środa, 12 listopada 2014

Dwa w jednym, czyli jak to jest z tym Antonino


 
 
 
Autor: Juan Arjona
Tytuł: Antonino ze snu w sen; Antonino tam i z powrotem
Ilustracje: Lluïsot
Wydawnictwo: Tako
Liczba stron: 28
Moja ocena: 5/5

 

Pamiętacie, jak jakiś czas temu prezentowałam na blogu niewielką książeczkę o przygodach małego człowieka Antonio, który uratował niedźwiedzia? Jeśli nie, to możecie przeszukać mojego bloga lub księgarnię Motyle książkowe i przeczytać. Córka, Antonino pokochała od razu. Zawsze jak mamy do czynienia ze złamaniem, skaleczeniem, bandażem, plasterkiem, to książka staje się jeszcze ważniejsza, jeszcze bardziej wtedy do mojej córki przemawia. Jak my czekałyśmy na kolejne dwie części przygód Antonina! Aż w końcu ten dzień nastał i aż dwie kolejne części znalazły się u nas w domu.  Te książeczki są naprawdę rewelacyjne i mają odpowiedni format, taki torebkowy. Jeśli ktoś zapytałby mnie, co można znaleźć w mojej torebce, to bez wahania odpowiem, że kilka książek. Antonino jest więc zawsze ze mną. Nie jeden raz już pomógł nam umilić czas w przychodni. Jedni w torebkach noszą telefony, a ja zawsze książki, o telefonie często zapominam, że w ogóle go mam. Mój mąż  już nawet do mnie nie dzwoni, bo wie, że nie odbiorę. Szybciej odczytam list wrzucony do skrzynki, taki prawdziwy, na prawdziwej kartce, napisany prawdziwym długopisem niż odbiorę telefon. Chyba nie wpisuję się w dzisiejsze czasy.

















 

Obie części ani trochę nas nie zawiodły, no może nie było nikogo chorego, no ale nie można mieć wszystkiego. Cieszyłam się jak małe dziecko, kiedy zobaczyłam, że pan Antonino zamieszkał ze swoim przyjacielem, Niedźwiedziem, którego uratował w pierwszej części. Odetchnęłam z ulgą, że Niedźwiedź wykaraskał się z tego wszystkiego. Od tego czasu towarzyszy panu Antonino każdego dnia, a co gorsza nawet snach pana Antonino, który z początku w ogóle nie jest z tego zadowolony. W końcu jest to jego sen a Niedźwiedzia. Niech zmyka do swojego snu, i to już! Antonino co rusz zmienia sen. Za każdym razem Niedźwiedź ratuje swojego przyjaciela z opresji, a to znajduje wyjście z labiryntu, a to przyjeżdża wozem strażackim i gasi ogień, ratuje go przed potworem. Koniec końców Antonino w końcu proponuje Niedźwiedziowi, że mogą śnic razem, w końcu razem jest przyjemniej i bezpieczniej. W kolejnej części Antonino tam i z powrotem nasz mały człowieczek musi się trochę nabiegać. A po co tak lata w tę i z powrotem? No wszystko po to, żeby nakarmić Niedźwiedzia. Leci więc wydoić kozę, nazbierać świeżego miodu, złowić ryby. I lata tak cały dzień, by zaspokoić głód przyjaciela.

 

O przyjaźni. Powiedziałabym, że właśnie o tym są te książeczki. Ale o takiej przyjaźni prawdziwej, o poświęceniu dla drugiego bez względu na wszystko. Jednak może czasem trzeba w tym pospiechu się zatrzymać i zrobić coś tylko dla siebie? Może jednak chęć pomocy dla wszystkich, którą okazuje względem wszystkich Antonino w końcu zacznie go męczyć. Może pewnego dnia, to on będzie potrzebował pomocy? Ilustracje znakomite, zdecydowanie więcej mówią niż słowa, które są tutaj okrojone do minimum. Uwielbiam tego typu minimalizm. Jeśli macie ochotę na przyjaźń z Antonino to zachęcam.

 

Książki kupicie sobie tutaj.

Wpis ten bierze udział w wyzwaniu Przygody z książką.



piątek, 7 listopada 2014

Strachy na lachy


 
 
 
 
 
 
Autor: Amanda Noll
Ilustracje: Howard McWilliam
Tytuł: Potrzebuję mojego potwora
Wydawnictwo: CzyTam
Liczba stron: 32
Moja ocena: 5/5

 

 

Kiedy od pewnej wspaniałej osoby z księgarni Motyle książkowe usłyszałam o nowym wydawnictwie CzyTam, to bardzo się ucieszyłam. Oczekiwałam naprawdę czegoś innego, świeżego, prawdziwie dziecięcego. Wydawnictwo zadebiutowało na rynku wydawniczym w 2013 roku książką obrazkową dla najmłodszych, o której niebawem też Wam napiszę. Mają w swoich planach wydawniczych nawet komiksy. Będzie się działo!

 

-mamooooooooooooooo,a Kopa Ręka ma buzię?

-hm… chyba tak.

- a ma nos i oczy?

- hm… nie wiem, ale chyba tak

- i śmierdzi mu z buzi, bo nie ma zębów?

- wiem, że nie myje zębów

- a dziś będzie spał pod moim łóżkiem razem z dzikami i wilkami?

- nie ma sprawy

 

Chyba każdy z nas ma jakiegoś swojego potwora. Nasz nazywa się Kpa Ręka. Jego imię ma dość rozbudowana historię, więc może następnym razem o niej napiszę. Kopa Ręka codziennie z nami śpi. Chociaż czasem siedzi na balkonie i ostrzy swoje długie pazury. Czasem zapuka w szybę albo poskrobie w łóżko. Wtedy jest tak fajnie się bać i kiedy nasz strach jest pod ręką, to jest bezpiecznie. Moja córka podobnie jak Ignaś, bohater książki, ma problemy z zasypianiem. Początkowo usypianie Ulki trwało godzinami, dosłownie. Czytanie, rozmowy, sto kanapek, picie, sikanie, bajki o sikających wróżach. Z naszym strachem śpi nam się lepiej, bo wiemy, że on ciągle jest przy nas. A co by się stało, gdyby któregoś dnia zniknął? Pewnego dnia Ignaś zastaje pod swoim łóżkiem karteczkę, że jego potwór wybrał się na ryby i wróci za tydzień. Jak to? A co z Ignasiem? Jak ma w takich warunkach zasnąć? W nocy kiedy leżała już łóżku zaczęły go odwiedzać inne potwory. Niektóre były naprawdę okropne. Jednak nikt nie spełniał wymagań małego chłopca. Po prostu żaden potwór nie był tak straszny jak jego przyjaciel Gab. Czy mały Ignaś w końcu zaśnie? Przeczytajcie.
 
 







 

 

Wymagania Ignasia są naprawdę konkretne, nawet potwory same w końcu rezygnują. W końcu nie tak łatwo zastąpić najlepszego przyjaciela. Niesamowita książka, która ani trochę nie przeraża. Wręcz przeciwnie, oswaja dzieci ze potworami i strachami. Ilustracje jak dla mnie genialne, takie wyraziste i mimo wszystko trochę mroczne, ale nie przerażające. Doskonałe połączenie tekstu i ilustracji. Ciekawa jestem kolejnych propozycji wydawnictwa.


Po książkę zapraszam oczywiście tutaj.

 

PS. Dziś córka zaniosła do przedszkola książkę. Jeśli pani Dyrektor nie wyrzuci mojej  Ulki z przedszkola, to będzie cud. Wzięła książkę, Pieluszka Maksa i niosła ją całą drogę otwartą na stronie, w której Maks sika. Widać siusiaka, widać pupę…. normalnie pornografia w przedszkolu. Ale jak mogłam zabronić zabrania jej tej książki?
 
PS. Wszyscy, którzy brali udział w moim konkursie. Nagrody wysyłam dzisiaj pop południu. Przepraszam za opóźnienia.
 
PS. Jejku, jejku mamuśki kolejny konkurs się szykuje. Tym razem oprócz książek będzie można wygrać jakieś fajne zabawki. Póki, co możecie popatrzeć na stronę i powzdychać do tych ulubionych.
Zapraszam na Wymarzone zabawki.

niedziela, 2 listopada 2014

I znowu świnkowe opowieści




Autor: Barbro Lindgren
Ilustracje: Olof Landström
Tłumaczenie: Katarzyna Skalska
Tytuł: Ładnie, Bolusiu!
Wydawnictwo: Zakamarki
Miejsce i rok wydania: Poznań 2014
Wiek: 0+
Liczba stron: 28
Moja ocena: 5/5

 

 

I po raz kolejny Boluś nas zaatakował. Tym razem nasz mały prosiaczek znajdzie się w trudnej sytuacji i będzie musiał zmierzyć się z nie byle kim, a z nowym, małym, tyciuńkim braciszkiem. Wszyscy rodzice wiedzą, że pojawienie się kolejnego członka rodziny, to przeżycie dla wszystkich, szczególnie dla dzieci. Jak z całą sytuacja poradzi sobie Bolek? Czytajcie.

 

Barbro Lindgren po raz kolejny zabiera nas do świnkowego świata, który wygląda zupełnie, jak nasz, ten ludzki. Aż trudno uwierzyć, prawda? Kiedy mama przedstawia Bolusiowi młodszego braciszka, ten o dziwo, nawet się cieszy. Przecież bycie starszym bratem może być nawet ciekawe. W teorii wszystko wydaje się proste. Jednak kiedy bolusiowy braciszek ryczy przez cały dzień, to sytuacja wcale nie jest już tak sielankowa. Mam kupuje maluśkiemu synkowi nowy smoczek. No jak to, a dlaczego ta kochająca mama nie kupiła smoczka dla Bolusia? Otóż, mama ze spokojem wyjaśnia synkowi, że jest już za duży na smoczek, że wcale go nie potrzebuje. Ale jak? Dlaczego? Boluś też chce taki smoczek! Chce i już! A jak chce, to postanawia go zdobyć. Zabiera braciszka na podwórko, ale natychmiast wyrywa mu smoczek i... ucieka. Zostawia jednak przy maluchu swojego Chrumtaska, przytulankę. I jak myślicie, co dalej z Bolkiem? Nie obejdzie się bez kłopotów i obitych ryjków. Tak, dobrze przeczytaliście. Dokładnie takie słowa są użyte w książce. Czy Boluś zrozumie, że rzeczywiście jest już za duży na smoczek? Ale najpierw musi przeżyć chwile grozy, by wszystko poukładać sobie w tej małej główce i zrozumieć.
 
 




 

 

Ilustracje znowu mnie rozczulają. Chwilami są takie rzeczywiste, aż chciałoby się wskoczyć do książki i wziąć na ręce Bolusia. Rezolutny Boluś na pewno stanie się waszym najlepszym kompanem zaufajcie mi. Polecam.


PS. Nie dość, że ze sporym opóźnieniem, to po raz kolejny całkiem inna książka, niż ta, którą Wam obiecuję od jakiegoś czasu. Niestety choroby dzieci, szpitale, brak czasu i inne pilniejsze tłumaczenia wciąż mi na to nie pozwalają. Zdradzę tylko, że trwają rozmowy z pewnym Wydawnictwem, które może wyda książkę, którą tłumaczę. Ale już ciiiiiiiiiiiii.


Kolejna książka, która bierze udział w wyzwaniu Przygody z książką