poniedziałek, 10 marca 2014

Recenzja i takie tam


 
 
 
 
Autor: Agata Królak
Tytuł: Z działki, z lasu i takie tam
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Liczba stron: 192

 

Czy ja już pisałam, że jestem mistrzem w robieniu przetworów na zimę? Nie? To się chwalę, że w piwnicy stoją słoje z malinami, ogórkami, dyniami, gruszkami, jabłkami, śliwkami i wszystkim, czym można wypchać słoiki. Uwielbiam sięgać po stare sprawdzone przepisy, takie przepisy z duszą, które opowiadają jakąś historię. Do dziś pamiętam słodkie bułeczki mojej mamy i racuchy mojej babci, które układała w zgrabny stosik, a ja z braćmi jak wygłodniałe psy czekaliśmy na słowo, że smażenie skończone i można zacząć jeść. Babcia nigdy nie dała nam skubnąć nawet kawałka, dopóki nie skończyła. Muszę przyznać, że i mi takie zachowane pozostało. Pamiętam tysiące ości, które stanęły mi w gardle, kiedy zachłannie jadłam ryby złowione przez dziadka. Pamiętam letni wiatr i chyboczący taboret postawiony na trawie. W końcu na świeżym powietrzu wszystko lepiej smakuje. Pamiętam jak bardzo bolał mnie brzuch kiedy przejadłam się białymi porzeczkami. Doskonale pamiętam smak pierwszych czereśni i dźwięk łamanych gałęzi kiedy wspinało się jak najwyżej, żeby zerwać te największe i najczerwieńsze. Pamiętam i pamięć tych dni i smaków pielęgnuję w sobie niczym cenny skarb. Nie oddam ich nikomu.

 

Agata Królak utkała z podobnych wspomnień wspaniałą książkę, w której pomidory, śliwki słoiki grają pierwsze skrzypce. Przywołują wspomnienia sprzed lat. Pozlepiane, niezapomniane przepisy na banalne i najlepsze smakowitości, które możemy wyczarować praktycznie ze wszystkiego, nawet z białej części arbuza.. Porzućmy więc myśli o produktach BIO, a wróćmy pamięcią do czasów, kiedy jajka znajdowało się w sianie, poziomki na leśnej polanie, grzyby w przydomowym lasu, a agrest rósł na krzewie i nikogo to nie dziwiło. Stare zdjęcia powtykane pomiędzy przepisy tworzą zgrabną mozaikę z przeszłości. Autorka z niezwykłą naturalnością opisuje, że w końcu powidła śliwkowe najlepsze na świecie robiła właśnie jej babcia. Nie wiem z czego to wynika, ale książkę dosłownie chce się czytać. A czy ktoś przeczytał książkę kucharską w całości i z zapartym tchem? Za pozwoleniem autorki wchodzimy do jej świata smaków i zapachów, błądzimy po kartach książki, wertujemy, zaznaczamy, a potem zabieramy się do robienia past pieczarkowych, miętówek, malinówek i tworzymy kolejne wspomnienia, nasze, naszych dzieci. Warto.
 
 




 

Polecam! Tak zwyczajnie od serca.

3 komentarze:

  1. Pięknie napisałaś o swoich wspomnieniach. Przeczytałam już sobie dwa razy i z łezką w oku przypominam sobie jak robiłam z dziadkiem sok z malin, który codziennie dawał nam do herbaty... Cudna książeczka, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Muszę zdobyć koniecznie. Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz zdarzyło mi się wycisnąć łzy :) Dziękuję i polecam oczywiście.

      Usuń
  2. Jeju... pięknie! Też bym chciała być mistrzynią przetworów. Chyba dojrzałam, by wreszcie zacząć próby. Każdego roku sobie obiecywałam, ale teraz jestem zmotywowana, bo mój Krzyś wreszcie polubił dżemy!!! Nadrabia za wszystkie czasy i wyjada słoiki mojej Mamy. Już czekamy na truskawki, a potem śliwki... a mi się marzy jeszcze zamknąć w słoiki pomidory, papryki, bakłażany...

    OdpowiedzUsuń