czwartek, 16 stycznia 2014

Pies na metry



Autor: Przemysław Wechterowicz
Ilustracje: Jagoda Kidawa
Tytuł: Anastazy
Wydawnictwo: Format
Liczba stron: 24

 

Nigdy nie lubiłam jamników. Może dlatego, że wyglądały jak takie parówki. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy zawitał do nas pies o wdzięcznym imieniu Anastazy, a dokładniej książka o psie. Ile miłości i radości wniósł do naszej rodziny. Aż szkoda, że macha do nas tym swoim długaśnym ogonem tylko z przepięknych ilustracji. Zresztą cały Anastazy jest niezwykle dłuuuuugi, jak to na prawdziwego jamnika wypada. Mama powtarzała mu zawsze, że jest piękny i wyjątkowy (aż mi wstyd, że nie lubiłam wcześniej jamników).







 

Anastazy to pies z duszą romantyka. Bo jaki pies uwielbia leżeć na grzebiecie i gapić się w chmury? Uwielbia obserwować, jak zmieniają się ich kształty, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Oprócz tego lubi ( tak jak ja) Boże Narodzenie i literkę c, która przypomina mu o maślanych rogalikach. Anastazy potrafi śpiewać, choć wiedzą o tym jedynie przedszkolaki, z którymi często sobie śpiewa. A dzieci w nagrodę zawsze go głaszczą i targają za uszy. O tak, każdy pies lubi smyranie po uszach. Nie ustępuję w swoich marzeniach i dążeniach, bo ma takie, oj ma. Chciałby zawyć do księżyca, ale zrobienie dzióbka z pyska jakoś mu nie wychodzi. Anastazy uczy nas cieszyć się życiem i żyć chwilą. Nie ma nic wspanialszego niż zabawa w berka z wiewiórką. Czy trzeba do szczęścia czegoś więcej? No, czasem trzeba poczuć trochę adrenaliny, więc wtedy Anastazy wskakuje do tramwaju lub autobusu, bo ile można piechotą chodzić. Nawet pies kiedyś się zmęczy. A kiedy pada i zimno na dworze, to Anastazy zwija się w kłębek i marzy… że jest światowej sławy skoczkiem, nie narciarskim, ale skoczkiem wzwyż. Jednak Anastazy nie byłby prawdziwym psem, gdyby od czasu do czasu nie pogonił jakiegoś kota. Jak mus to mus. Musi się po prostu przekonać, że jego instynkt jest na swoim miejscu i wszystko z nim dobrze. Oczywiście jest to jedynie gonitwa kulturalna, nie ma żadnych ofiar.



 
 
 
 
 
 
 
 

Piękna historia, która powinna być dla nas najlepszą nauką. Powinniśmy się cieszyć z najmniejszych chwil, które są tak ulotne, a z drugiej strony kiedy zbierze się ich spory stos, składają się na nasze życie. A cieszyć się można ze wszystkiego, że słońce świeci, że chleb jest ciemny albo jasny, że spaliły się ciastka, że spotkaliśmy sąsiada, że pogłaskaliśmy szczurzy ogon ( mam na myśli domowego szczura), że… że… jesteśmy. A ilustracje zachwycają. Trochę jakby malowane na kolanie. Czcionka wzorowana na dziecięce bazgroły. Chwilami ciężko było mi się rozczytać. Polecam.

2 komentarze:

  1. "Anastazy" nie przypadł mi do gustu, ale generalnie jest mi nie po drodze z Wechterowiczem. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń