czwartek, 18 grudnia 2014

Patrzcie! Ten chłopak nosi stanik!




Autor: Gen-ichiro Yagyu
Tytuł: Piersi
Wydawnictwo: Tako
Liczba stron: 28
Moja ocena: 5/5

 

Prezenty pod choinkę już kupione? Przyznajcie się ile książek tym razem kupiliście dla bliskich? Ja jestem na granicy bankructwa, choć zawsze sobie obiecuję, że prezenty będę kupowała dużo wcześniej. Uwielbiam wręczać prezenty i sprawiać komuś radość. A teraz sobie zobaczcie, jaka książka ostatnio jest u nas na tapecie. Jakiś czas temu pisałam Wam o pierwszej części z tej serii o Strupku. Dziś napiszę kilka słów o Piersiach. Może mało świątecznie, ale nie mogłam się oprzeć. Tym bardziej, że teraz przed świętami chyba na każdym blogu możecie znaleźć propozycje świątecznych książek, albo świątecznych prezentów. Szkoda tylko, że ceny tych prezentów są często nieosiągalne.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Piersi każdy z nas ma i jest to oczywista, oczywistość. Piersi mają dziewczynki, mężczyźni, kobiety, chłopcy, a nawet niemowlaki. Po raz kolejny japoński pisarz przedstawia dzieciom w sposób prosty i zrozumiały tajniki ludzkiego ciała. Przecież każdy z nas nie jeden raz zastanawiał się, jak to się dzieje, że kiedy kobieta rodzi dziecko, to karmi je mlekiem ze swoich piersi. Skąd to mleko się tam wzięło? I dlaczego takiego mleka nie mają mężczyźni, przecież bądź co bądź, piersi tez mają. Ba! Czasem nawet mają bardzo duże piersi. Schematycznie przedstawiony przez autora wzrost piersi bardzo mi się spodobał. Kilka kresek i kropek wystarczy. Mam nadzieję, że znajdziecie tą ilustrację w książce. Książka w doskonały sposób opowiada dzieciom, czym jest mleko mamy, z czego się składa. Autor także wyjaśnia, co musi zrobić niemowlak, żeby to mleko wypłynęło z piersi. Oprócz tego, że kobieta karmi swoje maleństwo, to każdy wie, że piersi są takie mięciutkie i można się do nich przytulać. Po około roku, maluchowi już przestaje smakować mleko mamy i zaczyna jeść tak, jak my. Autor nie zapomina także o matkach, które z jakiś powodów nie mogły karmić swoich dzieci.

 

Książka naprawdę warta polecenia w szczególności dla ciekawskich młodych czytelników. Ilustracje może nie do końca są w moim stylu, ale na pewno są bardzo charakterystyczne. Raczej naszkicowane na kolanie. Jednak doskonale wpisują się w wizję tej książki. Czytając wydaje nam się, że po prostu ktoś szybko i dość schematycznie chce nam wyjaśnić ważną rzecz. Ma tyle do powiedzenia, że mknie do przodu i ciągle opowiada i opowiada, aby zaspokoić naszą ciekawość. Polecam i już czekam na kolejny tom z serii Pępek. To będzie zabawa. Książka bierze udział w zabawie Przygody z książką.
 
 

wtorek, 9 grudnia 2014

Pykniesz w klocuchy?

 
-Mamuniu, pykniemy w klocuchy?
-Jasne.
 
 
 
No tak post klockowy już miał się pojawić dawno. I kiedy już powstawał, to nagle  coś stawało mojej wizji na drodze.  A to chore dziecko, a to skumulowane wyjazdy służbowe i wyjazdy na studia w weekendy. Tak, oszalałam  i jeszcze studiuje . Chociaż troszeczkę staram się usprawiedliwić.
 
 
Dziś chciałabym Was zainteresować pewną fantastyczną firmą, która wykonuje cudowności dla dzieci. W ich szalonych głowach zrodził się pomysł, który potrafili zrealizować i to w dodatku własnoręcznie. Pomysł - głowa - wyobraźnia - ręka. No wszystko pięknie się łączy. Od samego początku obróbki drewna, poprzez malowanie, wykonanie opakowania aż do instrukcji  wszystko zrobione jest ręcznie. Powiem szczerze, że zachwyciłam się bardziej tą instrukcją niż klockami. W dzisiejszych czasach przecież prawie w ogóle nie mamy do czynienia z tekstem pisanym prawdziwym długopisem czy piórem. Dla mnie to mistrzostwo. Zresztą zobaczcie sami.
 
 
 
 
 

A o kim mowa? Jejku, jeszcze w tym natłoku spraw mogłabym zapomnieć o podaniu nazwy. Zapraszam Was do odwiedzenia strony Studia HOHO. Ze względu na to, że moja córka uwielbia dziki i wilki (tak to jest jak tata jest leśnikiem), to trafił do nas zestaw Memo-leśne zwierzęta. I niech nie zwiedzie Was nazwa. Wiecie, że oprócz wilka, sowy, sarenki czy dzika w lesie można spotkać także skrzata? Tylko proszę nie mówić, że nie wierzycie w skrzaty! Zresztą sprawa ta została już jakiś czas temu wyjaśniona przez Wydawnictwo Bona, które wydało encyklopedię wiedzy o tych małych stworzeniach. Książka Skrzaty na pewno zachwyci każdego i w dodatku dowiecie się z niej m.in. dokładnej budowy skrzata, ich stosunków z wrogami, wierzeń i innych. U nas każda zabawka musi mieć w sobie pewną moc. Nie może ograniczać naszej wyobraźni. Dokładniej wyobraźni mojej córki. Owszem gramy w memory i lubimy pykać sobie w klocuchy. Musi być spełniona jedna zasada: Adams musi już spać, bo w przeciwnym razie potrafi włożyć na jeden raz 4 klocki do buzi! Ma paszczę pakowną jak kiedyś mój chomik, który za jednym podejściem ładował do pyszczka 100 (STO) ziarenek słonecznika! Gramy więc wieczorami, a jak tylko nam się znudzi, to zaczynamy opowiadać historie mroczne, zabawne, smutne, wesołe o tych dzikach, wilkach, jeżach, ślimakach, lisach, zającach. Układamy sobie wieżę zwierzętową. Nawet bawimy się w ciepło-zimno i chowamy przeważnie dziki w jakieś tajne miejsce. Ubaw mamy zawsze po pachy. A kiedy już poopowiadamy wszystko, to wtedy córka gotuje zupę z jeża, mięso z sarny. Jemy kanapki z sową i z zającem(o te są najpyszniejsze). Zwykłe-niezwykłe klocki wykonane z niezwykłą starannością są dla nas pretekstem do dalszych zabaw. I za to kocham Studio Hoho, że dało nam nie tylko radość odkrywania i poznawania, ale także niegraniczone możliwości wykorzystania tych klocków. To miejsce, w którym chciałabym podziękować i jednocześnie przeprosić (wtajemniczeni ze Studia wiedzą za co). A jeśli nadal nie macie pomysłu na prezent, to zapraszam na stronę i wybierajcie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Pomagacie? Pomagamy.

Okres przedświąteczny, to czas niezwykły, ale tą magię zabija telewizja i Internet, które podają wciąż smutne historie zwykłych i niezwykłych ludzi. Wciąż zewsząd bombardują nas informacje, komu wysłać sms-a, komu przelać pieniądze na konto, kto potrzebuje protezy, kto rehabilitacji. Codziennie uderza mnie ból i cierpienie, z którym ciężko mi sobie poradzić. Tak to już jest, jak się jest zbytnią optymistką. Chciałabym pomóc wszystkim!!! Marne szanse, wiem. Idealistka, która chyba nie wie jak funkcjonuje  dzisiejszy świat. Świat, w którym rządzą pieniądze.
 
A czy można pomóc komuś nie wydając ani złotówki? Podzielić się czymś ważniejszym niż pieniądze? Oczywiście!!!
 
Po pierwsze możemy oddać krew, o którą coraz trudniej. Warto więc wybrać się do najbliższego punktu Krwiodawstwa w swoim mieście i oddać trochę tej krwi. Czy to nas coś kosztuje? Nie. No może trochę czasu, ale warto go poświęcić na tak szczytny cel. Nigdy nie wiemy, kiedy możemy potrzebować krwi.
 
Po drugie możemy zostać dawcami szpiku. Czy wiecie, że co godzinę jedna osoba w Polsce dowiaduje się, że ma białaczkę? Nasze komórki macierzyste mogą uratować komuś życie. Możemy komuś podarować kolejne uśmiechy dzieci, kolejne święta w przytulnym domu wśród rodziny i znajomych, kolejne wyzwania zawodowe, rodzinne, szczęście i radość życia, już zupełnie nowego, jeszcze bardziej cennego. Możemy komuś dać nadzieję. I choć znalezienie odpowiedniego dawcy jest jak 1 do kilku milionów, to tym bardziej powinniśmy działać. Na świecie zarejestrowanych jest prawie 4 miliony dawców, to niestety jedynie kropla w morzu potrzeb. Wiele osób nigdy nie znajdzie swojego bliźniaka genetycznego. Jednak ja myślę pozytywnie i każdego dnia czekam na telefon z Fundacji. Co trzeba zrobić? Wystarczy, że odwiedzicie stronę Fundacji DKMS i wypełnicie zgłoszenie. Po kilku tygodniach otrzymacie formularz i takie patyczki do pobrania waszej śliny i tyle. A potem tylko czekacie z nadzieją. Nic was to nie kosztuje, bo wszystkie koszty pokrywa Fundacja, ale oczywiście możecie wspomóc finansowo Fundację.
 
Po trzecie możemy oddać swoje włosy. Tutaj raczej aktywne będą kobiety, choć u mnie bracia to wciąż rockendrelowcy, więc wiedzą, co tymi długaśnymi włosami można zrobić. A co można? Obciąć w wybranym salonie fryzjerskim (za darmo!) i przekazać na naturalne peruki. Czyż nie jest to fantastyczna sprawa? Zapraszam was na stronę Fundacji Rak'n'Roll i tam dowiecie się wszystkiego. To jak mamuśki? Oddacie włos?
 
 
Możesz podarować komuś coś cenniejszego niż nowe klocki, książki, auto, pieniądze... Możesz podarować życie, którego nie kupimy za żadne pieniądze.
 
 
A Wy jak pomagacie?
Macie swoje pomysły, które realizujecie?
Robicie coś zupełnie bezinteresownie?
 
Buziaki
A.

niedziela, 7 grudnia 2014

Wyniki,wyniki,wyniki

Tak jak obiecałam ogłaszam wyniki konkursu. Bardzo dziękuję wszystkim za udział. Chętnie nagrodziłabym wszystkich, ale nie zawsze jest możliwe. Chociaż już w mojej głowie kolejne pomysły i zdecydowanie więcej nagród. Dobra, nie trzymam Was w niepewności.

Klocki wygrywa Buba Bajdocja
Lalkę Barbie Anita Kal


Proszę Was o jak najszybsze przesłanie adresów do mnie na e-mail: uam20@wp.pl
Mam nadzieję, że nagrody Wam się spodobają.

Buziaki,
A.

piątek, 5 grudnia 2014

Podróż do Tokio i przypomnienie o konkursie


 
 
Autor: Annelore Parot
Tytuł: Aoki
Wydawnictwo: Format
Liczba stron: 48
Moja ocena: 5/5

 

Już od dawna polowałam na tę książkę, wiedziałam, że jej zawartość mnie zachwyci, że będzie inna niż wszystkie książki. I mój zmysł książkowy mnie nie zawiódł. Jednak kiedy się dowiedziałam, że to jest już druga część z serii Strony Świata, to zaczęłam się zastanawiać, czemu nie mam pierwszej części? A dlatego nie mam, bo nakład Yumi został wyczerpany. Pozostaje mi tylko liczyć, że może będzie kolejne wydanie. O Japonii słyszałam wiele, zawsze z otwartymi oczami oglądałam filmy przyrodnicze i dokumentalne. Niestety póki co jest poza moim zasięgiem. Choć w swoich planach miałam kiedyś studia z japonistyki. To byłby czad! Póki co pozostaje mi jedynie przygotowywanie bento każdego dnia do pracy.  

 

Aoki to mała drewniana laleczka, czyli kokeshi. Pochodzi z dalekiego kraju, jest śliczna i uwielbia ubierać się w kolorowe stroje. Aoki zabierze nas w podróż do Tokio, jednego z największych japońskich miast. Przejedziemy się najszybszym pociągiem na świecie Shinkansen. Przy nim nasz Pendolino, to rzeczywiście pikuś. Yoko, czeka na dworcu na Aoki, ciężko ją rozpoznać wśród tłumu. Czy tez macie czasem takie wrażenie, ze wszyscy Japończycy są bardzo do siebie podobni? Czeka was naprawdę fantastyczna podróż po mieście pełnym niespodzianek, szumu, gwaru, sklepów, ludzi. Ale jeśli już was to znudzi, albo zmęczy to zawsze możecie odpocząć pod drzewem kwitnącej wiśni i napić się zielonej herbaty.
 
Tu obejrzycie filmik:
 

 

A ilustracje i cała oprawa graficzna książki po prostu zachwyca. Już na stronie tytułowej mamy nasza laleczkę, jakby naszytą na okładkę. W środku co chwilę do czegoś zaglądamy, coś otwieramy. Taka ciekawość nami kieruje i co chwilę chcemy jak najszybciej zajrzeć w każde miejsce. Zresztą sami zobaczcie i jeśli tylko się wam spodoba, to kupujcie. A kupicie ja tutaj.
 
Przypominam o konkursie. Wszystkie informacje tutaj

wtorek, 2 grudnia 2014

Konkurs przedświąteczny z klockami


 

Odkąd nasz mały Adams stanął na nogi, córka zaczęła go dopiero wtedy traktować, jako nowego członka rodziny. Nie odstępuje go na krok, ciągle się o niego troszczy, przeciąga, odciąga, pokazuje, zabiera, łaskocze, uśmiecha się, radzi ( mądre te rady, naprawdę). A razem tylko kombinują i czasem przyczepiają się do moich nóg i nie mogę się ruszyć na krok. Nie sądziłam, że tak szybko dojdzie do kłótni i walki o każdą zabawkę. Ba! Co ja piszę, nie tylko o zabawkę, ale o każdą kartkę papieru, kredkę, plastikową łyżeczkę, pusta butelkę, sznurówki od butów. Pewnie niektóre z Was doskonale wiedzą, o czym piszę. Muszą zawsze bawić się jedną i tą samą zabawką. Losie, czy ja to wytrzymam? Będzie ciężko, ale dam radę.

Drewniane, plastikowe, małe, duże, ogromniaste, kolorowe, naturalne, miękkie… klocki. To jest zdecydowanie najciekawsza zabawka moich dzieci. Układamy codziennie ptaki, samoloty, domki, łózka, jeże, kołdry i poduszki (w tym specjalizuje się moja trzyletnia córka). A żeby tego było mało, to jeszcze codziennie gotujemy z tych klocków pyszne obiady, dla małej Julki (w roli małej Julki tylko i wyłącznie babcia, która dodatkowo musi mieć założony śliniaczek). Każde klocki przyjmujemy pod nasz dach. O Lego Duplo nawet nie wspominam, bo te klocki są po prostu w każdym miejscu (wiedza o tym dokładnie bose stopy!!!) Wczoraj w lodówce siedział słoń, zebra i tygrys, umorusani masłem. Ponoć lubią masło. Można się lekko przestraszyć. Niestety córka nie zawsze może budować przy Adasiu, którego głównym zadaniem jest totalne zniszczenie wszystkiego, co powstaje. Budujemy, więc w czasie drzemki młodszego, albo wieczorem.
Bardzo się cieszę, że trafiły do nas kolejne klocki. Jejku, nie spodziewałam się, że będą aż tak fajne. Mam na myśli klocki Jawbones, które przywędrowały na nasz rynek z USA. Klocki konstrukcyjne, które wymagają od dziecka dużego zaangażowania, wyobraźni i precyzji. Czy muszę wspominać, że przy takich właśnie klockach niezwykle rozwija się motoryka naszego malucha, ćwiczy paluszki. Czego chcieć więcej? Według producenta klocki przeznaczone są dla dzieci w wieku 5-6 lat, ale moja 3-letnia córka z pomocą taty jakoś sobie poradziła. Wydaje mi się, że sama jednak chyba nic by nie zbudowała, bo muszę przyznać, że trzeba trochę siły, żeby dobrze połączyć klocki. Całe szczęście, że mamy w domu silnego tatę. A tata potrafi klockami bawić się godzinami. Dla mnie klocki Jawbones są swego rodzaju odskocznią od lego, mam tu na myśli te zestawy bardziej techniczne. Przede wszystkim zestaw kolorystyczny jest trochę inny, ale także sposób składania tych klocków. W zestawie, który posiadam znajduje się 60 klocków, więc może nie ma ich tak dużo, ale naprawdę sporo ciekawych rzeczy można zbudować. Do zestawu dołączona jest instrukcja, według której można zbudować pojazd kosmiczny, psa, robota. Oczywiście można użyć własnej wyobraźni i zaszaleć i stworzyć coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Wszystkie klocki możemy przechowywać w małym, plastikowym pudełku i w razie czego zabrać ze sobą w dowolne miejsce. Zobaczcie sami:
 

 
 

 

A teraz uwaga, uwaga!!! Ogłaszam konkurs, w którym do wygrania będzie zestaw klocków Jawbones (60 elementów) oraz lalka Barbie. Jeszcze nie wiem dokładnie jaka. Nagrody funduje właściciel sklepu FM Kids Co zrobić, żeby wygrać jedną z nagród? Wystarczy zgłosić się w poście poniżej i podać jedną nagrodę, o którą chcecie zawalczyć. Oprócz tego odwiedźcie stronę FM Kids i wybierzcie jedną wymarzoną zabawkę, którą chcielibyście podarować swojemu (nieswojemu) dziecku i podajcie link w komentarzu. Spośród zgłoszeń wybiorę dwóch zwycięzców. Możecie zgłaszać się do 6 grudnia. I już następnego dnia oczekujcie wyników. Pasuje? Powodzenia życzę.