czwartek, 28 lutego 2013

Nocne potwory




Autor: Martyna Skibińska
Tytuł: Kazio i nocny potwór
Ilustracje: Anna Niemierko
Wydawnictwo: Wytwórnia
Liczba stron: 44



Powiedzenie mówi, że w nocy każdy kot jest czarny. Każde dziecko wie także, że w ciemnościach zwykła szczotka może zamienić się w czarownicę, mikser w groźnego psa, żyrandol w ducha. Natomiast każde skrzypnięcie drzwi, podłogi lub głośniejszy wiatr na dworze może przestraszyć niejednego śmiałka. Powiem szczerze, że nie pamiętam, żebym w czasach dzieciństwa miała jakieś koszmary senne. Chociaż… przypominam sobie, że kiedy musiałam spać w końcu w swoim pokoju, w swoim łóżku, to wydawało mi się, że w moim pokoju są nietoperze. Ale mogłam się przestraszyć, gdyż tej nocy na zewnątrz hulał silny wiatr, który sprawił, że mały lufcik w oknie się otworzył. Poznajcie Kazia, dzielnego chłopca, któremu nie są straszne nocne potwory domowe.



Kazio z zawadiacko rozczochraną grzywką wcale nie jest strachliwy. O nie! Można nawet powiedzieć, że jest bardzo dzielny i odważny. Pewnej nocy obudziło go głośne grrrrrrrrr. Myślicie, że Kazio uciekł pod łóżko albo schował się pod kołdrą? Nie, usiadł szybko na swoim łóżku i zaczął się rozglądać. Nie widział jednak zbyt wiele, bo wokół panowały ciemności. Wesoło stwierdził, że to na pewno nocny potwór. Niewiele myśląc postanowił wybrać się na polowanie. Najpierw cichutko niczym myszka zakradł się do łazienki. Za każdym razem wydawało mu się, że już, już znalazł potwora, ale kiedy zapalał światło, każdy potwór okazywał się kranem, płaszczem zimowym, szafką na kubki. Zaglądał wszędzie, aż wszedł do sypialni rodziców i …. Nie zdradzę tajemnicy. W każdym razie dzielny Kazio odnajdzie potwora wydobywającego dziwne dźwięki grrrrr, grrrrr.






Ilustracje zdecydowanie wybijają się tutaj na pierwszy plan. Trochę mroczne, skrywające jakąś tajemnicę. Takie trochę przypominające rysunek korowa kreda na tablicy szkolnej. Warto wspomnieć, że Kazio i nocny potwór otrzymał nominację do nagrody ”Książka roku 2005” polskiej sekcji IBBY w kategorii ilustracje. Mądra opowieść o lękach i koszmarach, które okazują się zwykłymi przedmiotami. Warto przeczytać najmłodszym, a gwarantuję, że nocne lęki znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.



Książka pochodzi ze strony Kidsrepublic, na której oprócz znakomitych książek znajdziecie wspaniałe zabawki dla dzieci w każdym wieku. Są takie miejsca, do których chce się wracać. I muszę powiedzieć, że Kidsrepublic jest takim miejscem. Zajrzyjcie, pooglądajcie, nasyćcie się pięknymi barwami i oryginalnymi przedmiotami. Niebawem zaprezentuję Wam jedną z ciekawszych zabawek.

PRZYPOMINAM O KONKURSIE NA MOIM BLOGU.

wtorek, 26 lutego 2013

Kiedy byłeś mój






Autor: Rebecca Serle
Tytuł: Kiedy byłeś mój.
Data premiery: marzec 2013
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie




Nie ma chyba nikogo, kto nie znałby dzieła Romeo i Julia W. Szekspira. Pamiętam na studiach jak mijały nam godziny na rozmowach o najsłynniejszych kochankach świata. W liceum wydawało mi się, że ich miłość to przeznaczenie. Jednak z góry skazane na nieszczęście. Dopiero na studiach mnie oświeciło. przecież Romeo był zakochany w Rozaline! I to właśnie dla niej udał się na bal, na którym poznał Julię. Nie wszystko jest takie jak nam się wydaje. Spróbujmy więc wszystko prześledzić jeszcze raz. Tym razem bohaterami będą Rob, Rosie i Juliet. Dla kogo miłość będzie przeznaczeniem? A dla kogo tragedią?



Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że książka aż tak mnie wciągnie i zaciekawi. Niby wiedziałam czego mogę się spodziewać. Historia zostaje przeniesiona do czasów współczesnych. Poznajemy grupę normalnych nastolatków ich codzienne zwyczaje. Szkoła, imprezy, przyjaźnie wszystko sprawia, że świat przedstawiony jest bardzo rzeczywisty. Jednak w trakcie czytania wyczuwamy, że w końcu nastąpi moment, w którym wszystko się zmieni. Rob i Rosaline znają się od czasów dzieciństwa. Wiedzą o sobie wszystko, przy sobie czują się swobodnie. Jednak po przerwie wakacyjnej zaczynają patrzeć na siebie trochę inaczej. Przyjaciółki Rosie oczywiście z każdego ukradkowego spojrzenia robią wielką aferę, że to jest miłość, że taki idealny Rob na pewno kocha Rosie. W końcu Rob zaprasza Rosie na randkę i z początku jest trochę drętwo, bo są oboje postawieni w nowej sytuacji. Rosie czuje, że coś się z nią dzieje, że dziwnie reaguje na każdy dotyk Roba. Nie może uwierzyć, że zostaną parą, przecież są najlepszymi kumplami. I kiedy czytelnik zaczyna wierzyć, że rzeczywiście wspaniała przyjaźń przerodzi się w miłość, to nagle dostajemy mocny cios między oczy. Do miasteczka powraca kuzynka Rosie- Juliet. I wszystko się zmienia. Nic nie jest już takie oczywiste. Na bal z okazji rozpoczęcia roku szkolnego Rob idzie nie z Rosie, ale właśnie z Juliet. Czy Rob był rzeczywiście przeznaczony właśnie Rosie? Czy Rosie będzie potrafiła dojrzeć kogoś poza Robem? Czy Rob rzeczywiście zakocha się w Juliet i jak zakończy się ich miłość? Dlaczego Juliet wraca po dziesięciu latach? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź w książce, którą bardzo serdecznie wam polecam.



Data premiery nie jest jeszcze dokładnie znana, ale na pewno możecie jej wyczekiwać w marcu. Jak na debiut powieść jest napisana poprawnym językiem, nie ma żadnych zgrzytów. W książce nie ma rozdziałów, gdyż zostały one zastąpione przez akty i sceny. Nie wprowadziło to jednak zamieszania, a nawet tak naprawdę nie wpłynęło na odbiór całej historii. Chociaż chwilami kiedy przechodziłam do kolejnego aktu, to w myślach powtarzałam sobie, że to jest współczesna tragedia na podstawie Romea i Julii. Byłam chwilami zamknięta w pewnych ramach, które mnie ograniczały, ale nie sprawiały, że czułam się skrępowana. Nie jest to książka lekka, choć z początku na taką się zapowiada. Jest tutaj ukryte drugie dno, wystarczy tylko dobrze spojrzeć. Polecam.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.



poniedziałek, 25 lutego 2013

Kubki, kubeczki...

Nie da się tego ukryć. Teraz to juz ewidentnie mam świra. Nie tylko na punkcie książek dziecięcych, ręcznie szytych zabawek, ale także na punkcie kubków. Niestety tak się złożyło, że nie potrafię przestać ich kupować, wynajdować na różnego rodzaju pchlich targach. I mogę ciągle je dzielić na kilkanaście grup.



W poniedziałek herbaty piję tylko z zielonych kubków.

We wtorek tylko z czerwonych w białe kropki.

W środę piję kawę inkę z kubków w kwiatowe motywy.

Czwartki zarezerwowane są dla Katie Alice.

W piątek kakao wypijam duszkiem z kubków o dziwnych kształtach (nie pytajcie nawet z jakich)

W sobotę piję więcej niż przez cały tydzień. I wtedy w ruch idą filiżanki szare i miętowe, kubeczki fikuśne w esy-floresy, a nawet kubki – zaparzacze.

W niedzielę .... hm.... zmywam wszystkie kubki, kubeczki, kubicziczki (każdy rodowity Czech tak powie) ustawiam, przekładam w szafkach, oglądam jak małe dzieła sztuki.



Pokaźna kolekcja powiększyła się o kolejne cztery nowe kubki. Oczywiście pochodzą one z mojego ulubionego sklepu Koszyk prezentów, w którym już pojawiły się Wielkanocne motywy. Niedługo napiszę Wam o serii z kurą kilka zdań. Wróćmy jednak do kubków. Ze względu, że związałam swoje życie  z leśnikiem, to bardzo często w naszym domu pojawiają się różnego rodzaju przedmioty związane z lasem, dzikimi zwierzętami. I takim sposobem trafiły w moje łapki dwa zgrabne kubeczki z najnowszej kolekcji firmy Creative Tops, która prezentuje motywy zwierzęce ze świata przyrody Wysp Brytyjskich. Kolekcja powstała we współpracy z organizacją Wildlife Trusts, która od stu lat dba o ochronę środowiska w tym kraju. Przedsięwzięcie godne uwagi. A wszystkie motywy zwierzęce są stworzone z dużą precyzją przez znanego, brytyjskiego ilustratora i artysta plastyka - Mike’a Langmana. Zobaczcie sami jakie cuda potrafi stworzyć. Wystarczy, że klikniecie tu


Moje kubeczki prezentują się tak:













Ptaki uwielbiamy wszyscy, no może ja najmniej. Moja córka szaleje na punkcie ptasiów (czyt. ptaków). Jak tylko wychodzimy na spacer, to córka (20-miesięczna) zadziera głowę do góry i szuka ptaków. Do snu słuchamy głosów ptaków, jemy z łyżeczki z ptakami, nosimy bluzki z ptakami i teraz mamy kubki mamy z ptakami. Ptaszomania istna, więc żeby to przełamać pozwoliłam także na pojawienie się nowych kubków z serii Highland Fling zaprojektowanych przez moją ulubienicę, czy Katie Alice. Stworzyła serię taką w sam raz na herbatkę o piątej. Wykorzystała modne na Wyspach Brytyjskich wzory tkanin w szkocką kratę. Wiedzieliście, że w Szkocji każdy swój klan rodzinny posiada charakterystyczny wzór w kratę? Oprócz kratkowych wzorów wykorzystała także motyw kropkowy, który obecnie także bardzo często pojawia się na tkaninach. Picie herbatki czy kawy z takiego kubka to czysta przyjemność. Sami zobaczcie









Na zakupy przedświąteczne zapraszam do sklepu Koszyk prezentów Koszyk prezentów, w którym na pewno znajdziecie coś dla siebie.

czwartek, 21 lutego 2013

KONKURS!!! Do wygrania Mistrz i Zakręty losu

O tak!
W końcu ogłaszam konkurs. Już od dawna się do niego zabierałam, ale jakoś nigdy nie miałam czasu.
Mam nadzieję, że chętni się znajdą?





ZASADY KONKURSU:

1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Aureliowo, czyli ksiązkowo.
2. Konkurs trwa od 22.02,2013 r. do 03.03.2013 r. (do godziny 23.59).
3. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu w ciągu siedmiu dni od daty zakończenia konkursu.
4. Zwycięzcy są zobowiązani wysłać e-maila z danymi adresowymi na adres uam20@wp.pl w ciągu trzech dni od momentu ogłoszenia wyników. Po tym terminie nastąpi wybór nowych zwycięzców.
5. Sponsorem nagród jest autorka bloga Aureliowo, czyli książkowo.
6. Każdy uczestnik konkursu zobowiązany jest również odpowiedzieć na pytanie: Napiszczcie kilka słów, zdań o swojej ulubionej książce, do której wracacie myślami, która siedzi gdzieś w Was głęboko. (Wiem, że zadanie jest banalne, ale po co mam utrudniać konkurs?)
7. Odpowiedzi proszę zostawiać w komentarzach pod tym postem. Oprócz tego proszę podać tytuł książki, którą chcecie wygrać. Możecie wybrać tylko jedną książkę.
8. Doatkowo należy zamieścić na swoim blogu banerek informujący o konkursie. Będzie mi miło, jeśli dołączycie do Obserwatorów mojego bloga, jednak nikogo do tego nie zmuszam.
9. Do wygrania są dwie książki:
Katarzyna Michalak "Mistrz"
Agnieszka Lingas-Łoniewska " Zakręty losu" cz.1


10. Zwycięzcami konkursu zostaną osoby, których wypowiedzi najbardziej przypadną do gustu jury, w skład którego wchodzą: autorka bloga Aureliowo, czyli książkowo i jej wyobraźnia.
11. Prawo do składania reklamacji w zakresie niezgodności przeprowadzenia konkursu z Regulaminem, służy każdemu uczestnikowi w ciągu trzech dni od daty wyłonienia jego laureatów. Należy je zgłaszać w formie e-maila na adres: uam20@wp.pl


Życzę powodzenia. W razie pytań lub jakiś nieścisłości (których mogłam nie zauważyć) proszę o kontakt. 









wtorek, 19 lutego 2013

Kot, kotek, koteczek czyli co w kocie piszczy?




Autor: Paulina Wierzba

Tytuł: Oto kot.

Ilustracje: Marianna Sztyma

Wydawnictwo: Albus

Liczba stron: 56



Zdecydowanie należę do grupy, która woli koty niż psy. Nic więc dziwnego, że w moje ręce trafiła właśnie ta książka, która jest niesamowitym i bardzo oryginalnym kompendium o tych właśnie zwierzętach. Już na samym początku spis treści wydał mi się bardzo interesujący i nie mogłam się doczekać, tego co mogę spotkać na kolejnych stronach. Książka oczywiście przypadła do gustu mojej córki, której pierwszym słowem nie była mama czy tata, ale właśnie kot, a dokładniej koooota.



Koty fascynują ludzkość od tysięcy lat. Mimo, że są udomowione, nigdy nie pozwoliły nam się całkowicie poznać, oswoić ani podporządkować. W przeszłości przypisywano im magiczne właściwości. Na przestrzeni wieków stosunek do kotów się zmieniał. Raz je darzono czcią, innym razem budziły w ludziach lęk i były tępione jako źródło złej mocy. Koty współcześnie wciąż nas zaskakują, zadziwiają, bawią i mimo że żyją z człowiekiem, to wciąż są trochę tajemnicze. W całym swoim życiu miałam kilka kotów. Aktualnie ma dwa: jeden jest przybłędą jeszcze z czasów studenckich, a drugi trafił do nas, kiedy tylko się przeprowadziliśmy w nowe miejsce. Jeśli chcecie odkryć choć część kocich tajemnic, zajrzyjcie do tej książki.









Kot domowy najprawdopodobniej pochodzi ze starożytnego Egiptu. Wskazują na to zmumifikowane ciała kotów, odnalezione w egipskich grobowcach. Przeczytacie trochę o kociej historii, a właściwie prehistorii. Uwaga, pytanie za sto punktów. Jaki jest największy na świecie żyjący kot? Zgadujcie, a jeśli nie jesteście pewni, to w tej książce na pewno znajdziecie odpowiedź. Na kolejnych kilku stronach znajdziecie ciekawe fakty z życia dzikich kotów, czyli lwa, tygrysa, geparda, pantery, jaguara, pumy czy rysia. A ile w tej książce ciekawostek, aż mnie głowa rozbolała. Leonardo da Vinci uważał, że każdy kot to niezwykłe dzieło sztuki. Natomiast Karol Dickens posiadał niezwykłą kotkę, która potrafiła rozpoznać, kiedy jej pan zasypiał nad lekturą i gasić płonące świece. Prawda, że mądra i zdolna kotka? A niektórzy mówią, że tylko psy potrafią nauczyć się takich typowo ludzkich czynności. Zagłębiając się w dalszej lekturze dowiecie się po co kotu ogon, w jaki sposób koty się porozumiewają, a także nauczycie się rozpoznawać mowę ciała kota. Jednak wszyscy kociarze na pewno nie mają z tym problemów. Bardzo podobały mi się zawarte w książce cechy charakterystyczne wybranych gatunków kota. Znajdziecie wszystkie najważniejsze informacje o kocie abisyńskim czy brytyjskim, o którym skrycie marzę. Najciekawszym momentem w całej lekturze było dla mnie rozwiązanie kociego quizu, który miał określić, jakim jestem kotem. Oprócz tego poznacie kocie przesądy i przysłowia o kotach.



Rewelacyjna książka dla każdego. Do tego ilustracje trochę w starym stylu na pewno przypadną wam do gustu. Polecam.

Zielony, Nikt i gadające drzewo




Autor: Małgorzata Strzałkowska
Ilustracje: Piotr Fąfrowicz
Tytuł: Zielony, Nikt i gadające drzewo.
Wydawnictwo: Bajka
Liczba stron: 36

W ciszy usłyszysz najwięcej… Czytelniku, usiądź wygodnie, otul się ciepłym kocem weź w dłonie książkę i zacznij czytać.

Gdzieś daleko stąd, za siódmą górą i dziesiątą rzeką jest bezkresne pole. Jest. Wiem, że jest. Tak ogromne, że zdaje się nie mieć początku, ani końca. Rozchyl wrota wyobraźni, zobacz w ciszy, to miejsce spokojne. Spójrz na wysokie, rozłożyste drzewo. Widzisz tam kogoś? Przyjrzyj się uważnie, bo wśród konarów siedzi Nikt. Rozmyśla, w którą stronę świata ma się udać. Aż tu nagle rach-ciach-ciach!Rach-ciach-ciach! Jak to miło brnąć przez piach! Słowa piosenki, które rozchodzą się w ciszy nadchodzącego wieczoru. Nikt od razu ujrzał rudowłosego Zielonego, który zachwycił się, że drzewo nie jest zwykłym drzewem, ale drzewem gadającym. Dopiero po chwili Nikt zeskoczył z drzewa i uściskał przyjaciela. Zielony pragnie znaleźć gadające drzewo, a Nikt szuka miejsca dla siebie, dobrego miejsca. Zielony jednak nie ma zielonego pojęcia, w którą stronę świata ma się udać Nikt na wędrówkę, by znaleźć, to czego szuka. Jednak po chwili zastanowienia poleca mu udać się na północ. Czytelniku, jesteś tam? Masz ochotę na krótki spacer? Czy Nikt w mieście fryzjerów, będzie potrafił znaleźć miejsce dla siebie? Nie! udaje się więc na południe i trafia do miasta Podskoków. Widzicie brykających mieszkańców? Nie mogłabym tam zamieszkać, moja kondycja jest marna. Czy Nikt w końcu będzie szczęśliwy, czy musi udać się w kolejną podróż? A może prawdziwe szczęście jest tuż obok, może szczęście możemy stworzyć sobie sami?










W tej historii nie znajdziemy czarów i czarowników. Magią jest nasza wyobraźnia, która może tworzyć miejsca, które będą tylko nasze.

- Czytelniku, czy słyszysz w tej ciszy gadające drzewo?
-Tak. Chociaż ono gada zupełnie inaczej…

piątek, 15 lutego 2013

Polowanie czas zacząć!



Autor: Sven Nordqvist
Ilustracje: Sven Nordqvist
Tytuł: Polowanie na lisa
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 24

Czego to Pettson z Findusem nie wymyślą? Chyba już wszyscy znają zwariowane pomysły staruszka Pettsona, jego kota Findusa, kur czy małej mysiej rodziny. Nie wiem jak to się stało, że tak długo żyłam w błogiej nieświadomości i nic o Pettsonie nie słyszałam. No dobra, coś tam mi się o lewe ucho obiło, ale to wszystko. Teraz już wiem, że mam kolejny mały cel do zrealizowania: muszę przeczytać wszystkie książki o Pettsonie.

Nową książkę, która pojawia się u mnie w domu muszę zawsze dokładnie obejrzeć, przeczytać wszystkie nazwiska osób, które brały udział w jej tworzeniu. Jest to mój swego rodzaju rytuał, bez którego nie mogę rozpocząć czytania. Potem kartkuję książkę i upajam się zapachem lekko szumiących stron. Po wszystkich obwąchiwaniach i podczytywaniach książkę odkładam na kupkę i umieszczam ją albo na samym dole, albo na samej górze. W zależności jaki nadaję jej priorytet. Pettson nawet nie wylądował na tym stosie książek, musiałam od razu przeczytać wszystko i poznać zakończenie.

Staruszek Pettson mieszka wraz ze swoim kotem Findusem (imię doskonałe) na małym gospodarstwie. Muszę przyznać, że ilustracje wzbudziły moje najwyższe uznanie. Ten artystyczny nieład w domu Pettsona po prostu mnie zachwycił. Zaczęłam wyszukiwać różnych szczegółów i detali. W jednym miejscu Findus gra w krykieta za pomocą małego młoteczka i drewnianego auta, w którym siedzi mała mysz z kaskiem na głowie. Bez kasku przecież byłoby zbyt niebezpiecznie! W innym miejscu widzimy stadko kur, które popijają sobie herbatkę, oczywiście z porcelanowych filiżanek. Natomiast szopa narzędzia jest po prostu miejscem, w którym znajdziemy wszystko, jeśli tylko dobrze się przyjrzymy ilustracjom. Będzie tam mysia rodzina w małej wannie, fajka, wiatraczek, kaktus w doniczce, stary kapelusz, w którym zawsze są najważniejsze przedmioty, a nawet skrzypce. W niektórych miejscach jedne ilustracje nakładają się na drugie. Wydawać by się mogło, że w niektórych momentach ilustracje wyprzedzają samą akcję. A akcja niezwykle wartka i wciagająca! Sąsiad Pettsona informuje go, że w po okolicy buszuje lis, który zakrada się do kurnika i porywa kury. Pettson postanowił więc od razu pozamykać wszystkie kury do kurnika. Ale Pettson razem z Findusem wpadli na jeszcze bardziej przemyślany i nikczemny plan. Nie mieli zamiaru strzelać do lisów, jak chciał to zrobić ich sąsiad. Lisy wystawia się do wiatru! A co! Tylko, co tu zrobić, żeby lis się wystraszył i nigdy nie wykradał kur? Findus z Pettsonem długo nie musieli myśleć. Wpadli na pomysł, że zrobią sztuczna kurę. Wypełnili kurę pieprzem. Och, na samą myśl o tak dużej ilości pieprzu chce mi się kichać. Jednak nie byli by sobą, gdyby ich pomysły tylko na tym się zakończyły. Oj, nawymyślali jeszcze więcej, ale tym ciiiiii. Palec na buzię i milczę jak zaklęta.

Podobała mi się gradacja napięcia i pomysłów. Jeden pomysł rodził następny i tak nazbierała się niezła kupka. Dziać się będzie, to mogę Wam obiecać. Ilustracje zachwycają pomysłowością i dbałością o szczegóły. Wszystko jest ważne. Mysia rodzina, która siedzi w małej wannie byłaby mało realna, gdyby z prysznica nie kapała woda. Historia mądra, zabawna i wprowadzająca w dobry nastrój. Moim zachwytom nie ma końca. Drogie blogowiczki i blogowicze książkę musicie przeczytać.

Polecam!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Sklep z cytatami

Znacie?
Odwiedzacie?

Jeśli jeszcze nie wiecie o istenieniu Sklepu z cytatami, to najwyższy czas to zmienić.


Jest to miejsce w sam raz dla wszystkich książkoholików, ksiązkoczytaczy, książkoznawców, książkomaniaków i innych.

I najważniejsze! Właścicielką i pomysłodawczynią sklepu jest moja koleżanka ze studiów Daria Mielcarzewicz.




Sklep z cytatami, ul. Kościuszki 71/73
Poznań

czwartek, 7 lutego 2013

Sukienki na otarcie łez

Dwie małe dziewczynki
Z zapłakanymi buziami
Bez wiary w dorosłych
Dwa samotne światy, które otulam nadzieją i miłością.

W pewnym mieście, w pewnym Domu Dziecka miałam okazję poznać dwie maleńkie dziewczynki Kasię i Anię, którym w jednym momencie zawalił się cały maleńki świat. Maleńkie główki nadal nie rozumieją co dokładnie się stało. Wciąż z nadzieją spoglądają w okno, wciąż czekają na kochanych rodziców, którzy... co tu dużo pisać, rodzice wyrzekli się dziewczynek i po prostu jak zużyty towar oddali do Domu Dziecka. Brakuje mi słów na takie zachowanie. Czuję się taka bezradna. Mimo wszystko odkąd zaangażowałam się w pomoc różnym Stowarzyszeniom i Domom Dziecka wciąż żyję smutkiem tych wszystkich dzieci. Odbieram im smutne myśli i wypełniam czas szalonymi pomysłami, które staramy się wspólnie realizować. Sama sobie się dziwię, że jestem w stanie tyle znieść. Może nie wszyscy jeszcze wiecie, ale bloga założyłam głównie z tego powodu, by pomagać. Zbieram dla moich podopiecznych ksiązki, gry, filmy, zabawki, ubrania...

Byłam bardzo szczęśliwa kiedy otrzymałam dwie wspaniałe sukienki od wspaniałej firmy Blue JayOd początku wiedziałam do kogo powędrują sztruksowe cudeńka. Kasia i Ania wyglądają w nich oszałamiająco i cieszą się, że mają, coś, co należy tylko i wyłącznie do nich. Do dziewczynek trafiły takie sukienki:







Sukienki wykonane są z wysoko gatunkowej bawełny. Klasyczny krój, soczyste kolory i doskonałe aplikacje tworzą sukienkę doskonałą pod każdym względem. Nie ma tutaj krzykliwych kolorów i tandetnych wzorów. Blue Jay stawiają na prostotę, oryginalność i jakość wykonania. Wszystkie aplikacje (sowy, ptaszki, drzewka, pieski) projektowane są w USA, a cała produkcja ma miejsce oczywiście w Polsce. Warto więc wspierać polski rynek odzieżowy. Wykonywane są w dwóch różnych modelach: prosta z kieszonkami oraz z lekkim marszczeniem przy karczku. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Przede wszystkim trzeba się spieszyć z zakupem, ponieważ sukienki produkowane są w krótkich seriach. Uwielbiam bardzo sztruks, więc na pewno zakupie kilka sukienek dla mojej córci. Zapraszam jednocześnie do Zaczarowanego lasu i poznajcie Emilkę. Opowiadanie o niezwykłej wrażliwości, dobrym serduchu i szczęśliwym zakończeniu. Przeczytajcie koniecznie. Dla ambitnych opowiadanie także w wersji w angielskiej.


Dla tych uśmiechów i łez radości warto pomagać.

Ps. A jak tam Tłusty Czwartek u Was? Ile pączków już za Wami?

wtorek, 5 lutego 2013

Krasnoludki, zabawa w cienie i muffinki...


Przyznacie, że połączenie doskonałe? Cały weekend spędziliśmy w domu z córką. Tym razem ja się trochę rozchorowałam, więc trzeba było znaleźć zajęcie dla chorej matki i córki Urszuli. Ulka bardzo przejęła się moim przeziębieniem. Kiedy leżałam na łóżku, co chwilę wycierała mi nos... papierem toaletowym, który zdobywała z toalety. Nie pytajcie ile rolek papieru zostało rozwinięte i poszarpane na kawałki! Zniosłam to dzielnie.

Jednak na zabawę musiałam znaleźć trochę więcej siły. Nie tak dawno u nas w domu pojawiła się pewna grupa dinozaurów. Spokojnie są zupełnie oswojone i nikomu nie zrobiły krzywdy. Jeszcze... Mogą zaatakować w nocy, kiedy wszyscy będą jeszcze smacznie spać. Dziś chciałabym Was zaprosić do sklepu Jumazoma, w którym odnajdziecie m.in. wspaniałe ozdoby i dekoracje cukiernicze. Znajdziecie tam różnego rodzaju opłatki dekoracyjne, pickery, czyli ozdoby na patyku. Przy pomocy tych dekoracji stworzycie niesamowite torty przypominające boiska sportowe lub zamienicie zwykłe muffinki w kubusiowe przysmaki. I takim sposobem trafiły do nas dinozaury .Niestety dla mojej córki były to po prostu psy i koty. Postanowiłam więc w wolnej chwili, kiedy tylko lepiej się poczułam, upiec muffinki i wykorzystać moje ozdoby, bo oprócz dinusiów w paczce miałam także opłatki z rybką Nemo








Przepraszam Was bardzo serdecznie, ale nie mogę zamieścić swoich zdjęć autorskich (choć wiem, że obiecałam to zrobić), ale po prostu ozdoby zostały wykorzystane w trochę inny sposób. Jedynie przez chwilę pickery były na swoim miejscu i udało mi się zrobic jedno zdjęcie:




Z opłatkami jednak popełniłam błąd, bo położyłam je na jeszcze ciepłe muffinki i ... powyginały się we wszystkie strony. Na przyszłość będę wiedziała, że najpierw trzeba ostudzić ciacha, a potem polać delikatnie lukrem i przykleić opłatek. Całe życie się uczymy. Opłatki jednak się nie zmarnowały. Zostały zjedzone osobno. Córce dinozaury w ciasteczku nie za bardzo przypadły do gustu i zaczęła je wyciągać. Oczywiście musiała je wsadzić do swojego wózka i oprowadzić po całym domu. Co jakiś czas tylko wyciągała jednego sticka i coś mu mówiła. W między czasie wykonała telefon do baaaasii (czyt. babci) i rzuciła tylko jedno słowo: kotaaaa, kotaaa (córka przeciąga wszystkie samogłoski stąd taka pisownia). A potem dinusie musiały zacząć odgrywać swoje prawdziwe role. Już od dawna moja córka lubi robić cienie na ścianie. Wcześniej tylko wykorzystywałyśmy do tego dłonie. Zgasiłam więc światło i zapaliłam jedynie lampkę, która rzucała światło na pustą ścianę i zabawa się rozpoczęła. Dinusie tworzyły niezłe cienie na ścianie i zabawa była rewelacyjna. Do zabawy włączył się mąż i mój brat, który w zastępstwie pracuje u nas jako opiekunka. Na ścianie powstał istny Park Jurajski. Jednak cieniowe szaleństwo musiało się w końcu skończyć, więc zaczęła się nowa zabawa w krasnoludki.

Gra krasnoludki pochodzi także ze sklepu Jumazoma, w którym oprócz dekoracji cukierniczych znajdziecie wysokiej jakości zabawki, gry planszowe i książki. Warto rozejrzeć się w sklepie. Gwarantuję, że każdy znajdziecie coś odpowiedniego dla swojego dziecka. Gra planszowa renomowanej niemieckiej firmy Haba, to niezwykła przygoda przeznaczona dla najmłodszych dzieci. Haba korzysta z materiałów przyjaznych dziecku. Zabawki najczęściej wykonane są z drzewa bukowego lub brzozowego wyłącznie przy użyciu biodegradowalnych materiałów i wodnych farb ekologicznych. Drodzy rodzice, nie musicie się obawiać o zdrowie waszych dzieci. Gra w krasnoludki posiada trzy różne wersje, w które jeszcze się nie zgłębiałam, gdyż moja córka zawsze wprowadza własne zasady.







Lubię gry dla najmłodszych, gdyż zasady nigdy nie są zbyt skomplikowane i w dodatku tak naprawdę sami możemy wprowadzać własne. Gra składa się drewnianych klocków, z których możemy zbudować trzy krasnoludki. Każdy z nich jest innego koloru, więc łatwo można dziecko oswajać z kolorami. I oczywiście można bawić się w budowniczego. Nasza gra polegała na tym, kto szybciej zbuduje całego krasnala. Powiem wam, że nie sądziłam, że moja córka jest taka szybka. Do gry dołączone są trzy sztywne plansze, do której możemy przypasowywać odpowiednie elementy. Dziecko ćwiczy motorykę dłoni i małych paluszków, koncentrację i spostrzegawczość. Uwielbiam tego typu gry, w których tak naprawdę wystarczy dobry pomysł i kilka drewnianych klocków. Zawsze najprostsze rozwiązania sa najlepsze.

Jeśli macie ochotę na grę w krasnoludki, to zapraszam do sklepu Jumazoma, w którym znajdziecie bogatą ofertę skierowaną do dzieci. Polecam serdecznie.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Malutkie tajemnice





Autor: Anna Onichimowska
Tytuł: Tajemnica Malutkiej
Ilustracje: Agata Dudek
Wydawnictwo: Ezop
Liczba stron: 44

Każdy pasjonat literatury dziecięcej i młodzieżowej na pewno zna Annę Onichimowską. Jeśli nie, to książka o Tajemniczej Malutkiej będzie doskonałym początkiem fascynującej podróży. Cenię autorkę za prostotę i taką prawdziwość i dosadność słowa, które tworzą i scalają każdą historię. Niezwykle ciepłe, zabawne, czasem nostalgiczne historie zaciekawią i dużego i małego czytelnika. Zapraszam więc do lektury.

Tuż po Wigilii mała Ula, która już leżała w łóżeczku porosiła tatę, żeby opowiedział jej bajkę o trochę innej dziewczynce. Tata zastanowił się przez chwilę i zgodził się pod jednym warunkiem, że Ula będzie wymyślała historię razem z nim. I zaczęło się dziać… Z górami, za morzami mieszkała dziewczynka, która miała baaaardzo duże stopy. Były tak wielkie, że zajmowały całą szerokość jezdni. Trudno wam w to uwierzyć? Malutka musiała do sklepu wchodzić tyłem, żeby nie poprzewracać słoików z ogórkami. Czasem z Malutkiej przyjaciele się śmiali, jednak nic sobie z tego nie robiła. lubiła kiedy innym było wesoło i także śmiała się ze swoich stóp. Zresztą mając takie stopy mogła się nimi przykrywać, jak było jej zimno, albo zasłaniać przed deszczem. W dodatku biegała najszybciej w całym miasteczku. Marzyła jedynie o wspaniałych kolorowych trzewikach, takich jakie nosiła jej koleżanka Lucynka. Jesteście ciekawi czy marzenie Malutkiej się spełni?

Pięknie opowiedziana historia, bardzo ciepła i nastrajająca pozytywną energią. Czasem wymyślanie opowiastek może być wspaniałą zabawą. Jeśli macie ochotę poznać dalsze losy Malutkiej, to zacznijcie wymyślać sami… Na uwagę zasługuję ciekawe ilustracje. Takie trochę surrealistyczne. Miejscami imitujące swego rodzaju wyklejanki. Pełno tutaj geometrycznych brył. Polecam.

piątek, 1 lutego 2013

Z Panem Brummem na wycieczkę





Autor: Daniel Napp
Ilustracje: Daniel Napp
Tytuł: Pan Brumm wybiera się na wycieczkę.
Wydawnictwo: Bona
Liczba stron: 32

Skoro Daniel Napp, to nie może być nic innego, jak kolejna zabawna przygoda Pana Brumma. To już kolejna książka z tej serii i po raz kolejny uśmiałam się jak małe dziecko, bo jak zwykle Pan Brumm wpadł na genialny pomysł.

Pan Brumm robił to, co zawsze robił w środę… Tego dnia tygodnia wybierał się na wycieczkę. Przed wyprawą spakował plecak i jak się później okaże zapomniał o kilku ważnych i potrzebnych przedmiotach. No, ale Pan Brumm jest czasem zapominalski. Oczywiście na wyprawę zabrał swoich najlepszych przyjaciół, czyli rybkę Kaszalota i Borsuka. Wybrali się na wycieczkę w góry. Powiem szczerze, że od razu spodziewałam się nadciągającego nieszczęścia. Na polanie spotkali Ryjka, któremu zaginęła owieczka. Poprosił więc niedźwiadka i Borsuka, że jeśli ją znajdą, to muszą zaklaskać trzykrotnie. Niestety małej owieczki nigdzie nie mogli znaleźć. Jednak Pan Brumm się nie poddawał i wyjął ze swojego plecaka mapę. Jednak pojawił się pewien problem. Otóż Pan Brumm zabrał mapę świata. Tak jak można się było domyślić, nasi bohaterowie zagubili się w górach, a w dodatku zaczęło padać. Znaleźli schronienie w jaskini. Pan Brumm jak zwykle niczym się nie przejmował, bo w końcu był przygotowany na każdą ewentualność. Czyżby na pewno? Nagle w głębi jaskini usłyszeli głos małej owieczki. Dzielny Pan Brumm razem z przyjaciółmi postanawia uratować owieczkę. Jak zakończy się cała historia? Czy owieczka rzeczywiście będzie w jaskini? A dlaczego trójka przyjaciół musiała spędzić noc pod gołym niebem?

Nie ma wyboru, musicie przeczytać. Pan Brumm zawsze zaskakuje mnie swoim pozytywnym myśleniem i nawet w najgorszej sytuacji potrafi dojrzeć światełko w tunelu. Bardzo cenię w nim właśnie tę cechę. Czasem trochę gapowaty, zapominalski, jednak nie da się go nie lubić. Myślę, że każde dziecko się z nim zaprzyjaźni. Na uwagę zasługują fantastyczne ilustracje, które wymyśla sam autor. Doskonałe nasycenie barw i dbałość o szczegóły tworzą niesamowity klimat. Polecam i zachęcam do przeczytania innych przygód z Panem Brummem w roli głównej.