzą wokół siebie aurę tajemniczości. I tylko troszeczkę przerażają. Polecam.


A niebawem na blogu...

 

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Literowy zawrót głowy!


 
 
 
 
Autor: Jan Bajtlik
Tytuł: Typogryzmol
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Liczba stron: 156

 

Zawsze kiedy sięgam po tego typu książki zastanawiam się skąd ludzie biorą swoje pomysły, gdzie poszukują inspiracji, natchnienia. Na pozór, wcale nie jest łatwo stworzyć dobrą i wartościową książkę interaktywną, która nie opierałaby się jedynie na zliczaniu kolorowych parasolek czy piesków. Na rynku wydawniczym pełno tandety i banalności, bez pomysłu i polotu. Nie wspominam już nawet o szacie graficznej, która musi być wyrazista, charakterystyczna, po prostu inna niż wszystkie. Łatwo nie jest, ale Janowi Bajtlikowi udało się odnieść sukces. Jan Bajtlik to młody, dobrze zapowiadający się artysta-grafik. Zdobył mnóstwo nagród i wyróżnień za swoje prace, głównie plakaty. Książka, do której was zachęcam jest jedynie rozwinięciem pracy dyplomowej pod tym samym tytułem. Nie ma tutaj nudy. Zresztą musicie zobaczyć sami.
 
 



 

 

 

Już dziś każdy z nas może zostać współtwórcą książki. Wystarczy otworzyć na dowolnej stronie i zacząć działać. Dla mnie pozycja genialna, która oswaja już czterolatki z obecnością liter, które łamią wszelkie konwenanse. Ba! Litery działają, aktywizują, budują, łączą, stapiają się z codziennością. Książka, w której możecie bezkarnie gryzmolić, mazać, zaznaczać, wycinać, kolorować. Możecie tworzyć, uczestniczyć w magicznym przedstawieniu liter, które wydawać by się mogło, że nawołują ze wszystkich stron: znajdź mnie! Już na pierwszej stronie możemy sobie, tak dla rozluźnienia, pobazgrolić. Oprócz tego weźmiecie udział w niezwykle intensywnym wyścigu ślimaków. Spotkacie bezzębnego krokodyla. Nie uwierzycie, ale te podstępne litery zamienią się w ubrania cyrkowców, przybiorą na pozór wygląd normalnych ludzkich twarzy ,utworzą gwiazdozbiory, kleksy z atramentu. Zamienią się w Big Bena, zabiorą nas do Paryża na słynną wieżę. Zapewniam was, że czas spędzony z głową w tej książce nie będzie czasem straconym. Zresztą zobaczcie sami. Polecam baaaaardzo.
 
 
możesz wszystko!

środa, 4 czerwca 2014

O stole, który uciekł do lasu.


 
 
 
 
Autor: Stefan Themerson
Ilustracje: Franciszka Themerson
Tytuł: O stole, który uciekł do lasu.
Wydawnictwo: Fundacja Festina Lente
Liczba stron: 20

 

 

Jestem czasownikiem – pisał o sobie. – Przez miliardy lat nie byłem, teraz się dzieję i wkrótce przestanę się dziać.

 

 

Kiedy przeczytałam tę książkę nie mogłam przestać myśleć, że mimo iż powstała już w 1940 roku, wciąż jej przesłanie jest aktualne. I w dzisiejszych czasach, kiedy na każdym kroku wszyscy przypominają nam o ekologii, o segregowaniu śmieci, o naturalności, o zdrowiej żywności. W czasach wojen, rozwoju gospodarczego, rozwoju myśli ludzkiej pędzimy niczym wiatr do przodu, do góry, do nieba. To co naturalne zostaje w tyle, zapominamy już jak wygląda łąka pełna maków albo pole pszenicy. Teraz nasza ekologia ogranicza się do wyboru jajek z chowu klatkowego lub ekologicznego. Jednak czy musimy ciągle wybierać? Nie możemy po prostu żyć tak zwyczajnie i naturalnie?

 

Stefan i Franciszka Themersonowie to duet doskonały, uzupełniający się  i doskonale się rozumiejący. W latach 30. Zeszłego stulecia byli czołowymi postaciami polskiej awangardy filmowej. I właśnie z tej filmowej strony bardziej ich znam i pamiętam. Wszystko dzięki zajęciom na studiach z Historii filmu. Stefan Themerson to artysta, poeta, pisarz, filozof, kompozytor. Człowiek wszechstronnie uzdolniony i konsekwentnie dążący do celu. Ukończył studia na w Warszawie na kierunku fizyka i architektura. Wraz z żoną tworzyli filmy awangardowe, do których obejrzenia was zachęcam. Polecam szczególnie Przygodę człowieka poczciwego. Wspólnie stworzyli Spółdzielnię Filmową i wydawali pismo „f.a.”, czyli film artystyczny. Właśnie wtedy powstało mnóstwo książek dla dzieci: on-pisał, ona-ilustrowała. Wszystkie pieniądze zarobione z książek przeznaczali na wydawanie swoich awangardowych filmów, w których abstrakcję łączyli z nauką. Bawili się światłem i cieniem, wciąż eksperymentowali.

 




 
 
 

Pierwsza wersja tej książeczki ukazała się w Mojej Gazecie, w dodatku dziecięcym do polskiej gazety, wydawanej w Paryżu. Prosta historia, w której stół, drewniany stół ucieka do lasu. Zostawia cywilizację, rzeczywistość zniszczoną przez okrutną wojnę, w której ludzie zostali odarci ze wszelkich ludzkich emocji i zachowań. Stół na nowo dołącza do drzew, od których pochodzi, z którymi czuje się związany. Opuszcza zgiełk i gwar, który zastępuje cisza. Stół wrasta nogami w ziemię, wypuszcza liście. Odzyskuje utracone życie. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Fetina Lente odkopuje takie perełki przekazuje je dzieciom w doskonałej formie. Książka ożywiona, bądź tzw. książka hybrydowa, to połączenie zwykłego tekstu i ilustracji z głosem lektora, animacją, muzyką i zabawą z dźwiękami. Dodatkowo za pomocą kodu QR możemy pobrać interaktywną aplikację. Niestety jest ona dostępna jedynie przez iPhone’a lub iPada, więc niestety nie byłam w stanie sprawdzić, co tam się dokładnie znajduje.

 

Doskonała opowiastka dla najmłodszych w doskonałej szacie graficznej. Widać, że autor uwielbiał zabawę typografią, więc nielinearny tekst to podstawa tego wierszyka. Polecam.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Przebudzenie


 
 
 
 
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Tytuł: Przebudzenie. Łatwopalni II
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 284

 

Agnieszka Lingas-Łoniewska zdecydowanie zaczęła coraz bardziej rozpieszczać swoich czytelników. W zapowiedziach na najbliżej kilka lat mnóstwo nowych pomysłów, a przede wszystkim. Co jak co, ale jednak uwielbiamy wszelkiego rodzaju kontynuacje. Chcemy wiedzieć jeszcze więcej i więcej o bohaterach. Ciekawość nas zżera i po każdej książce pozostaje pewnego rodzaju niedosyt. Autorka doskonale wie jakimi drogami trafić prosto w czułe miejsce czytelnika. Bez zastanowienia i z taką lekkością potrafi targać emocjami, dawać nadzieję, doprowadzać do łez i śmiechu, a na koniec zostawić wbitym w fotel. Taka właśnie jest Lingas-Łoniewska bez serca. Jednak na uczuciach potrafi grać niczym najlepszy muzyk. Powiem szczerze, że czekałam na dalsze losy bohaterów Łatwopalnych. I doczekałam się. Jednak zabrakło mi zaskoczenia, jakiejś nieprzewidywalnej akcji. Ale może jeszcze autorka mnie zaskoczy, bo ponoć w przygotowaniach jest trzecia część.

 

Monika zostaje sama. Niestety mężczyzna jej życia odchodzi. Co prawda wraca, jednak Monice wydaje się, że zdecydowanie za późno. Zawiodła się okropnie na nim i nie potrafi mu wybaczyć. Czuje się pusta i samotna, choć musi być pełna sił, gdyż nosi pod sercem dziecko, jego dziecko. Z mamą, z którą dotychczas się nie dogadywała ma coraz lepszy kontakt. I to ona wciąż namawia córkę, by zdzwoniła do Jarka i poinformowała go, że będzie ojcem. Chociaż tyle mu się należy. Monika miota się, nie wie co zrobić. W końcu jednak wie, że nie może patrzeć w przeszłość i najwyższy czas się otrząsnąć, przebudzić z tego snu, w którym nie jest szczęśliwa. Spotyka się z Jarkiem. Ich uczucie nie zgasło i kiedy się spotykają wybucha z nową siłą i namiętnością. I jak to u Łoniewskiej bywa sielanka w końcu musi się zakończyć. Planują swoją przyszłość, Jarek nawet buduje dom. Jednak przeszłość wciąż daje o sobie znać, wciąż wpycha się w teraźniejszość i nie daje o sobie zapomnieć. Przyjaciel i były chłopak Moniki, Grzesiek, wciąż jest blisko niej. Dla Jarka zdecydowanie za blisko. Między mężczyznami dochodzi do sprzeczki. Jednak najgorsze wisi w powietrzu. Pewnego dnia w drodze do lekarza Monika zostaje porwana. Kto za tym stoi? Kto porwał Monikę i w jakim celu? Czy grozi jej niebezpieczeństwo? Na te pytania na pewno znajdziecie odpowiedź, jeśli przeczytacie.

 

Język Lingas-Łoniewskiej jest bardzo prosty i łatwy w odbiorze, chwilami za bardzo potoczny, ale może dzięki temu, książka nie wydaje się sztuczna. Jak zwykle ciekawa historia, która mimo małych niedociągnięć wciąga. Autorka ma w sobie jakąś siłę przyciągania, że nie można odłożyć książki, jeśli nie skończy się jej czytać. I tak było i tym razem u mnie. I mimo, że chwilami akcja była przewidywalna, to i tak książkę czytało się doskonale. Już czekam na kolejną część.
 
Za książkę dziękuję portalowi Regał nowości.